Następny rozdział: 06.08.2017 Rozdziały pojawiają się co około dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na te kolumny, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie w tym miejscu.
Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Ostrzegam, że niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami. Opowiadanie może zawierać wulgaryzmy, przemoc oraz sceny 18+.
Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś moją twórczość, to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. :) Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Zakazane jest kopiowanie treści.

7 maj 2017

#32 'tension

Siedziała przy stole i wpatrywała się w swój, wypełniony do połowy winem, kieliszek. Złapała go za nóżkę i pokręciła lekko, wprawiając płyn w ruch. Poprawiła włosy i wypuściła głośno powietrze, patrząc na leżący obok niej na stole bukiet. Nadal odczuwała skutki wspinaczki i była zmęczona, ale starała się trzymać jak może najlepiej. 
— Ostatnia rzecz... — powiedział Ryan, wstając z miejsca. — Zacznę od tego, że jak część z was wie, ostatnio razem z tamtą blondynką... — Wskazał na Aurorę palcem. Zmierzyła go morderczym wzrokiem. — Wspinałem się na Everest. Po raz trzeci. Cóż, tym razem szczytu nie zdobyłem, ale Aurora tak... — Schylił się, żeby coś podnieść z ziemi. — Więc ostatni odcinek drogi to ona wniosła to na górę. — Rozłożył flagę, którą faktycznie doniosła na szczyt i zrobiła sobie z nią zdjęcie. — Zaszyłem w niej nasze obrączki. 
Blondynka wytrzeszczyła na niego oczy, bo nie miała pojęcia, że niosła coś tak ważnego ze sobą. Mogła je zgubić, zgubić flagę, spaść, zamarznąć. Nie mogła uwierzyć, że Ryan aż tak ryzykował. 
— Spokojnie, miałem zapasowe na wypadek, gdyby się zgubiły... — Dodał pospiesznie, widząc jej minę.
Najwyraźniej Alice była zachwycona tym pomysłem, bo patrzyła na niego z szerokim uśmiechem.
— Więc, te kawałki platyny przeszły pudżę, czyli buddyjską ceremonię błogosławienia, weszły ze mną do obozu czwartego, a na szczyt wniosła je osoba, dzięki której w sumie cię poznałem... — Popatrzył na swoją żonę i szeroko się uśmiechnął. — Flaga będzie pasować do wystroju naszego mieszkania. 
— Racja... — mruknęła, przyciągając go do siebie i czule całując.

