Następny rozdział: 06.08.2017 Rozdziały pojawiają się co około dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na te kolumny, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie w tym miejscu.
Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Ostrzegam, że niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami. Opowiadanie może zawierać wulgaryzmy, przemoc oraz sceny 18+.
Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś moją twórczość, to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. :) Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Zakazane jest kopiowanie treści.

25 cze 2017

#38 'shot


Wpadli w przyjemną rutynę: budzili się obok siebie, jedli razem śniadanie, raz Aurora zostawała w mieszkaniu, żegnając go długim pocałunkiem, innym, odwoziła go, by potem zrobić zakupy i włóczyć się po mieście. Mieli wrażenie, że mogłoby tak być już zawsze. Byli w stanie przywyknąć. Szczególnie podobały im się powroty do domu, gdy wpadali sobie w ramiona i zanim zasiadali do obiadu lub kolacji, kochali się gdzie popadnie.
Aurora czasami budziła się w środku nocy, nawiedzana koszmarami z gór, o których nikomu nie mówiła. Ból w kolanach coraz bardziej jej dokuczał, pomimo iż lekarz twierdził, że to nic poważnego i powinno przejść. Czuła się dobrze, mogąc zaopiekować się Chrisem, który pozornie zaczynał żyć normalnie, jednak nadal rozglądał się na boki w obawie, że ktoś ich zaatakuje. Wracał z pracy zmęczony, więc pozwalała mu odpoczywać przy sobie i nabierać siły na kolejne dni i rozprawę, która miała mieć miejsce za kilka dni. 

Wszedł do mieszkania znacznie później niż planował. Aurora leżała na kanapie. Jej komputer był nadal rozłożony i włączony, ale ona miała zamknięte oczy i dłonie pod głową. Jej kot spał na fotelu obok. Mężczyzna zdjął marynarkę, krawat, zrzucił buty i jak najdelikatniej potrafił, położył się obok, wciągając ją na siebie.
— Hej... — mruknęła, nie otwierając oczu. Objęła go jedną ręką i ułożyła głowę na jego torsie. — Jak tam?
— Znośnie... — odparł, głaskając ją po plecach i całując w czoło.
— Jesteś spięty... 
— Jutro mam rozprawę. — Skrzywił się.
— Odwiozę cię i przywiozę z niej... — Uśmiechnęła się i pocałowała go w kącik ust. — Hej... Nie martw się. Czegokolwiek potrzebujesz, powiedz... Pozwól mi pomóc w jakikolwiek sposób... — dodała, patrząc mu prosto w oczy. Była jakoś bardziej rozbudzona niż kilka sekund wcześniej. 
Sięgnęła dłonią w dół, całując go namiętnie. Chciał zaprotestować, bo była zmęczona, bo to nie było wyjście, ale nie mógł zaprzeczyć, że musiał skupić się na czymś innym. Uniosła się lekko i znowu na niego opadła.
— Odpuść... — szepnęła, przywierając do niego całym ciałem, opierając swoje czoło o jego i chcąc go pocałować, ale nadal nie łącząc ich warg. 
Oddychali głęboko, wyglądając i czując się jak jeden, zsynchronizowany organizm. Objął ją mocno, wbijając palce w biodra, które poruszały się coraz szybciej. Wpatrywała się w niego cały czas, usilnie starając się mieć otwarte oczy. 
— Przestań myśleć... — mruknęła, całując go w końcu i zabierając jego krzyk, jęk i oddech. 
Drżał pod nią, starając się uspokoić. Zsunęła się, żeby przyłożyć głowę do jego klatki piersiowej, dokładnie w miejscu, gdzie biło jego serce. Oddychała głęboko, dochodząc do siebie powoli. Czuła jak podnosi rękę i kładzie ją na czole. 
— To nie powinno być wyjście... — mruknął. — Nie mogę cię tak wykorzystywać...
Podniosła się lekko i złożyła na jego ustach pocałunek. Był krótki i słodki.
— Czasem to nic złego. Szczególnie, jeśli chcę być wykorzystana... — zaśmiała się cicho i pogłaskała po włosach, odgarniając pasmo, które opadło mu na czoło. — Jutro to się skończy... A teraz się prześpij... 

