Następny rozdział: 06.08.2017 Rozdziały pojawiają się co około dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na te kolumny, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie w tym miejscu.
Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Ostrzegam, że niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami. Opowiadanie może zawierać wulgaryzmy, przemoc oraz sceny 18+.
Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś moją twórczość, to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. :) Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Zakazane jest kopiowanie treści.

18 cze 2017

#37 'memories


Kochała poranki, gdy mogła się budzić u jego boku. Spojrzała w prawo i zobaczyła, że mężczyzna jeszcze śpi, przykryty kołdrą tylko na wysokości bioder. Zaskoczył ją fakt, że jej kot, spał koło niego, pomrukując i co jakiś czas rozchylając powieki, jakby cały czas czuwał nad ich bezpieczeństwem. Jak tylko zauważył, że Aurora już nie śpi, podniósł się i podszedł, prosząc o pieszczoty. 
— Już cię nie zostawię, Gburku... — zaśmiała się, gdy kocur z wyrzutem ocierał się o jej dłoń. Zostawiła go w końcu na kilka dni. Po raz kolejny. 
— Zabrałem go w piątek po pracy... — mruknął Chris i nie otwierając oczu, przetoczył się na bok i ją objął. 
— Widzę, że ten zdrajca woli spać z tobą niż ze mną... — Skrzywiła się i wzięła zwierzątko na ręce, wtulając twarz w jego futerko. 
— Woli spać z tym kto go karmi i głaszcze... A ponieważ robiłem to ostatnio bardzo często... Myślę, że go kupiłem. Możemy uznać, że ten kot jest już mój...
— Och naprawdę? Nie jesteś troszeczkę bezczelny? — Szturchnęła go w ramię. 
— Ani trochę — odparł, powoli całując jej nagą skórę.
— Więc mamy dzisiaj gości? — spytała, widząc jak jej kot ucieka z łóżka, a Chris podnosi się, żeby się na niej położyć.
— Chcesz o nich teraz rozmawiać? — mruknął, skupiając się na jej szyi i miejscu tuż za uchem. 
Uśmiechnęła się pod nosem.
— Tylko na tym, o której będą...
— Osiemnastej...
— Super... Mamy dużo czasu... — powiedziała cicho, obejmując go za szyję.
— Powiedziałem im, żeby przynieśli jedzenie, bo nie mamy czasu na przygotowanie niczego...
— Powinnam pojechać po jakieś ubrania... — Czuła, że powoli jej mózg się wyłącza, gdy mężczyzna schodził coraz niżej ze swoimi pocałunkami.
— Wszystko co potrzebujesz przywiozłem w piątek. Jest w garderobie...
— I to ja tu jestem podstępna?
Zaśmiał się głośno, dmuchając ciepłym oddechem na jej brzuch. Sama się zaśmiała i pociągnęła go w górę, żeby złączyć ich wargi w namiętnym i długim pocałunku. Trochę czuła się tak, jakby wróciła do stanu sprzed kilku miesięcy. Tylko tym razem nie była zdenerwowana czy niepewna. Ale miała wrażenie, jakby robiła to po raz pierwszy. Do tego momentu, nie wiedziała jak bardzo tego potrzebuje. Zawsze należała do szczupłych osób, ale teraz, po trudach wspinaczki i tym jak wpłynęło to na jej wygląd, chciała czuć, że nadal jej pragnie, że nadal jest atrakcyjna i piękna. Jednak jego wzrok mówił jej wszystko co chciała usłyszeć, o czym chciała, by ją zapewnił.

