Następny rozdział: 06.08.2017 Rozdziały pojawiają się co około dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na te kolumny, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie w tym miejscu.
Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Ostrzegam, że niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami. Opowiadanie może zawierać wulgaryzmy, przemoc oraz sceny 18+.
Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś moją twórczość, to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. :) Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Zakazane jest kopiowanie treści.

20 sie 2017

#41 'ducks in the park

Potrzebowała kilku dni z daleka od Nowego Jorku. Pocałunek z Chrisem nic nie znaczył. Nadal brał ślub za kilka tygodni, a ona najwyraźniej niewiele mogła zrobić. A przynajmniej nie, gdy cały czas była w mieście i nie mogła spojrzeć na to wszystko z dystansu. Ponieważ Ryan nie mógł wyrwać się z Nowego Jorku, sama postanowiła pojechać do Karoliny Południowej do Parku Narodowego Congaree. Wierzyła, że przebywanie w otoczeniu natury, pomoże jej zebrać myśli i naładować baterie. Planowała spędzić tam dwa dni i wrócić do miasta z nową energią.
Congaree jest jednym z najmniejszych parków narodowych w Stanach Zjednoczonych, bo ma zaledwie ponad osiemdziesiąt osiem kilometrów kwadratowych. Utworzony został dopiero w dwa tysiące trzecim roku. Aurora przechadzała się po wytyczonych ścieżkach, obserwując podmokłe tereny, bagna i cypryśniki błotne. Wprawdzie park nie był tak spektakularny jak Badlands, Wielki Kanion, Yosemite czy Zion, jednak miał w sobie jakąś magiczną aurę. Drewniane kładki między drzewami, które niemal zasłaniały niebo, miały niesamowity klimat, a dziewczyna delektowała się ciszą i spokojem, mogąc pozbierać myśli i zrobić kilka ciekawych ujęć.
Złapała się na tym, że zaczynała tęsknić za Himalajami. Za tym, że mimo dręczących ją wyrzutów sumienia i natrętnych myśli, które co jakiś czas ją nawiedzały, tam liczyły się inne rzeczy. Brakowało jej tego wszystkiego czego doświadczyła w górach. Miała wrażenie, że jej życie nie mogło się bardziej skomplikować w ostatnich tygodniach. Pomimo przeżyć, myślała że postrzały i gangsterzy to domena filmów i książek. Ale nie... To musiało ją dotknąć.
Swoją przechadzkę zaczęła od Boardwalk, ale zboczyła z niego na szlak Oakridge, który liczył jedenaście kilometrów. Doszła jednak do wniosku, że nic jej nie goni. Szła powoli, starając się być cicho, bo usłyszała, że często można na szlakach spotkać dzikie zwierzęta. Więc nigdzie się nie spiesząc, mimo niepewności czy kolana nie dadzą znowu o sobie znać, chociaż nie bolały od dłuższego czasu, ruszyła w długą samotną podróż.

*

onerepublic - lift me up
Wróciła z nową energią. Musiała przyznać, że wiadomość od Alice, która ubolewała nad faktem, że jej przyszła szwagierka nie miała zbyt wielu przyjaciółek i poprosiła ją o pomoc w wyborze sukienki. Aurora wpadła w szał i niemal natychmiast ruszyła w drogę powrotną. Tak ją nosiło, że gdy szła w stronę biura Nicholasa, żeby mu w końcu nagadać, że ich genialny plan, którego nie chcieli jej zdradzić, nie działa, nie poczuła jak znowu wpada na kogoś z impetem.
— Wow! Gdzie ci tak śpieszno? — Usłyszała kojący głos i lekką nutkę rozbawienia. Mężczyzna schylił się, żeby podnieść laskę i popatrzył na nią spokojnie. — Lubisz na mnie wpadać, co? 
— Wybacz — mruknęła.
— Powinniśmy przestać się tak spotykać... — zaśmiał się głośno. Miał dzisiaj wyjątkowo dobry humor. — Więc...?
— Co?
— Gdzie ci tak śpieszno? 
Spojrzała ponad jego ramieniem na Nicholasa, który pokazywał jej kciuki uniesione do góry, a po chwili zniknął w swoim biurze. 
— Nigdzie... Miałam iść nagadać Nicholasowi za... nieważne... — Opuściła ramiona w geście poddania i uśmiechnęła się do niego. 
— Masz ochotę potowarzyszyć kuternodze podczas kawy? — Uśmiechnął się szeroko.
— Masz dzisiaj dobry dzień, co?
— Coraz lepszy. To jak? — Ponaglał, jakby faktycznie mu na tym zależało.
— Pod jednym warunkiem.
— Wszystko! — Powiedział, wyrzucając ręce do góry. 
Zaśmiała się cicho.
— Przestaniesz się nazywać kuternogą. — Pociągnęła go w stronę wind i przywołała jedną z nich.
— Zaczynam się do tej ksywy przyzwyczajać... — mruknął, wpychając jedną z dłoni do kieszeni, jeansowych spodni.
— Niepotrzebnie. Przecież w końcu odzyskasz pełną sprawność, nie? — Popatrzyła na niego, gdy wchodził do kabiny. Oparła się o ściankę i przyjrzała mu uważnie.
— Wszyscy zdają się w to uwierzyć.
— Ty też powinieneś... — Uśmiechnęła się, wpuszczając inne osoby do środka.

