Następny rozdział: 06.08.2017 Rozdziały pojawiają się co około dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na te kolumny, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie w tym miejscu.
Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Ostrzegam, że niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami. Opowiadanie może zawierać wulgaryzmy, przemoc oraz sceny 18+.
Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś moją twórczość, to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. :) Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Zakazane jest kopiowanie treści.

30 kwi 2017

#31 'standing in the back

Wszyscy siedzieli w milczeniu. Ryan przygryzł ze zdenerwowania wargę.
— Cóż, takie rzeczy się zdarzają, ale... jesteśmy cali i zdrowi! — powiedział w końcu, nieco rozluźniając atmosferę. — Jest tego znacznie więcej, ale nie zdążyłem ogarnąć, jak widzicie... Ostatnie dni w Himalajach były dość szalone.
— Pomińmy sprint do Lukli... — Skrzywiła się nieznacznie, przypominając sobie rozmoknięte drogi i ich bieg, żeby zdążyć na lot do Katmandu.
Jej przyjaciele siedzieli i nic nie mówili, ale wiedziała, że ostatni fragment był dla nich nieco otrzeźwiający. Zrozumieli, że nie było łatwo i wyzwanie jakie przed sobą postawiła wymagało od niej bardzo dużo. A jednak siedziała tutaj z nimi. I oprócz wybitych palców, wychudzenia, zniszczonej skóry i włosów nie dolegało jej nic poważniejszego. Podziwiali ją. Podziwiali, że mimo wszystko wróciła. I weszła tam, gdzie nikt nie mógł być od niej wyżej. Usłyszeli dźwięk telefonu. Christopher podniósł się z miejsca i ruszył w stronę drzwi. Aurora popatrzyła na Victorię, która mierzyła ją pełnym tryumfu wzrokiem. 
— Pójdę się położyć. Wiem, jest połowa dnia, ale mam jet lag. Jeśli mam jutro zachowywać się jak człowiek, powinnam odpocząć — powiedziała cicho blondynka i sama udała się na piętro.

Widziała, że drzwi do jego pokoju są otwarte. Nie słyszała jego głosu, więc zajrzała do środka. Telefon leżał na stoliku, a mężczyzna przyglądał się przygotowaniom, jakie były prowadzone w ogrodzie. Musiała przyznać, że nie wyglądał normalnie. Wyraźnie schudł, chociaż nadal jego ciało było wyrzeźbione, co podkreślała czarna koszulka. Włosy mu nieco urosły i były zaczesane do tyłu, a twarz okraszona była, dotychczas przez nią nie widzianym, kilkunastodniowym, zadbanym zarostem, co dodawało mu powagi. Nie chciała mu przeszkadzać, ale bardzo potrzebowała jednej rzeczy. Weszła do środka po cichu. Stawiała kroki bardzo uważnie, żeby nie zauważył jej obecności. Podeszła do niego powoli i bez słowa objęła w talii. Nie wydawał się zaskoczony. Wtuliła policzek w jego plecy i zamknęła oczy, czując znajomy zapach. Przejechał dłońmi po jej przedramionach.
— Chrzanię twoją dziewczynę. Naprawdę potrzebuję, żebyś mnie przytulił — wyszeptała.
Bez słowa odwrócił się przodem do niej i mocno ją do siebie przycisnął, składając na czubku jej głowy czuły pocałunek.
— Nie ma kogo chrzanić, A... — powiedział cicho, nie wypuszczając jej z objęć. 
Musiała przyznać, że odetchnęła z ulgą. W jego objęciach czuła się bezpiecznie, pomimo tych wszystkich słów, które padły i żali jakie do siebie mieli, bardzo potrzebowała tej chwili w jego ramionach.
— Zawaliłam. Tak bardzo zawaliłam... Przepraszam... — Czuła jak po jej policzkach spływają łzy. Miała wrażenie, że jeszcze mocniej ją przytulił.
— Ja też nie byłem w porządku... Przepraszam za tamten wybuch.
— Nie masz za co. Zachowałeś się jak każdy normalny człowiek. Zawiodłam. Zachowałam się jak gówniara.
— Nie zaprzeczę... To było cholernie paskudne, że nic nie powiedziałaś. — Odsunął ją lekko od siebie. Otarła wierzchem dłoni policzki. — Nawet nie chodzi o to, że bym się starał cię przekonać do odpuszczenia. Chodzi o to, że mnie wykluczyłaś. — Znowu ją do siebie przysunął i oparł o swoje ciało. Zamknęła na chwilę oczy. — Ale wiem, że się pogubiłaś...
— Słucham? Nie próbuj mnie tłumaczyć... Nic mnie nie tłumaczy...
— Staram się zrozumieć... Trochę zajmie nam praca nad tym wszystkim... Między nami jest jeszcze wiele... niedomówień.
Aurora wtuliła twarz w jego koszulkę i ziewnęła.
— Wybacz. W Nepalu jest środek nocy... — mruknęła. 
Złapał ją za rękę i poprowadził w stronę łóżka.
— I tak miałem popracować... — powiedział cicho, gdy bez oporu położyła się na materacu i cicho zamruczała. — Prześpij się. Jak ślub się skończy, wrócimy do Nowego Jorku porozmawiamy, okey? — Usiadł na skraju łóżka i pogłaskał ją po twarzy. 
Znowu ziewnęła i pokiwała twierdząco głową.
— Brzmi jak dobry plan... — mruknęła. — Hej... Odzyskam cię... Jak to ująłeś: Myślisz, że tak po prostu pozwolę ci odejść? — powiedziała, naśladując jego głos.
Zaśmiał się głośno.
— Myślałem, że twój ostatni monolog miał wyraźne przesłanie...
— Chwila słabości. Odzyskam twoje zaufanie... I ciebie...
— W porządku... — Uśmiechnął się do niej czule i pogłaskał ją po włosach. Chwilę później jej oczy się zamknęły, a oddech unormował.