— Mówiłem, że przyniosą coś do jedzenia, prawda? — Zmarszczył brwi, wchodząc do części kuchennej, patrząc jak Aurora stoi nad mikserem i obserwuje jak miesza się masa na krem do ciasta. 
Mruknęła coś pod nosem i wytarła dłonie w ściereczkę. 
— Co to za gospodarze, którzy nic nie mają? — Uniosła do góry jedną brew i odwróciła się w jego stronę. — Poza tym... — dodała, maczając palec w masie i biorąc ją do ust. Przymknęła oczy, czując jak przyjemny smak rozpływa się po jej ustach. — Gdybyśmy nadal byli w łóżku, otwarłabym im drzwi jakbym dopiero co wyskoczyła spod kołdry, a tego chyba nie chcemy.
Wspięła się na palce i czule go pocałowała. Nadal czuł smak kremu, który przygotowywała. Był przyjemnie słodki i zaostrzał apetyt na całość.
— Wiesz, że zawsze mogę... — mruknął, popychając ją lekko na blat. — Oprzeć cię o szafki... — Odwrócił ją tyłem do siebie i mocno naparł na nią swoim ciałem. — Myślisz, że nie wiem dlaczego masz na sobie tylko moją koszulkę... I nic pod spodem... — Wsunął ciepłe dłonie pod materiał. 
Jęknęła głośno, czując jego dotyk na udach. Przywarła policzkiem do zimnego blatu, mając wrażenie, że temperatura jej ciała nagle znacznie wzrosła. Leżała w oczekiwaniu na jakikolwiek ruch z jego strony, ale nic takiego się nie stało. Podniosła się i odwróciła oburzona. 
— Podziwiam... — mruknął, nachylając się nad nią i całując w odsłoniętą szyję. — Mógłbym też... — Podniósł ją i odwrócił w swoją stronę. — Kazać ci dalej piec. Podczas gdy ja... — Zsunął się w dół i klęknął.
Otworzyła szeroko oczy, odchylając się do tyłu. Zdecydowanie nie była w stanie dalej nic robić.

Podbiegła do drzwi, nawet nie sprawdzając jak wygląda. To był cud, że zdążyła się ogarnąć i skończyć piec ciasto. Bała się, że wszystko to skończy się jedną wielką porażką, a ona otworzy drzwi czołgając się po podłodze. 
James spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Wyjrzała na korytarz widząc, że jest sam.
— Nick zaraz przyjdzie... — powiedział podejrzliwie. — Czy wyście dopiero z łóżka wyszli?
— Komu potrzebne łóżko... — palnęła, dopiero po chwili rozumiejąc co powiedziała. Miała ochotę przywalić sobie w głowę. 
James uśmiechnął się tylko, unosząc do góry jedną brew. Dała mu własnie idealne pole do drwin i dokuczania jej cały wieczór. Była z siebie niewymownie dumna. Wykrzywił wargi w uśmiechu pełnym aprobaty i podziwu.
— Macie moje błogosławieństwo...
— Jakby ten człowiek go potrzebował... — mruknęła, nadal czując wargi Christophera na każdym skrawku swojego ciała. 
Jej przyjaciel wybuchnął głośnym śmiechem i ruszył w stronę salonu. Dziewczyna stała chwilę, czekając na Nicholasa, który wyszedł z windy kilka minut później.
— Powinienem pytać? — Uśmiechnął się szeroko, mijając ją w drzwiach.
— Ja pieprze! — krzyknęła zrezygnowana.
— No ja właśnie widzę... — mruknął i poruszył wymownie brwiami.
— Walcie się wszyscy!
Zacisnęła wargi i ruszyła za nim do salonu. Kiedy zobaczyła, że Christopher rozsiadł się już zadowolony na sofie, wyglądając jakby dopiero wyszedł od cholernego stylisty, wydała z siebie zduszony jęk i opadła na miejsce obok niego, ale w bezpiecznej odległości. Cała trójka siedziała wyszczerzona, jakby nie wiadomo co się wydarzyło.
— Jesteście beznadziejni... — warknęła, wbijając się w oparcie, jakby liczyła, że uda jej się schować. 
— Ktoś ci kiedyś musi podokuczać! — powiedział James, łapiąc Nicholasa za rękę. 
— Może porozmawiamy na wasz temat, co? — Rzuciła w jego stronę jedną z poduszek.
— Rozmowa o was jest znacznie ciekawsza...
Dziewczyna wypuściła głośno powietrze i zakryła twarz rękami.