Odchyliła się na krzesełku i spojrzała na ludzi na parkiecie. Musiała przyznać, że taka forma wesela była znacznie lepsza od wielkich imprez. Każdy robił to na co miał ochotę: jedni rozmawiali, inni bujali się w rytm spokojnej muzyki. Elegancko i ze smakiem.
— Hej, zamulasz... — Spojrzała na stojącego nad nią mężczyznę. — I obsesyjnie obserwujesz mojego brata.
— Co? Nie, nieprawda. — Zaprotestowała, obrzucając go oburzonym spojrzeniem.
— Jasne... Nie musisz się martwić o Amandę... — mruknął, wyciągając dłoń w jej stronę. — Idziemy.
— Gdzie?
— Daleko stąd.
— Czy nikt was nie nauczył, że wypada zapytać, a nie rozkazywać drugiej osobie? — Uniosła do góry jedną brew.
Nie była pewna czy to dobry pomysł, ale miała dość siedzenia przy stole i zastanawiania się kiedy jej organizm się podda i uśnie. Zresztą towarzystwo Patricka mogło dobrze na nią wpłynąć. Pozwoliła mu sobie pomóc i zabrać w stronę plaży.
— Jak tam? — spytał, wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
— Niewiele się zmieniło.
— Oprócz tego, że zdobyłaś Everest...
— Taa... — powiedziała. Patrick widział, że coś cały czas ją dręczy i zajmuje jej myśli.
— Nie musisz się przejmować Amandą. Po tym w jakim stanie był Chris po ich rozstaniu, po tym jak go wtedy potraktowała, nie ma do niej za grosz szacunku. Zresztą... Sama go do siebie nie ma. Lata za nim jak skończona desperatka.
Aurora rozluźniła się w końcu i odwróciła w jego stronę.
— Powinnam drążyć ten temat?
— Posłuchaj... — powiedział mężczyzna, patrząc jej prosto w oczy. — Zrozumiał, że są rzeczy o których ci nie powiedział, a powinien. Nie jestem tym, który cię o tym poinformuje, ale wiem, że czeka was... długa rozmowa. 
Skinęła głową, czując że Everest jest jeszcze przed nią. Odwróciła się w stronę budynku i zobaczyła jak Christopher tańczy z Alice.
— Zawsze był jej bohaterem. Była zapatrzona w niego w jak obrazek. Ja byłem tym, który podrzucał jej złe pomysły, a Chris wybijał je jej z głowy. Długo byłem zazdrosny o ich więź... Potem zrozumiałem, że mnie też kocha, ale podczas gdy on walczył ze swoimi błędami, ja je ciągle na nowo popełniałem. Nie ma czego we mnie podziwiać... — Spuścił głowę i splótł dłonie na dole pleców. Aurora widziała, że podczas jej nieobecności wydarzyło się coś złego. Widziała to w jego postawie. 
— Co tu się stało?
— Jestem beznadziejny. Zamiast pozwolić ci się bawić, oferuję ci swoje ponure towarzystwo...
— Jakbyś nie zauważył... — powiedziała idąc w stronę plaży, tym samym oddalając się od domu i wszystkich ludzi zebranych na weselu. — Sama zamulam. Z tą różnicą, że ja mam bardzo dobre wytłumaczenie... Jestem cholernie zmęczona. A ty?
— Nie powinienem... — mruknął, w końcu ją doganiając.
— Więc uznajmy, że ci zagroziłam... Spójrz na mnie, jaka jestem groźna! — warknęła i uśmiechnęła się szeroko.
— Potwornie. Ech... Straciłem pracę. W firmie stwierdzili, że koniec ostatnich szans. Zaczęli mi wmawiać, że znowu ćpam. To nie była prawda... Swoją drogą dziękuję, że wtedy byłaś po mojej stronie... 
Uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco.
— W każdym razie z wytwórni mnie zwolnili. Musiałem znaleźć nowe mieszkanie, bo na stare nie było mnie stać. Chris się wściekł, Laura zaczęła wątpić... Sytuacja jest dość napięta...
— Przykro mi... — powiedziała cicho, kładąc mu dłoń na ramieniu.
— Lubimy zrażać do siebie ludzi, którym na nas zależy, co? — Uśmiechnął się do niej blado.
— Można powiedzieć, że jesteśmy mistrzami. Hej, nie martw się. Coś wymyślimy.
— My? — Zatrzymał się i popatrzył na nią szczerze zaskoczony. — Aurora, masz swoje problemy, kim ja...
— Przyjaciele są od tego, żeby pomagać i wspierać. Mój wujek ma wytwórnie... Wprawdzie w Los Angeles, ale może jest w stanie coś poradzić, bo ja się na branży muzycznej nie znam...
Przyglądał jej się dłuższą chwilę. Wpatrywała się w nocne niebo, nucąc pod nosem utwór który leciał w oddali. Nie spodziewał się, że tak zareaguje. Właściwie nie wyciągnął jej tutaj, żeby się nad sobą użalać. Chciał ją po prostu na chwilę odciągnąć od stołu, przy którym siedziała niemal od samego początku. A jednak przecenił swoje możliwości w byciu dobrym towarzyszem i pomijaniu swojego gównianego życia w rozmowie.
— Jestem pod wrażeniem tego co zrobiłaś...
— Dziękuję...
— Nie przypuszczałem, że taka silna z ciebie babka.
Zaśmiała się głośno.
— Nie tylko ty. W obozie bazowym zakładali się jak daleko dojdę.
Tym razem to mężczyzna wybuchnął głośnym, niepohamowanym śmiechem.
— Chciałbym widzieć ich miny, gdy usłyszeli, że weszłaś na szczyt i zeszłaś.
— Pewnie coś takiego... — Zademonstrowała zdziwioną, groteskową minę, czym wywołała u niego salwy śmiechu. Cieszyła się, bo o to jej chodziło. — Patrick... Każdy z nas ma swój Everest. To co zrobiłam... Teraz wydaje mi się, że to nic niezwykłego, biorąc pod uwagę z czym przyjdzie mi się jeszcze zmierzyć... Wspięcie się na najwyższy szczyt może oznaczać dla każdego coś innego... — powiedziała cicho, zaplatając dłonie na dole pleców i wpatrując się mrok, w którym gubił się ocean. — Dla niektórych to codzienne wstawanie i mierzenie się z problemami. Dla innych życie. Dla kolejnych pokonywanie własnych demonów. Myślałam, że ten etap mam za sobą, ale okazało się... Że moim Everestem nie jest szczyt w Nepalu... Ale zmierzenie się z dorosłością, od której, mam wrażenie, że non stop uciekam, trzymając się dzieciństwa na najróżniejsze sposoby, nie widząc, że ranię tym innych.