— Everest?! — Był naprawdę zaskoczony jej wyznaniem.
Skinęła głową i upiła łyk pysznej, świeżo palonej kawy. Siedzieli w Central Parku i obserwowali kaczki. Było to zaskakująco odprężające. Christopher odłożył laskę na bok i zdawał się zapominać o jej istnieniu.
— To imponujące. I twoja praca... Naprawdę niesamowite... 
— To nic nadzwyczajnego... — zaśmiała się cicho jak mała dziewczynka. — Dużo podróżuję. Ale ostatnio zaczęłam zwalniać. Mniej jeżdżę, żeby... być z bliskimi tutaj. 
— Mimo wszystko. Musiałaś zobaczyć naprawdę mnóstwo miejsc... — Spojrzał na nią i znowu popatrzył na jezioro w samym centrum parku. — To znacznie bardziej fascynujące, niż siedzenie w Nowym Jorku niemal od urodzenia.
— Hej! Jeśli myślisz, że twoje życie nie jest fascynujące, to cię rąbnę w łeb. Serio! 
— Jestem kaleką!
— Nic mnie to nie obchodzi! — zaśmiała się głośno. — Z tego co mi wiadomo, nie jest z twoim życiem aż tak źle.
— Dobrze wiedzieć... — Uśmiechnął się do niej szeroko. — W ostatnim roku najwyraźniej poznałem dużo, bardzo ciekawych ludzi.
— Poczekaj aż zobaczysz wystawę Jamesa... Z niego to jest dopiero artysta.... 
— Ach. Nick nie mówi ostatnio o niczym innym. To dobrze. Już zaczynałem się martwić, że nigdy się nie ujawni. Ale z tego co widzę, jego rodzice uwielbiają Jamesa.
— Och tak. Są w nim bezgranicznie zakochani. Mają w domu pełno jego zdjęć.
— Muszę kiedyś zobaczyć twoje... — mruknął pod nosem, dopijając swój napój.
— No przecież je widzisz. Każdego dnia.
Popatrzył na nią zaskoczony.
— Byłeś pierwszą osobą, która kupiła moje fotografie. Masz ich kilka na swoich ścianach.
— Są twoje?! — Niemal się opluł, zaskoczony tą informacją. — Serio?
— Tak.
Wybuchnęła głośnym śmiechem, który był balsamem na jego dość podrażnioną ostatnio duszę. Nie mógł uwierzyć, że fotografie, które wisiały w jego mieszkaniu, zostały zrobione przez nią. Lubił na nie patrzeć, zdawały mu się znajome.
— Muszę przyznać, że masz dobry gust... — Uśmiechnęła się łobuzersko.
— Oczywiście. Codziennie na nie patrzę. Dobrze wiedzieć, że patrzę na coś związanego z czasem, którego nie pamiętam.
Uśmiechnęła się promiennie.
— Dobrze wiedzieć, że nadal ci się podobają.
— Nadal nie mogę wyjść z podziwu a'propo tego Everestu... Wow... — powiedział spokojnie. — Co na to twój facet?
— Wściekł się i mnie zostawił.
— A to chuj! — krzyknął oburzony, na co zareagowała głośnym śmiechem. Nie mogła uwierzyć, że teraz reagował w ten sposób na opowieści o tym jak to sam ją zostawił.
— Miał prawo. Nic mu o tym nie powiedziałam...
— Dlaczego? — Uniósł do góry brwi.
— Nie wiem. Bałam się. Nie wiedziałam na jakim etapie jesteśmy... Popełniłam błąd. Zawaliłam sprawę, miał prawo.
— Cóż... Jeśli ten błąd potem naprawiłaś...
— Tak... Naprawiłam.
— Więc musisz być teraz bardzo szczęśliwa... — Wyczuła w jego głosie nutkę smutku i tęsknoty, czego zupełnie nie rozumiała. 
— Nie bardzo... Nie jesteśmy razem... Zachowuje się jakby... zapomniał kim jestem.
— Wybacz... Musi być strasznym palantem...
Uśmiechnęła się tylko, nie chcąc dalej ciągnąć tego tematu. Chris zapatrzył się na krajobraz przed nimi. Naprawdę miał tego dnia bardzo dobry nastrój. Ubrany też był raczej zwyczajnie, czyli nadal nie wracał do pracy, co bardzo ją cieszyło.