— A pamiętasz, jak Miles wymyślił herbatniki z musztardą?! Zajadaliśmy się ty, a teraz jak o tym myślę to robi mi się niedobrze! — rzucił Ryan, wybuchając głośnym śmiechem.
— Cholera... Ja nie wiem czy na takiej wysokości zmieniają się smaki, czy jak, ale zajadaliśmy się herbatnikami kokosowym z musztardą... To brzmi tak abstrakcyjnie, że naprawdę nie wiem jakim cudem to przeszło przez nasze gardła — odparła Aurora, opierając się wygodnie o Christophera. — Szczególnie, że w tamtym tygodniu aż z ciekawości sobie kupiłam kokosowe herbatniki... To było straszne...
Na telewizorze co chwilę zmieniały się zdjęcia, a ona i Ryan raczyli przyjaciół opowieściami z obozu. Chłopak przygotował dla nich dal bhat w nieco lepszym wydaniu, jednak blondynka zrezygnowała z jedzenia, mówiąc, że nie wątpi iż jest to smaczniejsze niż tam na górze, jednak nie może na to patrzeć.
— Podobnie jest colą... — mruknęła. — Rany boskie, nie mogę patrzeć nawet na puszkę... Tam uważali to za świętość! Butelki święcili na pudży... Chyba potrzebuję czasu na odnowienie tego uczucia.
— Śmieszni ludzie! — krzyknął Ryan. — Na przykład taki Tenzing... — Wskazał na zdjęcie Szerpa Aurory, który na wyświetlonej akurat fotografii siedział z nią i coś tłumaczył. — Mieszka w Londynie... Na Everest wchodził już czwarty raz. Próbował ją nauczyć słów w swoim języku... Postawił sobie za punkt honoru, żeby potrafiła powiedzieć chociaż kilka rzeczy... 
— Jak ostatecznie wyszło? — wtrącił się zaciekawiony James.
Tashi delek... — powiedziała, starając się przypomnieć cokolwiek. — To powitanie. Namdu to samolot... Sama. Jedzenie, bardzo ważne słowo. Szczyt to rigo, pamiętam bo ten człowiek tyle razy to powtórzył, że myślałam że nie potrafi mówić nic innego. I jest jeszcze kha tokpa. Lawina. Tego co mogło mi się przydać nie znałam! — rzuciła oburzona. — Może wtedy nie rozważałabym co to za biała mgła na nas leci, nie stała jak słup soli, tylko spieprzała jak inni... — dodała, szeroko się uśmiechając. 
Jej przyjaciele podziwiali ją za dystans do tej sprawy. Jak mówił im Ryan, dziewczyna była pod śniegiem przez kilka minut, na szczęście, Miles ją pokierował, bo była w takim szoku, że mogła stać i zostać zmieciona przez śnieg. Ponieważ nie byli w centrum, pewnie by przeżyła, jednak mogłoby ją znacznie mocniej poturbować. A tak, przez nieuwagę i dziwny tik, złamała tylko dwa palce i ze stresu chyba straciła na chwilę przytomność, ale miała powietrze do czasu, gdy ekipa wyciągnęła ją na powierzchnię. A teraz otwarcie się z tego śmiała. 
James obserwował uważnie przyjaciółkę, robiąc jej zdjęcia z ukrycia. Wtedy gdy nie widziała, była najbardziej zrelaksowana. Gdy pozowała wychodziła zjawiskowo, ale w takich chwilach, była po prostu piękna. Młoda i szczęśliwa. A o to mu chodziło. Więc gdy miał okazję, kierował na nią obiektyw. Poza tym, bał się, że to co mówiła wcześniej, że seks nie jest sposobem na rozwiązywanie problemów, okazało się kłamstwem. Ona była zbyt uczuciowa i emocjonalna. Nie chciał, żeby robiła coś wbrew sobie, byle tylko zatrzymać Christophera przy sobie. Więc patrzył. I widział jak mężczyzna przygląda jej się z zachwytem i podziwem, gdy ona podnosi się gwałtownie i opowiada coś z zapałem. Widział, jak ją czule obejmuje, głaszcze po ramieniu, jak całuje w czubek głowy. Nawet na chwilę nie tracił z nią kontaktu fizycznego, bo nawet jeśli się podnosiła, to albo trzymał ją za rękę, albo nadal głaskał po głowie. A James nie mógł się powstrzymać przed robieniem im zdjęć, bo wyglądali na wyjątkowo szczęśliwych, czego w ostatnich tygodniach brakowało. Ich oczy błyszczały i gdy mieli chwilę to szeptali coś do siebie, albo czule całowali. Z ich twarzy nie znikał uśmiech, co ogromnie go cieszyło, bo wiedział że dziewczyna zasługuje na szczęście. 
— Okey, muszę zadać to pytanie! Krzyknęła nagle Laura, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. — Dlaczego? Chodzi mi o to, że dla nas laików to nie do pomyślenia, że tam ktoś jeździ i tyle ryzykuje!
— Wspinaczka była dla mnie... wyzwoleniem. Od małego jeździłam w góry z rodzicami. Najpierw spacery, potem coraz trudniejsze trasy. Kilka razy wspinałam się w Alpach, byłam w Dolomitach i Andach, w Afryce i na Alasce. Nie liczę już nawet tras w Tatrach.  Po prostu w pewnym momencie... Pomyślałam, że to szczyt wszystkiego. Dosłownie i w przenośni. Pokonałam swoje demony, trudności, zakręty. Zdobyłam pięć ze szczytów Korony Ziemi. Co więcej mi pozostało niż to? Stanąć tam, na szczycie, gdzie nic i nikt nie może być wyżej, a powietrze jest tak czyste, że to aż boli... To był ostatni przystanek. To taki dowód zwycięstwa siły woli, nad ograniczeniami ciała. Osobiste wyzwanie... Wiem, że to dość... trudne do zrozumienia. — Aurora wzruszyła ramionami, jakby to było dla niej dość oczywiste, chociaż nie wiedziała czy w odpowiedni sposób to tłumaczy. — Tam na górze sprawdzasz swoją wytrzymałość. To nie hańba jeśli się zrezygnuje. To mądrość i siła, że potrafi się podjąć taką decyzję i zrozumieć, że to my jesteśmy ważniejsi a nie zdobycie szczytu. Samo podejście jest wystarczającym zaszczytem. Ile ludzi się na to decyduje? To uczy wspinaczy pokory wobec natury. Nepalczycy mówią, że to Everest wybiera, komu się uda. To ma trochę wymiar... duchowy... — zaśmiała się cicho. — Każdy ze wspinaczy ma w sobie szaleństwo. Trudno je wytłumaczyć, ale...
— Góry cię zaskarbiają. Zabierają część ciebie, dlatego chcesz wracać. Byłem tam trzy razy, ale... — dodał nagle Ryan. — Wróciłbym. To chore i popieprzone, ale bym wrócił... Zawsze ten wyjazd z Himalajów... Z jakichkolwiek gór... Jest cholernie przykry. Dwa miesiące żyjesz w namiocie, w bazie, z tłumem ludzi z całego świata, który tam na dole jest przyjazny i otwarty. To taka mała wioska, pełna ciekawych osób z ciekawą historią...
Aurora zaśmiała się głośno, przypominając sobie niektóre historie opowiadane przez ich sąsiadów.
— To coś, czego nie doświadczy się tu na dole... A jak się wraca to... jest trochę inaczej. Cóż, przede wszystkim... Można lepiej poznać siebie... Przemyśleć pewne sprawy... Nabrać dystansu do tego co na dole i... docenić to co się ma... — powiedziała cicho, łapiąc dłoń Christophera, która zwisała z jej ramienia. — Ale mówiłam to już Patrickowi na ślubie, każdy ma swój Everest. Dla każdego to coś innego. A osiągnięcie szczytu to naprawdę... przyjemne uczucie... Bo prowadzi do tego długa, trudna i pełna niewygód droga, ale jak się to wszystko pokona... Widok zapiera dech w piersi... — mruknęła w końcu.
— Wow... — powiedziała Laura. — Nie patrzyłam na to w ten sposób.