Przywiozła go do sądu osobiście. Był tak zdenerwowany, że bała się, że rozbije samochód po drodze. Obiecała odebrać go jak tylko rozprawa się skończy. W tym czasie pojechała na kawę i siedziała w parku, czekając na telefon od niego. Pogoda była wyjątkowo ładna: słońce przyjemnie grzało, zwiastując nadchodzące upału i żadna chmura nie pojawiła się na niebie od rana. Kiedy nieco poddenerwowany Christopher zadzwonił i oznajmił, że jeszcze ogłoszenie wyroku i będzie wolny, wyrzuciła kubeczek i ruszyła do samochodu. Zatrzymała się na parkingu w bocznej uliczce, tam gdzie go wysadziła rano i czekała, oparta o maskę samochodu. Dopiero hałas od strony głównej ulicy i wejścia sprawił, że ruszyła w tamtym kierunku. Pisk opon, strzały z pistoletu, krzyk ludzi. Pobiegła w tamtym kierunku, ściskając w dłoni swój telefon i kluczyki od samochodu. Widziała tłum tłoczący się w jednym punkcie, więc przepchała się do środka, licząc że będzie w stanie pomóc, wezwać pomoc, czy zrobić cokolwiek. Nie zastanawiała się nad tym co i komu się stało. Kierowała nią zwyczajna chęć pomocy.

Wyszedł z sądu, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Przegrał. Ale nie był zaskoczony. Ta sprawa musiała się tak skończyć, nie było innej opcji. Widział wściekły wzrok człowieka, którego bronił i jego rodziny, ale co mógł zrobić, skoro wszelkie dowody przemawiały za jego winą? Nie jest cudotwórcą, żeby odwrócić coś takiego na ich korzyść. Właśnie zszedł ze schodów, gdy na wprost zatrzymał się czarny wan. Usłyszał huk wystrzału i przeszywający ból nogi. Zaraz potem kolejny huk i ból w okolicach żeber. Siła była tak duża, że upadł na schody i stoczył się z nich na chodnik, uderzając w niego głową tak mocno, że aż go zamroczyło. Nie mógł uwierzyć, że to się właśnie działo. Spojrzał na zakrwawione dłonie i ludzi, którzy biegli w jego kierunku. Wszystko zaczęło się oddalać, być zamglone.

