Następny rozdział: 06.08.2017 Rozdziały pojawiają się co około dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na te kolumny, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie w tym miejscu.
Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Ostrzegam, że niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami. Opowiadanie może zawierać wulgaryzmy, przemoc oraz sceny 18+.
Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś moją twórczość, to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. :) Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Zakazane jest kopiowanie treści.

11 cze 2017

#36 'we're all mad

Podkuliła nogi i siadła na jednym z wygodnych foteli. Było już późno, jednak ona zabrała swojego drinka i po długich opowieściach i pokazaniu zdjęć, wyszła na taras, żeby chwilę odetchnąć świeżym, kalifornijskim powietrzem. Nadal było ciepło, więc nie musiała brać żadnej narzutki. Wpatrywała się w gładką taflę basenu i odbijający się w wodzie księżyc. Już zdążyła zatęsknić za Nowym Jorkiem. Usłyszała jak drzwi na taras się rozsuwają i ktoś zajmuje miejsce obok niej.
— Doceniasz takie widoki po tym czego doświadczyłaś? — zaśmiał się mężczyzna, patrząc na jej profil.
Uśmiechnęła się szeroko.
— Dopiero teraz je zauważam. Pierwszej nocy w Nowym Jorku, siedziałam i wpatrywałam się w krajobraz miasta jak urzeczona... — powiedziała, upijając łyk alkoholu. Powinna przestać. Jutro będzie pewnie cierpieć, a na dziesiątą umówiła się do polecanego przez Emily fryzjera.
— Gratuluję. To naprawdę... niesamowite. 
— Dzięki... — Uśmiechnęła się pod nosem i w końcu na niego spojrzała. — I dzięki za wiarę. Bardzo się przydała tam na górze.
— Wszyscy wierzyli. Tylko niektórzy nie mieli okazji, żeby to okazać. Mam nadzieję, że sobie wszystko wyjaśniliście — powiedział, odstawiając pustą szklankę po wodzie na stolik między nimi.
— Tak. Są dla mnie jak rodzina, uświadomiłam sobie, że nie mogę bez nich już normalnie żyć.
Znowu zapatrzyła się na basen. Chwilę siedzieli w ciszy.
— Wyślę ci zdjęcie... Wybiorę najładniejsze, oprawię i dostaniesz do domu — powiedziała nagle, odrywając wzrok od wody. Mężczyzna uśmiechnął się i wstał z miejsca. Wsadziła mu w dłonie niewielki sznureczek z nawleczonymi na niego koralikami.
— Będzie pasował do twojej stylówki. Miałam tyle rzeczy na szczycie, tyle prezentów... Gościu, to było na Dachu Świata! — powiedziała uradowana.
— Dzięki! — powiedział, od razu zawiązując sznurek obok innych plecionych bransoletek. — Pasuje idealnie... Muszę wracać do siebie. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy... — powiedział obejmując ją, żeby się pożegnać. Uśmiechnęła się.
— Gdzieś po drodze na pewno... 

Wstała dopiero o dziewiątej, co jak na jej możliwości było wyjątkowo późną porą. Od razu wzięła prysznic, pomalowała się i ruszyła do kuchni, gdzie już krzątała się Emily. Kobieta była niską blondynką o dość mocno opalonej skórze. Jej złote pukle opadały na szczupłe ramiona, a zielone oczy, powitały Aurorę wręcz z matczyną troską.
— Dobrze spałaś? — spytała, stawiając przed nią talerz z naleśnikami i kubek z kawą.
— Cudownie. Powinnam zainwestować w taki materac u siebie. Mój kręgosłup wypoczął.
— Naprawdę? To cudownie! To nowy nabytek, bo robiliśmy mały remont w części pokojów. Mam gdzieś jeszcze namiary na sklep to ci podam... — Uśmiechnęła się i siadła obok niej, dopijając kawę. — Jakie plany na dzisiaj?
— Umówiłam się do twojego fryzjera, bo koniecznie muszę coś zrobić z włosami po tej całej wspinaczce... — zaśmiała się, biorąc do ust kawałek puszystego naleśnika. — Potem myślałam o jakimś długim spacerze... Może wzgórze Hollywood?
— Idealnie! Spędzimy sobie babski dzień, bo John jak zwykle pojechał do pracy. Dołączy do nas po południu... Możemy się z nim umówić na plaży, co ty na to?
— Jeśli tylko nie masz innych planów... 
— Widzę cię raz na ruski rok! Oczywiście, że nie mam innych planów! — Oburzyła się i wstała. — Na którą masz fryzjera?
— Na dziesiątą.
— To musimy się zaraz zbierać. Dojechanie tam nam zajmie trochę czasu... Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nas odwiedziłaś... — Uśmiechnęła się i ją uściskała, czym kompletnie ją zaskoczyła. Ale odwzajemniła uścisk i poszła spakować wygodniejsze ciuchy do podręcznej torby, żeby potem nie musiały wracać tutaj. Wrzuciła do plecaka aparat i przejrzała się jeszcze raz w lustrze. Następnym razem jak to zrobiła, wyglądała inaczej.