Miała zamiar pokręcić się jeszcze chwilę na przyjęciu i wrócić do pokoju. Jej spacer z Patrickiem nieco poprawił jej nastrój, ale nie zniwelował zmęczenia. Czuła, że jej zegar jest rozregulowany, a mięśnie domagają się dłuższego czasu w łóżku. Pomimo braku obcasów jej nogi bolały, jakby właśnie przeszła kilka kilometrów. Siadła na swoim miejscu, dając sobie ostatnie trzydzieści minut. Potem wszyscy musieli jej wybaczyć opuszczenie wesela.
— Znikasz... 
Usłyszała. Podniosła wzrok i napotkała piwne oczy Christophera. Spuściła wzrok i lekko się uśmiechnęła.
— Nienawidzę ślubów... — powiedziała cicho.
— Zauważyłem. Chodź... — mruknął, wyciągając dłoń w jej stronę.
— Gdzie?
— Zatańczyć... — Uniósł do góry kącik ust i zlustrował jej twarz. Skrzyżowała dłonie na piersiach.
— Nawet nie spytasz? — powiedziała, drocząc się z nim.
— Jakbym kiedykolwiek pytał.
Wstała i ruszyła za nim w stronę bujających się do rytmu piosenki par. Od razu ją objął i mocno do siebie przycisnął. Przytuliła twarz do jego ramienia i zamknęła oczy, pozwalając mu się prowadzić. Pachniał żelem pod prysznic i swoimi perfumami z nutami sosnowymi. Aurora była fanką tego zapachu jeszcze zanim się poznali. Jakie było jej zdziwienie, gdy podczas ich małego zderzenia na ulicy, poczuła tą charakterystyczną woń. 
— Jak rozmowa z Patrickiem?
Nawet na nią nie spojrzał. Oparła policzek o jego marynarkę i popatrzyła na jego profil. Miał zaciśnięte wargi i wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Przymknęła oczy, czując że jak tak dalej pójdzie, to uśnie w jego ramionach.
— Nieźle.
— Pochwalił się? — mruknął pod nosem. 
Dziewczyna wywróciła oczami.
— Chris, proszę cię... Nie tu, nie teraz... Teraz mam zamiar miło spędzić ostatnie minuty na tym weselu i iść spać. Jeszcze będzie czas na poważne rozmowy... — szepnęła i odsunęła się kawałek, żeby móc spojrzeć mu w oczy.
Wpatrywał się w nią intensywnie, jakby starał się zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. Miała wrażenie, że jego spojrzenie wypala dziury w jej skórze. Milcząca walka zaczęła się, gdy jego wzrok przesunął się z jej warg na oczy. Nie potrafiła spuścić spojrzenia. podczas gdy on prowadził ich płynnie w tańcu. Patrzyli się na siebie jak zahipnotyzowani, zapominając o wszystkich dookoła. Przygryzła wargę, po czym wypuściła z ust powietrze. Czuła jak jej oddech przyspiesza, jak robi jej się gorąco, a on przysuwa się do niej jeszcze bliżej. Miała wrażenie, że wszystko zwolniło, gdy wciągnął głęboko powietrze, jakby przypominał sobie jej zapach. Przejechał dłonią wzdłuż jej ręki, zatrzymując się na chwilę na nadgarstku, na którym miała cieniutką, srebrną bransoletkę. Poczuła dreszcze na całym ciele, gdy położył sobie jej dłoń na ramieniu, a swoją umieścił na jej plecach. Oddychała zdecydowanie zbyt szybko i mimo iż było jej gorąco, czuła ciarki przechodzące od stóp, aż po czubek głowy. Mężczyzna nachylił się w jej stronę. Ich twarze były tak blisko, że mogła policzyć niewielkie plamki na jego tęczówkach. Czuła jego ciepły oddech na twarz i przyspieszone tętno, gdy dotknęła dłonią okolic jego krtani, a po chwili ułożyła ją na niego klatce piersiowej. Gdyby ktoś obserwował ich z boku, stwierdziłby, że zaraz się pocałują. I przez chwilę, Aurora też tak myślała, pragnęła tego, pomimo iż zdawała sobie sprawę, że to nie najlepszy pomysł. 
Po chwili zorientowali się, że piosenka dobiegła końca. Aurora odsunęła się od niego kawałek, spuszczając głowę, bo dopiero teraz poczuła spojrzenie innych. Christopher momentalnie ją objął, jakby chciał ją ukryć.
— Planowałam iść się położyć... — mruknęła. Uśmiechnął się do niej. — No co?
— Nie nic. Nie mówiłem ci dzisiaj, że pięknie wyglądasz...
— To zasługa tony tapety. Bez niej nie jest tak kolorowo... — zaśmiała się cicho, jednak on cały czas intensywnie się w nią wpatrywał.
Zmarszczyła brwi i popatrzyła na niego podejrzliwie.
— Dobra, Blackwood. Czarować to my was, nie wy nas. Za bardzo mi to ułatwiasz... — Uderzyła go lekko w ramię i w końcu się odsunęła. — Wszyscy się na nas gapią.
— Mhm.
— Super. — Skrzywiła się mocno.
— Fantastycznie... — Uśmiechnął się, odsłaniając wszystkie zęby, czym rozłożył ją na łopatki.
— Nie ogarniam cię, Blackwood... — Poklepała go po torsie i już miała odchodzić, gdy zbliżył się i pocałował ją w czoło.
— A teraz mają o czym gadać... — zaśmiał się głośno.
— Mieliby, gdybyś poszedł za mną do pokoju... — Popatrzyła mu w oczy i wyślizgnęła się z jego objęć, chwilę później znikając za drzwiami.