kilka miesięcy wcześniej
Cieszył się, że wpadła do jego biura, żeby zabrać go na lunch. Lubił jej opowieści. Miała niesamowity dar do przekazywania swoich doświadczeń i opisywania miejsc, które widziała. Liczył, ze oderwie się od pracy na godzinę i przeniesie w jakieś przyjemne miejsce. 
Siadła na przeciwko niego w jednej z małych restauracji z naprawdę dobrym, włoskim jedzeniem. Uśmiechała się szeroko, więc i jemu udzielił się jej dobry nastrój.
— Masz dzisiaj dobry dzień, co? — spytał, gdy kelnerka odeszła od ich stolika. 
Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami. Naprawdę ładnie dzisiaj wyglądała. Miała na sobie sukienkę, na grubych ramiączkach, rozszerzaną od pasa, kończącą się przed kolanami. Była biała w niebieskie kwiaty. Włosy opadały jej na twarz pokrytą naprawdę delikatnym makijażem. Momentalnie związała je w kucyka, żeby nie przeszkadzał jej podczas jedzenia. Nachyliła się i oparła łokcie o stół, a brodę o splecione dłonie. Przygryzła wargę pokrytą delikatnym, różowym błyszczykiem.
— Pięknie wyglądasz... — mruknął, siadając w tej samej pozycji. 
Spuściła na chwilę wzrok, jakby zawstydzona jego komplementem, ale po chwili podziękowała. Chwilę później ich dania pojawiły się na stole.
— Kocham włoskie jedzenie... — mruknęła dziewczyna, nakładając na widelec porcję risotto z kurczakiem i warzywami. 
— Widzę, że szczególnie risotto. — Uśmiechnął się, obserwując jak bierze kolejne kęsy potrawy. 
Zaśmiała się, przypominając sobie, że akurat robiła risotto, kiedy przyszedł do niej pierwszy raz. 
— Powiedzmy, że nasza gospodyni we Włoszech, była w tym mistrzem — wyjaśniła. — Ale inne potrawy też są wspaniałe. Chociaż nie mogłabym żyć we Włoszech.
— A to niby dlaczego? — Nachylił się lekko w jej stronę.
— Pogoda. Lubię ciepło, ale bez przesady. I samo zachowanie Włochów. Nie zrozum mnie źle, ja nic do tego nie mam, ale mi jako jasnowłosej i bladej było tam dość trudno... Na każdym kroku byłam przez kogoś zaczepiana. Po dłuższej chwili było to męczące. Poza tym są głośni i wybuchowi. To niestety nie dla mnie. Ja mentalnie jestem Amerykanką. Po po tatusiu... — zaśmiała się cicho.
— To dobrze.  Zdecydowanie cieszy mnie fakt, że wybrałaś Nowy Jork.
— Och naprawdę? — mruknęła, unosząc do góry jedną brew.
— Mhm... — Popatrzył jej prosto w oczy, aż przeszły ją ciarki. 
Jeszcze żaden facet się na nią nie patrzył w taki sposób. Uśmiechnęła się i zajęła jedzeniem.