Zamarła, widząc leżącą na chodniku postać w szarym krawacie i granatowym garniturze, który coraz mocniej nasiąkał krwią. Zasłoniła dłonią usta tłumiąc krzyk i zatoczyła się do tyłu, czując że zaraz zemdleje. Ktoś ją złapał i podtrzymał.
— Wszystko w porządku? — zapytał mężczyzna, który stał za nią. Pokręciła głową.
— Ktoś wezwał pogotowie? — spytała cicho.
— Tak— odparł, prowadząc ją na zewnątrz.
— Nie, nie, proszę mnie zostawić... — mówiła jak w amoku, zbliżając się do postaci. Jeden ze strażników z sądu, klęczał i tamował krwotok, jednak wiadomo było, że niewiele to daje. Mężczyzna był przytomny, ale jego wzrok był rozbiegany, wargi i kończyny drżały. Opadła na kolana, łapiąc jego zakrwawioną dłoń.
— Proszę pani, proszę się odsunąć... — powiedział strażnik. Zsunęła chustkę z szyi i mu podała, widząc, że to czym dotychczas hamował krew jest nią całkowicie przesiąknięte.
— Nie mogę... — wydukała, głaszcząc mężczyznę po włosach. — Będzie dobrze... — szeptała, opierając swoje czoło o jego. Próbował coś powiedzieć, ale nie był w stanie, dławiąc się krwią, która napływała mu do ust. — Ciii... Wiem, Chris... Wiem. — Z jej oczu leciały łzy. Dopiero kiedy usłyszała syreny ambulansu odsunęła się od niego na chwilę. Tłum się rozsunął pozwalając podejść ratownikom. Ona też musiała odejść, chociaż nie chciała. Stała z trzęsącymi się rękami, pokryta krwią od stóp do ramion. Jej twarz jeszcze wtedy czysta, po chwili stała się czerwona, gdy przejechała dłonią po czole. Zabrali go na nosze i ruszyli w stronę szoferki. 
— Mogę jechać z wami? — spytała, nadal w szoku.
— Jest pani kimś z rodziny? — zapytał ratownik po czterdzieste, zamykając drzwi. 
— Nie.
— No to nie mogę pani zabrać.
— Pan nie widzi w jakim jest stanie? — warknął mężczyzna, który pomógł jej gdy niemal straciła przytomność.
— Takie procedury.
— Gdzie go zabieracie? — dochodził świadek zdarzenia.
— Presbiterian... — odparł i ruszył. Dziewczyna nadal stała zszokowana. Ledwo dochodziło do niej, że policja zaczyna przepytywać świadków. Wszystko zdawało jej się dziać jakby za szybą. Miała wrażenie, jakby stała za witryną sklepową i obserwowała z dystansu. Obawiała się, że zaraz może zemdleć.
— Proszę pani... — Usłyszała z boku. — Mogę panią zawieść... 
— Mógłby pan mi pomóc zadzwonić... Nie chcę ubrudzić... — szepnęła. Dopiero teraz dotarło do niej, że jest pokryta krwią Christophera i stoi w czerwonej kałuży. Odskoczyła momentalnie, zrywając z siebie sweterek. Mężczyzna złapał ją za ramiona. 
— Proszę się pozwolić zawieźć... 
— Muszę zadzwonić... — powtarzała w kółko. Telefon miała w tylnej kieszeni spodni. Wyjął go i sprawdził jak odblokować. — Dziewiętnaście osiemdziesiąt dwa... — podyktowała mu, próbując zetrzeć krew z rąk, co oczywiście skutkowało jedynie jej rozcieraniem. — Proszę znaleźć Jamesa... 
Mężczyzna wybrał numer i przystawił jej do ucha.
— James...
— Kochanie! Co jest?
— Jesteś z Nicholasem? 
— Tak, wszystko w porządku? Brzmisz niepokojąco — spytał, słysząc jak dziewczyna dziwnie mówi.
— James... Christopher on... 
— Aurora... — zaniepokoił się jej rozmówca.
— O mój boże... — załkała, czując jak jej dłonie się trzęsą. — Będę w szpitalu, zadzwonisz do Patricka i Alice? Ja... — Popatrzyła na mężczyznę. — Ktoś mi pomoże... Presbiterian... Weź mi jakieś ubrania czyste... — mówiła chaotycznie, po czym poprosiła by się rozłączył. — Tam jest mój samochód, zabierze mnie pan...?
— Możemy pojechać moim. 
— Nie. Ubrudzę panu siedzenia... Proszę wziąć mój, przyjaciel pana odwiezie, albo zapłacę za taksówkę...
Czuła jak za chwilę może się rozpaść na milion kawałeczków. Atak paniki się zbliżał, czuła to. Mężczyzna poprowadził ją w boczną ulicę, odbierając od niej kluczyki. Było jej wszystko jedno kim jest. Liczyła, że będzie uczciwy i zabierze ją do szpitala. Musiała znaleźć się w szpitalu.