Zniosła wielki plecak, który przyjechał z nią z Nepalu, do holu. James i Laura już na nią czekali. 
— Rany, tyś to taszczyła ze sobą? — krzyknął chłopak, widząc jak stawia bagaż przed sobą.
— Mhm... Ale jak wspinaliśmy się to większości rzeczy w nim nie było... — Uśmiechnęła się szeroko. — Widzieliście gdzieś Alice i Ryana?
— Och, tak, żegnają kogoś na podjeździe — odparła Laura. 
— Już jedziesz?! — krzyknął Ryan, w końcu wracając do środka. 
— Muszę odpocząć. Tak... Porządnie. Byczyć się cały dzień, obżerać niezdrowym jedzeniem i pić. 
— Cole? — zaśmiał się, przypominając, że w Obozie Bazowym Szerpowie traktowali ją jak świętość.
— Wszystko byle nie to... — Objęła go i spojrzała na Alice i jej braci, którzy akurat weszli. Napięcie między nimi było niemal namacalne. — Hej, jeszcze raz gratuluję.
— Cieszę się, że nam się udało...
— Nie udałoby się bez ciebie... Gdybym wtedy szła sama... Nie wiem czy byłabym w stanie wziąć lek... — powiedziała cicho, w końcu wypowiadając na głos to, co oboje doskonale wiedzieli, ale bali się przyznać. 
— Nie ma co się nad tym rozwodzić... Wróciliśmy. I to jest najważniejsze. Miles zabrał resztę naszych bagaży. Czekają w biurze...
— Okey. Zabiorę to w tygodniu... 
— Serio, jak tyś dała radę to podnieść?! — krzyknął James, który chciał podnieść jej plecak. Wybuchnęła głośnym śmiechem. 
— Normalnie. Muszę jeszcze kota zabrać... — Wbiegła po schodach do pokoju i złapała za uchwyt koszyka. Kiedy wróciła na dół, jej przyjaciele już pakowali wszystko do samochodu. Alice podeszła do niej i uściskała.
— Dzięki.
— Za co? — Aurora nie do końca wiedziała o co jej chodzi. Podała koszyk Jamesowi, który włożył go do samochodu.
— Za to, że wróciliście cali.
— To nie moja zasługa. To on mnie dowlókł na dół. — Uśmiechnęła się i znowu ją do siebie przytuliła. Szatynka wcisnęła jej w dłonie kluczyki.
— Zatankowany i zaparkowany na waszym parkingu.
— Dzięki. Za opiekę nad kotem i byciem łącznikiem...
Szatynka pogłaskała ją po ramieniu i spojrzała na brata, który szedł w ich kierunku. Uniosła porozumiewawczo brwi i zniknęła w środku budynku. Blondynka odwróciła się w stronę mężczyzny, który zatrzymał się kawałek przed nią.
— Liczyłem na jakiś spacer przy blasku księżyca... — powiedział, chowając dłonie do kieszeni.
— Och, tanie i kiczowate.
— Racja...
— Wpadnę w tygodniu, co? — powiedziała z nadzieją w głosie. — Daj mi kilka dni na ogarnięcie się, bo prowadzenie poważnych rozmów mogłoby się źle skończyć.
— Jasne. Nigdzie się nie wybieram. — Uśmiechnął się do niej szeroko i zrobił krok do przodu.
— Jesz ty coś? Wyglądasz marnie... — Dźgnęła go palcem w tors.
— Niewiele. Moja dziewczyna wyjechała do Nepalu i żołądek mi się skurczył do rozmiarów orzeszka. — Patrzył na nią uważnie z drwiącym uśmiechem na twarzy.
— To głupia ta dziewczyna, że zostawia takiego faceta... — Pokręciła lekko głową.
— Szalona bym rzekł... — Zbliżył się do niej i położył dłoń na jej karku, tylko po to, by po chwili złożyć pocałunek na jej czole. — Masz klucze. Przyjdź jak będziesz gotowa... — Odsunął się i pozwolił jej podejść do samochodu. — Hej, cieszę się, że cię ta lawina nie porwała.
Zaśmiała się i wsiadła do samochodu.