Każda kobieta ma takie momenty w życiu, gdy chce coś w sobie zmienić. Często jest to kwestia detali jak nowa fryzura czy drobne poprawki w kwestiach makijażu, a innym razem zupełna metamorfoza. 
Dopiero w salonie, Aurora uświadomiła sobie jak bardzo urosły jej włosy, których nie ścinała od wielu miesięcy. Fryzjer nie mógł uwierzyć, że winą za zniszczenie i przesuszenie obarcza wspinaczkę, a nie nadmierne prostowanie, kręcenie, farbowanie i nie nawilżanie ich w odpowiedni sposób. Na fotelu spędziła prawie trzy godziny, ale gdy w końcu wyszła z salonu, czuła się znacznie lepiej i pewniej. Wsunęła okulary przeciwsłoneczne na nos, przeczesała dłonią jej zupełnie nową fryzurę i razem z Emily poszły na obiad, a potem pojechały pod wzgórze Hollywood, żeby zrobić sobie dłuższy spacer, tak bardzo popularny w tych rejonach. 

— To opowiadaj! — powiedziała kobieta, gdy jakiś czas później maszerowały ścieżką pod górę. Aurora miała na sobie krótkie sportowe szorty, krótki top i wygodne adidasy. Mimo nadal powrotu do poprzedniej wagi, Emily podziwiała jej wytrenowane nogi i brzuch. Aurora zawsze miała problem z przybieraniem na wadze przez bardzo szybką przemianę materii. W przeciwieństwie do utraty wagi, co zawsze następowało momentalnie, gdy zaczynała mniej jeść. Zaskoczyło ją, że podczas wspinaczki nie straciła znacznie więcej kilogramów, czego się spodziewała. Teraz, gdy w końcu jadła normalnie, nieco szybciej odzyskiwała te stracone kilogramy, nadal ćwicząc, żeby jej ciało nie straciło tego, co wypracowała przez miesiące przed wyprawą.
— Co mam opowiadać? — zaśmiała się, wyciągając aparat.
— Zacznijmy od tego, że wydawało mi się, że podczas wspinaczki traci się na wadze, ale widzę, że twoje dwa skarby mają się całkiem nieźle... — Złapała się za piersi i uniosła brwi. 
— Nie mów mi nawet. Tak mnie te cholery bolały, że już się wystraszyłam, że coś jest nie tak. A one rosły! Wyobrażasz sobie?! — Wyrzuciła ręce do góry.
— Cóż, twoja mama ma całkiem imponujących rozmiarów piersi, więc nie zdziw się jeśli twoje też takie będą...
— Super! Spójrz na mnie: przecinek, czterdzieści pięć kilogramów i dwa opadające balony. Nie chcę się zobaczyć nigdy w takim wydaniu. Są idealne. I lepiej niż takie zostaną! — powiedziała, patrząc w dół, jakby groziła że kolejne centymetry w klatce piersiowej, a sama zatroszczy się o ich pozbycie.
— Każda chce mieć większe.
— Ale one są teraz idealne! Jestem za szczupła do zbyt dużych piersi, a teraz... mieszą się w dłoni, są jędrne i sterczące... — skończyła swoje marudzenie i poprawiła top, który idealnie je opinał. Faktycznie, jako jedna z nielicznych kobiet w swoim gronie, była w stu procentach zadowolona z rozmiarów swojego biustu. Był nie za duży i nie za mały. Idealny do jej wyglądu. Pupę miała wyćwiczoną i okrągłą, ale również nie nadmiernie odstającą. Lubiła swoje ciało. Chociaż często ludzie nie rozumieli, że bycie tak szczupłą nie jest takie super kolorowe. Miała problem z dobraniem ubrań (szczególnie spodni), była oceniana i oskarżana o różne choroby. To co na jednych wyglądało super, u niej często wisiało i nie układało się tak jak powinno. Czasami musiała kilkukrotnie wracać do sklepów, żeby dobrać odpowiedni rozmiar i krój spodni czy sukienki. Poza tym wiele lat borykała się z niską wagą, usilnie chcąc przytyć, ale nie mogąc. Teraz cieszyła się, że nie ma aż takiego problemu, chociaż nadal nie było to takie łatwe. 
Szły wolnym krokiem, zatrzymując się co jakiś czas, żeby Aurora mogła zrobić zdjęcia.
— Opowiedz mi o swoim facecie... — powiedziała nagle kobieta. 