— Hej... Wstawaj... — Usłyszała nagle nad głową i niechętnie otworzyła oczy. Christopher nachylał się nad nią. Przeciągnęła się i rozejrzała.
— Która godzina? — mruknęła, czując jak jej kości wskakują na swoje miejsca.
— Dziewiąta.
— Rany, spędziłam tu całą noc? Pięknie... Gdzie ty spałeś?
— Obok... — Uśmiechnął się, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. 
Przyjrzała mu się uważnie. Nadal miał wilgotne włosy, ale był już ubrany w granatowy, trzyczęściowy garnitur i białą, rozpiętą u góry koszulę. Z całą pewnością nie była w stanie logicznie myśleć, kiedy tak nad nią wisiał.
— Wiesz, że jeśli mamy przepracować to... — Wskazała palcem na siebie, a potem na niego.
— Wiem... Nie tknąłem cię... — zaśmiał się serdecznie. — Nie będzie ci tak łatwo. Naprawdę mnie zraniłaś.
— Dobrze. — Przytaknęła i zaczęła się podnosić.
— Dobrze? To dlatego przyszłaś wczoraj do mnie się przytulić? — Podniósł do góry jedną brew i chwycił do ręki krawat.
— Nikt mnie nie przytulał przez... trzy miesiące. A nawet jeśli... Ty robisz to lepiej.
— Więc nie chciałaś mnie zmiękczyć?
— Ani trochę. — Poprawiła włosy i ubranie, żeby nie wyglądać, jakby wymykała się po upojnej nocy. Po nocy może i się wymykała, ale nie należała ona do upojnych. Wypuściła powietrze i odwróciła się do mężczyzny. Niechętnie, bo naprawdę wyglądał dobrze, a ona go zbyt długo nie widziała. I gdyby pozwoliła swoim pragnieniom przejąć kontrolę, ta noc wyglądałaby zupełnie inaczej. Ale wiedziała, że musi zapracować na powrót do jego łask.
— Do zobaczenia na dole — powiedziała i opuściła pomieszczenie, nie dając mu dojść do słowa.