9 komentarzy:

  1. Ojj jak słodko <3 Śliczny rozdział ;))
    Czekam teraz na ich rozmowę ;D ciekawe co to się będzie działo ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział Ci się spodobał :))

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Trochę długo zajęło mi zabranie się za przeczytanie zaległych rozdziałów, ale już jestem! Trochę nie lubię czytać na blogach, nie wiem, czemu, ale po prostu z czasem doszłam do wniosku, że mnie to męczy. Lubię ciemną czcionkę na białym tle – najlepiej na wydrukowanych kartkach lub w ostateczności na telefonie. A twojego tekstu niestety nie mogłam skopiować i wydrukować :<

    I komentuję na bieżąco, czytając od drugiej części, więc uprzedzam, że może być chaotycznie i mogę się mylić i powtarzać. Ale muszę sobie przypomnieć, co się działo, bo nie pamiętam wszystkich szczegółów, więc… tak :D trudno.

    Fragment pierwszego rozdziału drugiej części wydał mi się okropnie smutny. Wydaje się, że Aurorę przepełnia okropna samotność, te słowa, o dziurze w sercu, jakoś mnie tak uderzyły mocno. Wiesz, czasem są takie momenty w tekstach, które się czyta, tak mocno przepełnione emocjami, że je po prostu odczuwasz. Nie wiem, czy to był twój cel, ale pierwsze akapity są naprawdę świetne.

    Ciężko też nie odnieść wrażenia, chociaż nie trzeba się jakoś szczególnie starać, by tego nie zauważyć, że Aurora musi przez to wszystko przejść, bo chce sobie coś udowodnić. Przypomina mi się taki tekst, który czytałam jakiś czas temu – bohater miał wrażenie, że jest w nim jakaś pustka, dziura, czuł się bez emocji, więc próbował w swoim życiu najbardziej ekstremalnych doświadczeń, na jakie było go stać, tylko i wyłącznie, żeby coś poczuć. Na koniec okazało się, że za każdym razem chciał więcej i więcej, aż po prostu zginął. I tyle. Nie było żadnej innej puenty.
    Co prawda nie sugeruję, że tak będzie z Aurorą, ale mam nadzieję, że ta wyprawa nie skończy się źle :<
    Trochę ją rozumiem. Każdy z nas poszukuje w gruncie rzeczy czegoś, co da mu poczucie „wolności”.