Dziewczyna zatrzymała się i na nią popatrzyła. Emily była dość bezpośrednia i zawsze dużo mówiła. Wyrzucała z siebie wszystkie myśli i emocje, nawet jeśli były niestosowne. Tylko te bolesne rzeczy najpierw analizowała, a potem przekazywała w delikatny sposób. Mimo swoich czterdziestu dwóch lat czasami sprawiała wrażenie znacznie młodszej. Czasami nawet nieco infantylnej. Ale taki był jej urok i wszyscy to w niej kochali.
— Chris jest... Cóż, idąc za twoim przykładem, starszy. Ma swoje problemy, ale... radzi sobie. Jest prawnikiem i mam nadzieję, że niedługo odejdzie z obecnej pracy i zacznie pracować na siebie... Dzięki niemu poczułam się bardziej pewna siebie... Piękna. On to we mnie dostrzegał, więc zaczęłam w to wierzyć... Cierpliwie znosi moje histerie i wybuchy... Bywa zazdrosny... Czasem się kłócimy, ale zawsze potrafimy to uciąć po wyrzuceniu z siebie wszystkiego. — Mówiła dalej, zupełnie zapominając o czasie i o tym, że może przynudza i zachowuje się jak nawiedzona. Ale mówienie o Chrisie jakoś przychodziło jej łatwiej. — Te trzy miesiące mi uświadomiły, że go kocham... to szalone. — Zakończyła.
— Nieee... Ta rozłąka tylko cię w tym utwierdziła. Kochałaś go już przed wyjazdem... — powiedziała kobieta, obejmując ją ramieniem. 
Aurora spojrzała na nią zaskoczona.
— Skąd to niby wiesz?
— Gdybyś go nie kochała już wcześniej, wyjazd by cię niczego nie nauczył. Zrozumiałabyś, że to nie ma sensu, skoro cię zostawił. Duma, by nie pozwoliła ci przyznać się do błędu. Nie prosiłabyś o wybaczenie... Słuchaj, ja cię nie mam zamiaru oceniać... Jego zresztą też... — powiedziała kobieta, wspinając się coraz wyżej. — Nie byliście pewni na jakim jesteście etapie. Niby związek, niby wszystko fajnie, a jednak takich rewelacji nie wyjawia się na początku. Trzeba być pewnymi swoich uczuć, żeby wiedzieć, że druga osoba nie ucieknie. A tu żadnych deklaracji, trochę jak związek na odległość. A jednak zostałaś... I masz poczucie, że gdyby powiedział wcześniej, to zrezygnowałabyś z Nepalu. Kochałaś go. Chociaż się do tego nie przyznałaś.
Aurora zamilkła. Szła chwilę w zupełnej ciszy, niespecjalnie męcząc się trasą pod górkę. Analizowała co powiedziała Emily. Miała rację, a przynajmniej tak jej się wydawało. Wprawdzie teraz łatwiej przychodziły jakieś deklaracje, ale będąc zupełnie szczerą z samą sobą, gdyby wiedziała wcześniej o problemach Chrisa, zrobiłaby wszystko, żeby przy nim być. Koniec kropka. 
— Dla ciebie to pewnie niewielki wysiłek... — mruknęła kobieta, zatrzymując się i kładąc ręce na udach. 
— W Nepalu nie było takich temperatur. — Uśmiechnęła się szeroko. Stanęła obok niej i rozprostowała ramiona. — Nie wiem czy tęsknie za tym zimnem, czy jednak nie... Rany, trudno wrócić do normalności po dwóch miesiącach w namiotach...
— John raz mi opowiadał jak było, tam... w Himalajach. Mówił, że to piękne i przerażające miejsce... — Kobieta ruszyła powoli pod górę.
— Tak jest. Z jednej strony, zachwycasz się otaczającymi cię widokami, z drugiej wiesz jakie to wszystko niepewne. Niepewna jest pogoda, odpadające seraki, lawiny... Twój organizm może zawieść, nawet jeśli się przygotowywałaś nie wiadomo ile i jak. Sprzęt, jest tylko sprzętem, może zawieść. Drabinka odpaść... Uświadamiasz sobie potęgę natury... I jest... niestabilność... — zaśmiała się pod nosem. — Ale to jak narkotyk. Obiecuję sobie, że nigdy więcej, ale... jestem teraz tutaj i mi tego brakuje... To chore... Ale jak to mawiają, wszyscy jesteśmy trochę szaleni, czyż nie? — zaśmiała się głośno i ruszyła truchtem pod górę. — Dawaj! Już niedaleko!