Nieco niepewnie wyszła do ogrodu. Wprawdzie sprawdziła w lustrze jak wygląda, ale nadal daleko jej było do kondycji sprzed wyjazdu. Włosy zostawiła tak, jak jej się naturalnie ułożyły po wysuszeniu, bo nie chciała ich jeszcze dodatkowo obciążać prostownicą czy lokówką. W efekcie, miała trochę powykręcane, trochę proste, ogólnie w twórczym nieładzie, jak wmawiała sobie od momentu, gdy zobaczyła to w odbiciu i zrozumiała, że nie ma czasu na poprawki. Jej sukienka do kolan, w kolorze butelkowej zieleni, odsłaniała szczupłe nogi i jeszcze bardziej wystające obojczyki. Cieszyła się, że zdążyła pomalować paznokcie na pasujący do sukienki kolor, jednak zrezygnowała dzisiaj z obcasów, na rzecz wygodnych, czarnych balerin. Jedynce z czym poszalała to makijaż. W końcu mogła użyć wszelkich kosmetyków, które przywiozła jej Alice i podkreślić mocno oczy, tak jak lubiła, ukrywając przy tym wszelkie skutki wspinaczki.
— Zdobyłaś Everest, Sterling. Więc czymże jest wyjście do tych wszystkich ludzi? — mruknęła pod nosem i zeszła po schodach. Rozejrzała się po zebranych. Nie kojarzyła nikogo. Oprócz Ryana, który pomachał do niej uradowany. Podeszła powoli.
— Mamo, tato... To jest Aurora. — Uśmiechnął się szeroko. Jego rodzice nie byli tacy, jak oczekiwała. Wyglądali na ciepłych i pozytywnych ludzi i od razu zaczęli ją wypytywać o pracę, wyprawy i Polskę. Zmarszczyła brwi, wiedząc że w wieku dziewiętnastu lat Ryan uciekł z domu i niechętnie o tym opowiadał. Nie dała jednak po sobie poznać, że coś jej tu nie pasuje. Z radością odpowiadała na pytania i przyjmowała komplementy. Kiedy jego rodzice się na chwilę odwrócili, żeby przywitać kolejnych członków rodziny, Ryan nachylił się nad nią z konspiracyjną miną.
— Cieszę się, że nie musiałem brać udziału w przygotowaniach... To wszystko mnie przeraża...
Zaśmiała się cicho, ukrywając twarz w dłoniach.
— Mogę ją porwać? — Poczuła nagle dłonie na ramionach. Odwróciła się w stronę przyjaciela i przeprosiła Ryana. — Wyglądasz pięknie.
— A ty przystojnie, więc idealnie do siebie pasujemy.
Poprowadziła ich do miejsc dla nich przeznaczonych i posadziła obok siebie.
— Naprawdę przepraszam za moje zachowanie... — powiedziała cicho. — Powinnam była wam powiedzieć jak tylko się zdecydowałam.
— Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Stało się. Nie było to w porządku, ale jesteśmy ludźmi, Aurora. Popełniamy błędy. Przyjaciele są od tego, żeby je wybaczać. Zresztą, hej... My też cię zawiedliśmy. Kiedy nam o tym powiedziałaś... — James spuścił na chwilę głowę. — Padło wiele nieprzyjemnych słów. A przecież kiedyś o tym wspominałaś... Znamy cię, powinniśmy się domyślać, że kiedyś wprowadzisz swój szalony plan w życie.
— Skończmy z przepraszaniem, co? Uznajmy, że ja spieprzyłam, ty się wściekłeś, a teraz to wynagrodzę, hmm?
— Podoba mi się taka wersja. — Objął ją czule i pocałował w policzek.
— Jak między tobą a Nicholasem? — spytała, widząc że mężczyzna wychodzi z domu. — Nie przyjechaliście razem, a Laura w mailach nic mi nie mówiła.
— Trochę... Napięte są nasze życia... Opowiem ci wszystko po powrocie do domu, dobrze? — Pogłaskał ją po ręce, którą trzymała na kolanie. Widziała, że przyjaciel jest nie w sosie i coś go dręczy, ale nie chciała teraz dociekać. Byli na ślubie i rozmowy o tym, co ominęło ją przez ostatnie trzy miesiące, mogły poczekać aż wrócą do Nowego Jorku. — Ale cieszę się, że wróciłaś... Pusto tu bez ciebie.
— Cieszę się, że się cieszysz...
— Naprawdę się martwiliśmy, gdy dotarła do nas wiadomość o lawinie... Byliśmy przerażeni. Jeszcze nikt nie mógł się do was dodzwonić... — powiedział cicho, zaciskając palce na jej dłoni. Widziała w jego oczach to co chciał powiedzieć. Przerażenie, które teraz mógł przed nią odsłonić i które najwyraźniej gdzieś jeszcze siedziało w jego umyśle. — Christopher był gotów kupić bilet do Nepalu i lecieć cię szukać. Nie powiem, byłem gotowy zrobić to razem z nim.
— Naprawdę? — mruknęła, patrząc w stronę Chrisa, który stał obok swojego brata i przyjaciela.
— Rozmawiałaś z nim? — Usłyszała tuż przy uchu, rozumiejąc że przygląda mu się znacznie dłużej niż planowała. Starała się zrozumieć co jej nie pasuje do obrazka. Mężczyzna nadal był przystojny, szczególnie w tym granatowym garniturze i ze znacznie większym zarostem, jednak...
— Tak. Chwilę. Ale... No wiesz, zajmiemy się tym po ślubie... James... Czy z nim jest coś nie tak? — spytała, nachylając się bardziej w stronę przyjaciela.
— Czyli aż tak to widać? — Odwróciła się zaalarmowana tonem jego głosu. — Też zauważyłem, że schudł... I chociaż teraz gra, że wszystko okey, to cały czas chodzi poddenerwowany i... zachowuje się jak zastraszony.
Uniosła do góry brwi. Była zaskoczona wyznaniem przyjaciela i wiedziała, że pewnie Christopher i tak nie przyznałby się do jakichkolwiek problemów. Był zbyt dumny.
— Podejrzewam, że popada w paranoję... — dodał konspiracyjnym szeptem chłopak. — Ostatnio jak się spotkaliśmy, non stop się rozglądał dookoła, nie mógł się skupić, a potem wypytywał, czy samochód na chodniku przed knajpą stał zanim przyszedł.
— Cholera jasna... — mruknęła pod nosem.