Szybko zwinęli się z restauracji, żeby wolnym krokiem wrócić do biura. Cały czas rozmawiali. Aurora opowiadała o podróżach i Polsce, Christopher o Nowym Jorku i dorastaniu w Hamptons. Szli akurat przez Times Square, gdy dziewczyna zaczęła się bujać w rytm lecącej akurat muzyki.
— Lubię ten utwór... — powiedziała z uśmiechem, chcąc wytłumaczyć swoje zachowanie. Nie miała pojęcia kiedy zaczęła zachowywać się tak spontanicznie.  Zawsze bała się co ludzie pomyślą i jak zareagują. Ale nie teraz. Bujała się na środku ulicy, uśmiechając się szeroko. Nagle poczuła jak mężczyzna łapie ją za rękę. Bała się, że chce ją powstrzymać przed robieniem z siebie kretynki, ale on obrócił ją w okół własnej osi i mocno odchylił do tyłu, trzymając w mocnym uścisku i patrząc prosto w oczy. Uśmiechnęła się, czując jak unosi ją do góry i łapie w talii, żeby przycisnąć do swojego ciała. Sam wprawił ich ciała w ruch i dłuższą chwilę prowadził ją w tańcu. Nuciła pod nosem, nie przestając się uśmiechać. W końcu odchylił ją lekko do tyłu i czule pocałował. Nie miała ochoty się od niego odsuwać. Przestała się przejmować tym, że stali na środku ruchliwej i pełnej ludzi ulicy. Zakładała, że takie sceny nie są tutaj niczym nadzwyczajnym, więc po prostu pozwoliła się całować. Nadal nie mogła do tego przywyknąć, bo nie była pewna co się między nimi dzieje. Czasami się całowali, ale ona nadal zachowywała się jak wystraszona i niepewna. Teraz, miała wrażenie, że czas się zatrzymał. Mężczyzna odsunął się od niej i postawił ją w pionie. 
— Mam taką listę rzeczy, które chcę zrobić w życiu... — mruknęła, poprawiając lekko włosy.
— Całowanie się na Times Square się na niej znajduje? — Uśmiechnął się do niej łobuzersko. 
— Tańczenie, ale chyba powinnam to rozszerzyć — odparła. 
— Przepraszam... — mruknął jakiś facet podchodząc do nich z aparatem. — Właśnie zrobiłem wam zdjęcie... — Na dowód, podsunął do nich aparat, na którym była fotografia. Wyglądali jak para z legendarnego zdjęcia, wykonanego przez Alfreda Eisenstaedta w 1945, na której marynarz całował pielęgniarkę niemal w tym samym miejscu, w którym stali. 
Dziewczyna zaśmiała się cicho, bo nawet kąt wykonania zdjęcia, był taki sam. Że też dzisiaj wybrała sukienkę.
— Świetne zdjęcie... — powiedziała, zakrywając usta dłonią. 
— Podaj mi swój adres e-mail. Wyślę ci wszystkie, które zrobiłem...
Popatrzyła na niego zaskoczona. Wzruszył tylko ramionami.
— Fotogeniczni jesteście... — mruknął, jakby to miało wszystko wyjaśnić. 
Christopher zaśmiał się cicho, poprawiając garnitur, podczas gdy ona wpisywała swój adres mailowy do telefonu faceta.
— Z reguły nie robię zdjęć ludzi na ulicach... Ale wam to byłoby marnotrawstwo. Wyglądacie na bardzo szczęśliwych... — dodał, gdy Aurora wystukiwała ostatnie literki. 
Uśmiechnęła się tylko.
— Czy jeśli kiedyś będę miał okazję, mogę je gdzieś wykorzystać? 
Aurora popatrzyła na Christophera, ale on tylko wzruszył ramionami z uśmiechem. 
— Jasne... Dzięki! — odparła i pociągnęła mężczyznę w stronę jego biurowca.
— To było ciekawe doświadczenie — powiedział, obejmując ją jedną ręką. 
Wybuchnęła głośnym śmiechem i pozwoliła się prowadzić między ludźmi.