Podczas gdy wszyscy dyskutowali z Ryanem o życiu w obozie, Aurora wstała i ruszyła do kuchni, dając Patrickowi znać, żeby poszedł za nią. Mężczyzna podniósł się z fotela i aż do wyspy, został odprowadzony bacznym wzrokiem Laury i Christophera.
— Rozmawiałam z wujkiem... — powiedziała konspiracyjnie blondynka, stawiając przed nim szklankę z sokiem. Nie pił od samego początku, więc nie miała zamiaru go kusić alkoholem. — Nie znam się na tym za bardzo, ale dał mi namiar na tego gościa. To nowojorski oddział jego wytwórni. Powiedział, żebyś się zgłosił i może znajdą dla ciebie pracę...
— A jeśli tamci puścili informacje... Wystawili mi nowe cv w mieście? — Skrzywił się i wypił pół szklanki napoju na raz.
— Nie będzie brał tego pod uwagę. On podejmuje decyzje, ale musi dostać od nich oficjalne nagranie z twoją rozmową... W przyszłym miesiącu powinien być w mieście więc pewnie będzie chciał cię poznać...
— Rany... Nie spodziewałem się czegoś takiego... — powiedział, wpatrując się w szkło przed sobą.
— Nie spieprz. Poręczyłam za ciebie... — odparła, wychodząc z kuchni. Położyła obok niego wizytówkę. — Powiedz, że jesteś od Johna Sterlinga. Wiedzą, ale do ciebie należy teraz ruch... — Uśmiechnęła się lekko i wróciła do salonu, zostawiając go cały czas wpatrującego się w szklankę.