Nie była fanką ślubów. A raczej: nienawidziła ich. Szczególnie tych w Polsce. Były dla niej nieprzyjemną koniecznością. Jeśli musiała iść, ulatniała się najszybciej jak mogła. Tabun pijanych wujków i tandetne zabawy, wywoływały u niej mdłości i trzymała się od nich z daleka. Nie wzruszały ją przysięgi, otoczka, łzy i obrączki. Może fakt, że jej rodzice nigdy nadmiernie nie okazywali sobie uczuć, a ona niespecjalnie wierzyła w instytucję małżeństwa, wpłynął na jej postrzeganie tej ceremonii. Zresztą, twierdziła, że nie potrzebuje papierka, żeby spędzić z kimś całe życie, a ponieważ raczej nie wierzyła w żadnego Boga, nie potrzebowała składać przed nim obietnic. Niektórzy mówili, że ma serce z kamienia, odrzuca wszystkich facetów, wierzy w księcia z bajki, jest naiwna i ma zbyt wygórowane wymagania. Może i tak było, ale patrząc kątem oka na ciemnowłosego mężczyznę, miała wrażenie, że znalazła swojego dalekiego od ideału księcia z bajki.
Nie mówiła, że to się nie zmieni. W końcu ten świstek dawał poczucie bycia ważnym i istotnym w życiu drugiego człowieka. Ale na razie nie miała zamiaru się nad tym rozwodzić. Jeszcze nie był ani czas ani miejsce, żeby podejmować takie decyzje.
Tym razem siedziała z grobową miną. Fakt, Alice wyglądała pięknie, a Ryan wpatrywał się w nią, jakby była jedyną istotą na ziemi. Fakt, sami napisali przysięgi, które były wzruszające, ale Aurora odnosiła wrażenie, jakby była świadkiem bardzo intymnej sceny, jakby była intruzem, który nie powinien tego widzieć.. Wolała śluby jeden na jeden z urzędnikiem i świadkami, ale to pewnie było wynikiem tego, że nie lubi być w centrum uwagi, nie lubi mówić o swoich uczuciach i takie rzeczy woli załatwiać tylko z dotyczącą tego osobą.
Musiała jednak przyznać, że cała ceremonia była zrobiona ze smakiem i elegancją. Wszyscy zgromadzeni siedzieli w ogrodzie, który udekorowany był lampionami i żarówkami, co bardzo pasowało do jej upodobań. Nie było księdza tylko urzędnik, bo Ryan jest zatwardziałym ateistą i nie był w stanie tego przeskoczyć. Jednak Alice nie robiła problemów, bo aż tak nie zależało jej na religijnej uroczystości. Gości też było niewielu. Najbliższa rodzina i przyjaciele, co w sumie dało około pięćdziesięciu osób. Dziewczyna miała na sobie długą, prostą, koronkową sukienkę, która powiewała na delikatnym wietrze jaki im dzisiaj towarzyszył, a Ryan w dopasowany, szary garnitur. Jego włosy były jak zwykle zmierzwione, jej upięte w niedbałego koka, z którego wypadały liczne pasma. Idealnie do siebie pasowali.