teraźniejszość
Nadal miała te zdjęcia wywołane. Okazało się wtedy, że fotograf z ulicy, zrobił im kilka fotek gdy tańczyli, kilka ująć pocałunku i dwa, gdy odchodzili. Lubiła je. Były naturalne, nie pozowane i prawdziwe. Długo miała je powieszone na ścianie, a jedno zawsze miała przy sobie gdy wyjeżdżała. Jednak od czasu tego postrzału, nie potrafiła na nie spojrzeć.
— Opowiesz mi kiedyś, o Evereście? — Jego głos wyrwał ją z zamyślenia.
— Nie opowiadali ci? To znaczy, wspinałam się z Ryanem. Tuż przed jego ślubem z Alice... — powiedziała, odwracając się bokiem i zamiast patrzeć na kaczki, popatrzyła na jego profil. Zacisnął wargi.
— Ucinałem ten temat. To dla mnie niepojęte, że nie pamiętam ślubu własnej siostry... — Zacisnął palce na kubeczku. Dziewczyna położyła mu dłoń na ramieniu. — Bardzo chciałbym sobie przypomnieć ostatnie dwa lata. Mam wrażenie, że tyle rzeczy mi umknęło... 
— Z całą pewnością. Dwa lata to szmat czasu... — powiedziała nie owijając w bawełnę i nie starając się go pocieszać. Spojrzał na nią zaskoczony.
— Wiesz, że jesteś jedyną osobą, która nie wciska mi co się wtedy wydarzyło? Nie zalewasz mnie informacjami co robiłem, czego nie robiłem, z kim się spotykałem i co planowałem. I nie ucinasz tematu... Jesteś szczera... 
Spuściła głowę i uśmiechnęła się nieznacznie.
— Wolę odpowiadać na twoje pytania. Możesz pytać o co chcesz... Chętnie ci opowiem.
— Kim dla mnie byłaś? — wypalił bez zająknięcia i spojrzał jej prosto w oczy. Była zaskoczona jego bezpośredniością. I jak miała mu odpowiedzieć? Ufał jej, wierzył, że jest z nim szczera. Od ponad godziny opowiadała mu o ostatnim roku i tym co się wydarzyło, bez wspominania o ich związku, co było dość trudne. Śmiał się głośno, gdy wspominała o Nicku, Alice czy Patricku. Patrzył z wdzięcznością, gdy nie ukrywała i nie owijała w bawełnę, a ona starała się nic nie ukrywać. Był zrelaksowany i naprawdę szczęśliwy, a teraz co? Miała kłamać? Miała ryzykować. Otworzyła lekko usta, gdy zadzwonił jego telefon. Wypuściła głośno powietrze, ciesząc się z możliwości na wymyślenie jakiejś sensownej odpowiedzi.
— Tak? Jasne... Pewnie. Jestem w Central Parku... Będę czekał... — mruknął, odsuwając telefon od ucha. — Wybacz. Obiad u rodziców, a niestety prowadzenie samochodu jest dla mnie niemożliwe... 
Musiała przyznać, że odetchnęła z ulgą. Miała czas, żeby wymyślić kłamstwo, albo odpowiedź na około. I przede wszystkim, porozmawiać z Jamesem. 
— Zobaczymy się jeszcze? — zapytał z nadzieją w głosie, podnosząc się z miejsca. — Musisz mi opowiedzieć o Evereście. I o nas...
Uśmiechnęła się i skinęła głową. Nachylił się i pocałował ją lekko w czoło, po czym odszedł, nadal mocno utykając na jedną nogę, w stronę wyjścia z parku. Siedziała dłuższą chwilę i wpatrywała się w jego plecy, po czym zerwała się z miejsca i niemal biegiem pokonała odległość dzielącą ją od najbliższej stacji metra.

2 komentarze:

  1. Nie mam wątpliwości, że strata pamięci nie spowodowała w Chrisie utraty wszystkich uczuć do A. Widać, że potrzebuje jej obecności i coś go do niej ciągnie. Inaczej odsunąłby się po pocałunku w poprzednim rozdziale i nie zaprosił teraz na kawę. Ciekawe, co będzie jak Amanda się dowie, że Chris i Aurora znowu spędzają ze sobą czas. Na pewno nie wywiesi białej flagi. Lecę dalej! ;)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

obserwatorzy

SZABLON WYKONANY PRZEZ KAYLO NA BAZIE CZARNEJ REWELACJI, PRZY POMOCY: BLOGGER PORADY. OBSŁUGIWANY PRZEZ BOGGER.