Chyba prawdą jest, że z gór ludzie wracają lepsi. Zwłaszcza ci, którzy nie wchodzą na nie, aby je wyłącznie „zaliczać”, ale by je również „przeżywać”, odkrywać ich duszę, a przy tym odkrywać też siebie. Majestat gór sprzyja przemyśleniom, nabraniu dystansu do życia, docenianiu tego, co ważne. Równocześnie daje też zastrzyk energii i motywuje do wyznaczania sobie kolejnych celów, sprawiających, że życie nie przecieka nam między palcami, wiemy, że żyjemy. W jednej z piosenek autorstwa Wojtka Bellona, którą swego czasu często śpiewało się przy bieszczadzkich ogniskach, są takie słowa: „Ty wyżej, wyżej bądź i dalej, niż ci, co się wyzbyli marzeń…”. Ja już wyżej być nie mogę, za to przyszedł czas na odkrywanie tego, co niżej i bliżej. Marzeń w każdym razie wyzbyć się nie zamierzam. Bo warto ciągle mieć nowe „Everesty” i dążyć do ich zdobywania (mowa nie tyko o górach.). Tak jak powiedział Szerpa Tenzing Norgay, pierwszy zdobywca najwyższego szczytu świata (wraz z Edmundem Hillarym): „Każdy ma swój Everest”. - Monika Witkowska

2 komentarze:

  1. Ale przyjemnie czytało się ten rozdział ! ;)))
    Świetny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa jestem czy Patrick wykorzysta tę szansę, którą dostał. Jakby nie patrzeć Aurora ratuje mu dupę i byłoby dobrze, gdyby nie narobił jej teraz wstydu :D
    Sielanka chyba wróciła już na dobre. Patrick stoi przed nową szansą, A&C pogodzeni... A może to dopiero cisza przed następną burzą? Tak czy inaczej temat wspinaczki już za nami i ciekawa jestem, co dalej szykujesz dla bohaterów ;)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

obserwatorzy

SZABLON WYKONANY PRZEZ KAYLO NA BAZIE CZARNEJ REWELACJI, PRZY POMOCY: BLOGGER PORADY. OBSŁUGIWANY PRZEZ BOGGER.