Po ceremonii wszyscy udali się do środka rezydencji, a ekipa zmieniała wystrój ogrodu. Składano życzenia młodej parze, zachwycano się wystrojem, organizacją i całą otoczką. Aurora stanęła z boku i unikała wzroku rodziców Alice, siostry Nicholasa i rodziny Crawford, która ku jej niezadowoleniu, również została zaproszona.
— Ukrywasz się? — Usłyszała konspiracyjny głos Laury.
— Jasne. Całe życie... — Skrzywiła się, widząc jak Amanda mierzy ją wzrokiem, po czym odchodzi w stronę Christophera. — Wyglądasz na wykończoną.
— Wiele cię ominęło... — Uśmiechnęła się do niej blado i złapała za rękę.
— Właśnie widzę...
— Nią się nie przejmuj... Od waszego rozstania ona i Victoria kręcą się w okół niego, jakby były na jakiś zawodach: która bardziej mu się przypodoba, ale żadna nie ma szans. — Zaśmiała się cicho.
— Mam wrażenie, jakby pół roku przeleciało mi między palcami nim się obejrzałam... — Spojrzała za okno przy którym stała. Pogoda była idealna na przyjęcie w ogrodzie: świeciło słońce, wiał delikatny wiatr od strony oceanu. Było ciepło i przyjemnie.
— Hej, nie martw się. Jutro ci wszystko streścimy, porozmawiasz z Chrisem i... wróci do normy.
— Serio, Laura? Widzę to napięcie między nim a Patrickiem. Widzę to też między tobą a nim. James przyjechał bez Nicholasa... Co tu się dzieje do cholery? Myślałam, że przed wyjazdem przynajmniej wy mieliście wszystko względnie poukładane... — powiedziała cicho, wznosząc ręce do góry. Laura uśmiechnęła się do niej.
— Skoro ty ze swoimi chudymi nóżkami i rączkami, lękiem przestrzeni i bujną wyobraźnią weszłaś na Everest... Jak moglibyśmy nie poradzić sobie z problemami, co?

Tego dnia była tą, która zawsze stała z tyłu. Założyła dłonie na dole pleców i wyprostowała się. Wszystkie zebrane młode dziewczyny wyrwały do przodu, żeby złapać bukiet. Jedyny tradycyjny element wesela, więc uciekła dalej, chociaż chciała schować się do domu. Jednak wyliczyła, że Alice nie powinna dorzucić tak daleko. Oparła się o stolik i spojrzała na swoje stopy. Słyszała głosy podniecenia wszystkich dziewczyn, które stały kawałek przed nią, więc wiedziała że bukiet zaraz wyląduje w dłoniach jednej z nich. Czuła na sobie wzrok Christophera, jednak nie odwracała się w tamtym kierunku. Wpatrywała się w swoje buty, dopóki nie zobaczyła przed nimi bukietu. Zmarszczyła brwi i podniosła wzrok na wszystkich zgromadzonych, którzy się w nią wpatrywali. Alice klaskała i podskakiwała, większość dziewczyn zabijała ją wzrokiem. Kucnęła i podniosła kwiaty. Zacisnęła wargi.
— Zrobiłaś to specjalnie? — mruknęła, wąchając wiązankę. Aurora musiała przyznać, że była piękna: składała się z kwiatów w pastelowych odcieniach różu, fioletu oraz bieli. Szatynka uśmiechnęła się szeroko i wzruszyła ramionami.

3 komentarze:

  1. IDEALNY !! Już trzeci raz go czytam ;D haha
    Bardzo mi się podoba ;) i czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie cieszy, że rozdział Ci się tak spodobał :)

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Jestem zaskoczona, że Aurora mimo wszystko poszła do Chrisa. Tęsknota to jedno, miłość to drugie, ale zdrada to trzecie. I skoro A naprawdę myślała, że Chris kogoś ma, to dziwi mnie, że mimo to chciała z nim gadać. Ale z drugiej strony dobrze wyszło, bo przynajmniej wiemy, że Chris nikogo nie ma. A przynajmniej to by wynikało z tego "nie ma kogo chrzanić" :D Czułam, że tak własnie będzie.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

obserwatorzy

SZABLON WYKONANY PRZEZ KAYLO NA BAZIE CZARNEJ REWELACJI, PRZY POMOCY: BLOGGER PORADY. OBSŁUGIWANY PRZEZ BOGGER.