Fale obmywały jej stopy. To była dla niej przyjemna odmiana. Stała na bosaka na skraju plaży i czekała aż kolejna fala przyjdzie, by schłodzić jej rozgrzaną skórę. Uśmiechała się pod nosem. Mimo iż gdzieś głęboko tęskniła za zimnem, ciepło i słońce zdecydowanie jej obecnie sprawiały przyjemność, a woda koiła nogi po długim spacerze. Chwilę temu przyjechała z wujkiem na plażę w Pacific Palisades, gdzie mieli spędzić czas do wieczora. Z oddali dochodziła do nich muzyka, więc dziewczyna bujała się lekko i obserwowała linię horyzontu. 
— Ładnie tu, prawda? — powiedział mężczyzna, stając obok niej.
Uśmiechnęła się szeroko.
— Tak, brakowało mi ostatnio takich krajobrazów. Chłonę je jak gąbka wodę... — zaśmiała się głośno, uświadamiając sobie jaki walnęła oklepany frazes. 
— Ale z ciebie poetka... — Szturchnął ją ramieniem i pociągnął w stronę suchego piasku, na którym mogli usiąść. — Twoi rodzice chcą się tu przenieść... — powiedział cicho.
— Naprawdę?
— Jeszcze ci nie powiedzieli?
— Nie... Ostatnio rzeczy działy się dość... Szybko. Mają przyjechać w przyszłym miesiącu... Pewnie wtedy by mi to zakomunikowali... — mruknęła pod nosem, skubiąc brzeg swojej luźnej koszulki. — Ostatnio byłam beznadziejną, nieobecną dziewczyną, przyjaciółką, córką...
— Nie było tak źle... To oczywiste, że będąc tam, nie będziesz skupiać się na tym co tu.
— Wiem, ale... Mam wrażenie, że samolubnie wyjechałam w najgorszym możliwym momencie... Zostawiłam niezałatwione sprawy i konflikty...
— Które naprostowałaś... Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. A za dżi dziękuję... Chyba niosłaś ze sobą dużo prezentów, co? — Przejechał dłonią po skórzanym sznurku na nadgarstku.
— Tylko trzy... — Uśmiechnęła się do niego i odchyliła do tyłu, pozwalając twarzy złapać ostatnie promienie słoneczne. Nasunęła okulary mocniej na nos, bo jej oczy były wyjątkowo wrażliwe i od razu zaczynały łzawić.
Mężczyzna jej się przyjrzał uważnie, starając się zarejestrować wszelkie zmiany w jej wyglądzie czy zachowaniu. Bał się, bo różnie się jego znajomi wypowiadali na temat Everestu. Niektórzy mieli uraz, którego nie mogli się pozbyć. Inni stracili zdrowie. Byli też tacy, którzy wrócili bez szwanku, oprócz tego, że część siebie zostawili tam na szczycie. Aurora poprawiła usztywnienie na palcu i oderwała na chwilę wzrok od oceanu. Uśmiechnęła się pod nosem, jakby właśnie przypomniała sobie coś przyjemnego. Chociaż nie widywał jej codziennie, wiedział że coś się w niej zmieniło. Mimo wcześniejszych wspinaczek, ta miała dla niej wymiar bardziej duchowy, o którym najwyraźniej niespecjalnie chciała mówić. Nie naciskał.
— Posłuchaj... Mam sprawę... — Zwróciła wzrok w jego kierunku. — Zawodową.
— Zamieniam się w słuch, Młoda...