    Jezu, pamiętam, jak byłam w Parku Guell, jest po prostu magiczny! Było ekstremalnie gorąco i koniec końców szukaliśmy tylko cienia, ale te widoki rekompensowały wszystko. Z kolei sama Barcelona mnie nie zachwyciła. Jakaś taka wydała się brudna. ;) No i ci Hiszpanie, hehe. Fakt bycia blondynką o jasnej karnacji w takim miejscu jest zdecydowanie męczący :P

    Btw. Nie wiem, czy to pisałam poprzednim razem, ale rozmowa z prostytutką – perfecto. Fajnie to wplotłaś, taki trochę dokumentalny styl, jeśli wiesz, co mam na myśli.
    Trochę mnie zdziwili rodzice i ich reakcja, w sumie dobrze, że ją wspierają, mimo że się martwią. Jednak jak się porówna ich wypowiedzi do reakcji przyjaciół – niebo a ziemia. Widać, że znają lepiej Aurorę. Rozumiem wściekłość przyjaciół, ale kurde, zaufanie. Teraz, po czasie jakoś bardziej kibicuję dziewczynie :D

    Podczas czytania 22 części zastanawiało mnie, skąd masz te wszystkie zdjęcia ;)

    Okej, czyli jednak coś tam jeszcze się tli, skoro, jak się domyślam, Chris odpisał jej na maila. No i super, że Laura też się odezwała. Zaczynałam się zastanawiać, jak będzie wyglądać jej wspinaczka z takimi emocjami kłębiącymi się ciągle w jej głowie.
    Powiem ci: wow, jestem fanką stylu – opis teraźniejszości i retrospekcje. Trochę filmowe, duży plus, bo nieczęsto to dobrze wychodzi w pisaniu. Fajnie to wszystko wplotłaś w opis ceremonii i generalnie tego, co dzieje się w teraźniejszości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A propos lęków – zwłaszcza wysokości. Wyobraziłam sobie te drabinki metr nad ziemią. Jakis czas temu byłam w parku linowym, chociaż mam lęk wysokości – i właśnie była taka trasa sprawdzająca, metr, półtora nad ziemią. Ledwo dałam radę. Jak weszłam na pierwszy podest „normalnej trasy” – 3 metry nad ziemią, to o mało nie dostałam zawału. Nie wyobrażam sobie naprawdę, jaka to musi być wysokość, tam, w górach, kiedy rzeczywiście będą się przeprawiać nad przepaściami, bo na samą myśl dostaję gęsiej skórki. Brrr.

      Wszyscy chyba wiedzą, że Chris i Aurora się kochają, tylko nie oni sami :D

      W ogóle ile ja się dowiaduję tutaj o wspinaczce. Świetny research, nie pomyślałabym nigdy, że się nie wspinałaś. Ile tam przygotowań, o rany. Okej, nie twierdzę, że wcześniej myślałam, że to takie, o, jak pstryknięcie palcami, ale jednak, jak się czyta o tym dokładnie, układa ci się to wszystko w głowie, ile to siły i przygotowań trzeba włożyć. W sumie to naprawdę fascynujące. Aż sobie odpaliłam filmiki na YT, żeby choć trochę sobie to pooglądać… i japierdolę… gęsia skórka brrrrr

      Ta akcja z telefonem, z Chrisem itd. Była trochę dziwna. Ryan nie pomyślał, że to ją zdenerwuje? Kurde, no chyba znają się już na tyle długo, żeby wiedział, że są plusy i minusy takiego zagrania. Mówił, że powinna być skupiona, a tutaj jej taki numer wywija. No okej, chciał dobrze, ale spieprzył. Ja na jej miejscu chyba rozpadłabym się na pierdylion kawałeczków. Srsly, jeszcze w takim miejscu. Ugh, zdenerwował mnie trochę :D

      O nie, zaczęłam się niepokoić, jak Ryan powiedział, że nie wchodzi. Przeczuwam, że coś się stanie.