Kiedy wpadł na korytarz pierwsze co zobaczył, to zakrwawioną Aurorę, która stała koło jakiejś kobiety i płakała, prosząc ją o coś. Wyglądała przerażająco. Włosy, twarz i ubranie pokrywały plamy krwi. Jej dłonie trzęsły się, a wzrok, mimo krzyku, miała nieobecny. Kobieta zdecydowanie pokiwała głową i odeszła. Aurora upadła na ziemię i zalała się łzami, jej ciałem wstrząsały dreszcze. Obraz był tragiczny i wywołał w nim coraz większy niepokój.
— Aurora, kochanie podnieś się... — powiedział cicho, pomagając jej wstać. Posadził ją na krzesełku i wyjął chusteczkę, którą otarł jej twarz. — Powiedz spokojnie co się stało...
— Oni postrzelili Christophera... Tam było tyle krwi... James... Nic mi nie mówią, nie wiem co się z nim dzieje, czy żyje — łkała, dławiąc się łzami.
— Żyje, A... Musi żyć. 
— Nie jestem z rodziny. Nic mi nie mówią... A co jeśli...? Ja go kocham, James... 
— Wiem, kochanie, wiem... — Przytulił ją do siebie i pogłaskał po włosach. Popatrzył ponad jej ramieniem na Nicholasa, który opuścił windę. — Postrzelili Chrisa... — wyjaśnił James, czując jak dziewczyna łka. Reynolds opadł zszokowany na krzesełko.
— Chyba muszę zadzwonić do Patricka i Alice jeszcze raz... 
— Ja to zrobię... — powiedział, przekazując mu zdruzgotaną dziewczynę. 
— Ubrudzę was... — szepnęła, czując jak Nicholas przyciska ją do swojego czarnego garnituru. 
— To nic... — Pogłaskał ją po głowie, tłumiąc płacz. Siedzieli tak dłuższą chwilę, aż dziewczyna zaczęła się uspokajać. 
— Dali jej coś na uspokojenie... — szepnął James, siadając obok swojego partnera. — Powinna się umyć. Ogarnę ją i siebie, poczekasz na jego rodziców. Alice i Patrick powinni tu być za kilka minut. Chodź, kochanie. Musimy cię umyć... — powiedział, wyciągając dłoń w jej stronę. Niechętnie z nim poszła. W łazience stała i pozwalała się rozebrać i obmyć. Niewiele do niej dochodziło. James założył na nią spodnie i koszulkę, które znalazł jeszcze w ich mieszkaniu. Nie ubrudziła go aż tak jak przypuszczała, więc narzucił na siebie kurtkę, zasłaniając tym samym plamy krwi, które jednak miał na koszulce. Kiedy wrócili, Nicholas zdjął marynarkę która była brudna, zostając w czarnej koszuli. Dołączyli do niego jego rodzice, rodzice Christophera, Victoria i o dziwo, Amanda. Nicholas gestykulował i krzyczał.
— ... twoja wina, rozumiesz?! Ty przyjąłeś tę sprawę, wiedząc że jest nie do wygrania. Christopher robił wszystko, żeby odsunąć nieuniknione! To gangsterzy! Powinni sobie szukać dalej, ale nie... Musiałeś wziąć to bo dużo płacili, a potem zrzuciłeś to na Chrisa! A teraz on walczy o życie! — Pchnął go i odszedł od nich, oddychając głęboko. Podwinął rękawy i uderzył pięścią w ścianę, rozbijając sobie kostki. Dziewczyna podeszła do niego i objęła go mocno od tyłu. — On nie może umrzeć... — szepnął. Oparła policzek o jego plecy, czując jak łzy znowu napływają do jej oczu.
— Wiem...
— Dlaczego tak długo nie ma informacji?
Pokręciła głową, nie znając odpowiedzi na pytanie. Jeszcze nigdy nie widziała, żeby Nicholas tak płakał. Był załamany i nie przejmował się tym, że ludzie patrząc jak rozpada się na kawałki.
— Jest dla mnie jak brat.
— Wiem, Nick...
Odwrócił się gwałtownie i zamknął ją w objęciach. Nigdy nie myślał co by się stało, gdyby Christophera zabrakło. Teraz w obliczu takiej ewentualności był przerażony i rozbity. Nie wyobrażał sobie tego co dalej, jeśli...
Jedną z sal opuściła pielęgniarka, do której od razu podbiegli państwo Blackwood. Kobieta popatrzyła po zgromadzonych, nie będąc pewną czy powinna udzielać takich informacji tylu osobom.
— Operacja się nie skończyła. Kula spowodowała duży krwotok wewnętrzny, musieliśmy usunąć śledzionę, potrzebujemy więcej krwi i nie wiemy co jeszcze zostało uszkodzone. Doszło także do urazu nogi, na szczęście kula ominęła mięśnie i nerwy, jednak spowodowało to jeszcze większą utratę krwi. Ponad to, pacjent mocno uderzył głową o chodnik w trakcie upadku. 
— Czy on przeżyje? — spytała błagalnym tonem jego matka.
— Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Musicie się państwo przygotować na wszystko... Stracił dużo krwi... Wszystko okaże się, gdy operacja się skończy. A teraz proszę wybaczyć, ale muszę wracać...