Wyszła z samolotu, po raz pierwszy ciesząc się nie z tego, że była na ziemi, ale z tego, że mogła rozprostować nogi. Od kilku dni czuła, że jej kolana odmawiają posłuszeństwa i stają się znacznie bardziej wrażliwe. Dłuższe siedzenie było dla niej nie do zniesienia, a ciągłe przepychanie się obok pasażera obok niej, było uciążliwe, więc zaciskała zęby i podczas sześciogodzinnej podróży, podnosiła się tylko raz. Podczas gdy wszyscy pasażerowie byli już za korytarzem, prowadzącym na płytę, zatrzymała się i zaczęła machać najpierw jedną, potem drugą nogą. Wiedziała, że musi iść to sprawdzić, bo może nie chodzić tylko o zmęczenie i przeciążenie nóg. Chwyciła plecak, który był jej jedynym bagażem i ruszyła przed siebie. 
Nie oczekiwała, że Chris ją odbierze. Rano miał pracę, a jej samolot opóźniony był prawie cztery godziny, przez co zamiast przed północą, w Nowym Jorku była po trzeciej. Napisała, że ma zostać w domu, a ona złapie taksówkę. 
Zagryzła wargę i spokojnie, wolnym krokiem ruszyła do hali lotniska. Jakie było jej zaskoczenie, gdy wśród przytulających się ludzi, zobaczyła ciemnowłosego mężczyznę. Stał z rękami w kieszeniach czarnych jeansów, w szarej, dopasowanej koszulce. Pierwsze co zauważyła, to że skrócił zarost i włosy z boku głowy, znowu mając zaczesaną, niczym Justin Timberlake, grzywę do tyłu. Stał niby to od niechcenia, spoglądając na witających swoich bliskich ludzi. Przygryzł lekko wargę, pewnie zastanawiając się czy Aurora w ogóle przyleciała, bo nikt już od dłuższego czasu nie wychodził z korytarza. Nerwowo spojrzał na zegarek. Dopiero wtedy poczuł, że ktoś go obserwuje. Podniósł wzrok i spojrzał na nią, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Minął kilka osób i rozłożył ręce, czekając aż do niego podejdzie. 
Skróciła włosy. To rzuciło mu się w oczy od razu. Teraz, były na długość trochę za ramiona. Grzywka kończyła się za brodą i była wywinięta na boki, odsłaniając twarz. Kolor, był mniej biały i bardziej słoneczny, a co za tym idzie, złoty. 
Wpadła mu w ramiona i chwilę nic nie mówiła, tylko cieszyła się, że jest już w domu. Obejmował ją mocno, wdychając znajomy zapach.
— Nie wypuszczę cię teraz... — mruknął.
— Wspaniale. A czy to działa  w drugą stronę? Bo też najchętniej bym cię nie wypuszczała...
— Masz mnie przez najbliższe dwa dni.
Rozpromieniła się i podskoczyła jak mała dziewczynka, której właśnie ktoś obiecał jednorożca. Objęła go za szyję i mocno pocałowała. Gdy ponownie na nią spojrzał, jej oczy błyszczały, a usta miała wygięte w szerokim uśmiechu.
— Gdybym wiedział, że tak cię to uszczęśliwi, to bym częściej brał wolne w pracy... — mruknął, zabierając jej plecak i przewieszając go sobie przez ramię. Złapał ją za rękę i splótł ze sobą ich palce. 
Oparła o niego głowę i przymknęła na chwilę oczy, pozwalając mu się prowadzić do wyjścia. Uświadomiła sobie, że chyba jeszcze nigdy nie szli, trzymając się za ręce. Z reguły po prostu kroczyli obok siebie, lub Chris obejmował ją ramieniem, ale nie mogła sobie przypomnieć, żeby ich palce były ze sobą tak splecione, podczas spaceru.
— Jak dla mnie, mógłbyś już nigdy nie wychodzić z domu... — szepnęła.
— Jesteś zbyt zachłanna... — zaśmiał się głośno i otworzył przed nią drzwi. Oparła się o nie i spojrzała mu prosto w oczy. — Domyślam się, że jedziemy do mnie...
Wyszczerzyła się tylko i zniknęła w środku samochodu. Sam uśmiechnął się pod nosem i obszedł pojazd, żeby po chwili odpalić silnik i odjechać.

3 komentarze:

  1. Oooo jaka urocza końcówka rozdziału <3
    Pięknie ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa jestem, co to za sprawa zawodowa :D
    A co do Chrisa i A., to oni są tacy słodcy razem, że nie będę zaskoczona jeśli Chris wyskoczy jej zaraz z pierścionkiem zaręczynowym ;D
    Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ło kurde, nie ma dalej. Myślałam, że mam jeszcze jeden do nadrobienia. No ale nic, widzę, że na jutro planujesz publikację następnego, więc wtedy wpadnę. Nie wiem czy dokładnie jutro, czy za tydzień, ale przybędę ;)
      Pozdrawiam! ;*

      Usuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

obserwatorzy

SZABLON WYKONANY PRZEZ KAYLO NA BAZIE CZARNEJ REWELACJI, PRZY POMOCY: BLOGGER PORADY. OBSŁUGIWANY PRZEZ BOGGER.