      O mój borze liściasty, tyle uczuć na raz.
      https://media.giphy.com/media/vaPZEuVEEPHxK/giphy.gif
      To ja podczas czytania fragmentu o zdobyciu szczytu.

      O nie, ja tu się obawiałam, że ktoś umrze, a ty zrobiłaś takie coś :< Biedna Aurora, szczęśliwa wróciła do domu, a tu Chris w ramionach innej panny. O nie, moje biedne serduszko.
      https://media.giphy.com/media/vaPZEuVEEPHxK/giphy.gif


      Tak się zaczytałam, że zapomniałam komentować na bieżąco. W każdym razie: ufff. Jak dobrze, że jednak Chris i Aurora się dogadali. Wszystko wygląda, jakby dążyło w odpowiednim kierunku, ale… coś się zepsuje, prawda? :D Nigdy nie jest tak kolorowo. Ale to nic, czekam na kolejne części :):):)

      Usuń
    2. Właśnie, ciekawe, co z tą "paranoją" Chrisa, hm ;)

      Usuń
    3. O rany! Cały czas, jak czytałam komentarz to się uśmiechałam :D

      Bardzo mnie cieszy, jeśli wywołuję jakieś emocje u czytelników. Bardzo się staram, żeby jednak tekst nie był obojętny i taki... pusty.
      Faktycznie cała ta wyprawa i to jak zachowali się jej bliscy to ważny dla niej etap. W nadchodzących rozdziałach sama wyzna co to dla niej znaczy i dlaczego się wspina.

      Sama cierpię na lęk wysokości (albo przestrzeni? albo... nie mam pojęcia czego), chodzi o to, że lubię być w górach, ale jak jestem wysoko to trochę czuję się niepewnie, nie wspominając o wyciągach krzesełkowych, które mnie totalnie przerażają (raz jak zjeżdżałam takim to płakałam, serio. Nie mogłam się powstrzymać, taka byłam zestresowana). Dlatego kocham pisać. Bo mogę bohaterki kreować tak, jak mi się podoba. I mogą robić coś, czego ja nigdy nie zrobię :D Sama się czułam, jakbym zdobyła ten szczyt, gdy to opisywałam. Dlatego też starałam się oddać to wszystko tak, jak jest. Przeczytałam książkę, gdzie autorka opisuje wejście krok po kroku i to mi otworzyło oczy i nakierowało na odpowiednie tory :D zresztą research do moich opowiadań to dla mnie bardzo ważna sprawa. Staram się go przeprowadzać pod wieloma względami :D

      Oczywiście, że nie może być za dobrze :D Trochę spokoju i znowu pod górkę :D Ale na razie niech trochę bohaterowie odpoczną, zasłużyli :D

      A zdjęcia? Staram się wyszukiwać na unsplash.com, ale akurat everestowe musiałam brać z jakiegoś Pinterestu bo niewiele mogłam odpowiednich znaleźć na innych stronach.

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    4. Ha! To ja się cieszę, że mój komentarz wywołał uśmiech :) Twoja historia jest naprawdę świetna.
      Mogłabyś podać tytuł tej książki o wspinaniu się? Sama, jak pisałam, mam okropny lęk wysokości, ale ten temat mnie bardzo zainteresował po przeczytaniu twojego tekstu i z chęcią poczytałabym taką relację. :)

      Usuń
    5. Książka to Everest. Góra Gór Moniki Witkowskiej. Polecam :D Przeczytałam ją dosłownie w jeden dzień :)

      Usuń
  3. Jak można nie lubić ślubów :D Nie rozumiem tego, nie ogarniam. Ja bym mogła co miesiąc na nie chodzić, żeby tylko ktoś mi kasę na sukienki dawał haha :D
    A tak na serio, widzę, że Chris i Aurora dość szybko doszli do porozumienia. Może nie jest jeszcze tak jak kiedyś, ale wydaje mi się, że A. już niedługo do niego przyjdzie i wszystko wróci do normy.
    Podobają mi się te problemy w życiu Patricka. Skoro u A. wszystko się układa, to u kogoś musi być źle, tak dla równowagi :D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

obserwatorzy

SZABLON WYKONANY PRZEZ KAYLO NA BAZIE CZARNEJ REWELACJI, PRZY POMOCY: BLOGGER PORADY. OBSŁUGIWANY PRZEZ BOGGER.