Leżała skulona na krzesełkach, z głową ułożoną na kolanach Jamesa. Nie spała, nie mówiła, już nawet nie płakała. Wpatrywała się tępo w białą ścianę. Kiedy drzwi do sali operacyjnej się otworzyły, nieco się ożywiła.
— Opanowaliśmy krwotok. Usunęliśmy śledzionę, na szczęście nie było poza tym urazów wewnętrznych. Obrzęk mózgu nas niepokoi, dlatego wprowadziliśmy go w stan śpiączki farmakologicznej. Nie jesteśmy w stanie teraz określić jak postrzał w nogę wpłynie na jego ewentualną przyszłość... Jednak mamy nadzieję, że trochę rehabilitacji i państwa syn będzie mógł się poruszać w miarę normalnie — powiedział lekarz.
— Ewentualną? — spytał Nicholas.
— Najbliższe dni pokażą... Będziemy monitorować obrzęk mózgu i liczymy, że śpiączka nie przekroczy kilku dni. Ale muszą się państwo przygotować na każdą ewentualność. Mózg jest nadal dla nas zagadką... Przy obrzękach zawsze uświadamiamy rodziny, że wszystko może się wydarzyć. W najbliższych dniach okaże się, czy wszystko idzie ku dobremu, czy nie ma żadnych zmian...
— Panie doktorze... — pani Blackwood podniosła się z miejsca i podeszła do lekarza. — Wiem, że macie obowiązek informować o stanie zdrowia jego rodzinę, ale... Chciałabym prosić, żeby uwzględnili państwo także pana Reynoldsa i panią Sterling... — odwróciła się i razem z lekarzem popatrzyli na Aurorę. — Są ważni dla mojego syna. My pracujemy, więc czas który będziemy mogli spędzać w szpitalu jest ograniczony. Pani Sterling pracuje mobilnie. Więc zakładam, że będzie tu znacznie częściej niż my. A ponieważ jest jego... partnerką, ma prawo być informowana.

*

Jeśli normalnie czas biegnie szybko i czasami człowiek nie zauważa jak upływa, tym razem biegł zdecydowanie zbyt wolno. Aurora przesiadywała w szpitalu, opowiadała Chrisowi jak mijają jej dni, jakie ma plany, jak idzie pisanie reportaży. Starała się nie opuszczać Nowego Jorku, ale siłą rzeczy, raz musiała wyjechać i chciała wrócić jak najszybciej.
Weszła do szpitala, nie mogąc się doczekać, żeby opowiedzieć mu o Parku Narodowym Zion, w którym spędziła trzy dni. Weszła do sali i stanęła jak wryta. Było w niej zdecydowanie więcej ludzi niż normalnie. Przy łóżku siedziała Amanda, trzymając go za rękę. On sam popatrzył w jej kierunku, marszcząc brwi, jakby zupełnie nie miał pojęcia kim jest.


***
Więc nadszedł koniec II części.
Tymczasowo biorę sobie urlop, żeby chwilę odetchnąć i zastanowić się co dalej.
Wracam za miesiąc, może wcześniej. Mam niemal całą kolejną część gotową, ale muszę pomyśleć czy ją przedłużyć, czy zakończyć ostatecznie.
Dziękuję tym nielicznym czytelnikom, którzy tu jeszcze są. Tylko dla Was nadal publikuję :)

2 komentarze:

  1. Kurde .. tak coś czułam że z tej rozprawy to wyjdzie wielki dramat ;(
    Ajjj aż mi się smutno zrobiło :/
    Ale mimo tego , rozdział jest świetny, wszystko tak perfekcyjnie opisane ! ;*
    Czekam na kolejny ;* ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniec? Poważnie? No nieee... i weź tu teraz człowieku wytrzymaj do następnego! :D Muszę przyznać, że zakończenie naprawdę z przytupem. W pewnym sensie spodziewałam się, że coś się Chrisowi stanie, ale nie sądziłam, że na tym zakończysz II część. Czyżby stracił pamięć? To z jednej strony trochę oklepane, bo wątek utraconej pamięci pojawia się w wielu serialach/opowiadaniach/filmach o tematyce miłosnej, ale z drugiej strony to daje duże pole do popisu i namieszania bohaterom w życiu;D
    Ja z niecierpliwością czekam na to, co wymyśliłaś i mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się niebawem ;*

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

obserwatorzy

SZABLON WYKONANY PRZEZ KAYLO NA BAZIE CZARNEJ REWELACJI, PRZY POMOCY: BLOGGER PORADY. OBSŁUGIWANY PRZEZ BOGGER.