Następny rozdział: 06.08.2017 Rozdziały pojawiają się co około dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na te kolumny, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie w tym miejscu.
Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Ostrzegam, że niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami. Opowiadanie może zawierać wulgaryzmy, przemoc oraz sceny 18+.
Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś moją twórczość, to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. :) Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Zakazane jest kopiowanie treści.

19 mar 2017

#27 'last part

Naprawdę była na niego zła. Cały kolejny poranek się nie odzywała, po czym podjęła decyzję, że rusza we wcześniejszej ekipie do Pheriche na wysokości czterech tysięcy dwustu siedemdziesięciu metrów na regeneracyjny rest. Potrzebowała odsapnąć od Ryana i jego genialnego pomysłu, żeby na kilka dni przed wyjściem na szczyt usłyszała głos Christophera, za którym tak cholernie tęskniła. Nadal będąc przekonaną, że wszelkie niedogodności podczas wspinaczki to kara za to jak go potraktowała. Czuła, że to nie koniec, bo chodziła nieco nabuzowana od nadmiaru emocji i bała się, że po powrocie do Stanów jeszcze go skrzywdzi.
Po śniadaniu ona, Arthur i Miles zebrali swoje rzeczy i ruszyli w dół. Reszta chętnych, miała dołączyć do nich jutro. Szli szybko, bo po aklimatyzacji mieli znacznie więcej energii. Miles zagajał ją rozmową, widząc że nie ma najlepszego nastroju. Robił wszystko, żeby ją nieco rozweselić. Włącznie z zamówieniem jej, po dojściu na miejsce, wielkiej porcji frytek z filetem z kurczaka i warzywami. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak brakuje jej takiego jedzenia i jak bardzo ono cieszy. Nagle tak przyziemna rzecz jak frytki, sprawiały że czuła się znacznie lepiej. Po obżarstwie jakie sobie zafundowali w towarzystwie innych wspinaczy z całego świata, wynajęli pokoje, w których zamierzali odpocząć. Aurora doceniała działającą spłuczkę, w miarę normalny prysznic i wygodny materac, na którym spędziła cały wieczór. Nagle takie drobnostki jak miękkie łóżko czy zwykły natrysk sprawia radość. Łazienka w bazie była wyjątkowo nieprzyjazna: wszelkie potrzeby trzeba było załatwiać w namiocie latrynowym na kamienie, albo do beczki, która potem była znoszona niżej. Wprawdzie mieli namiot prysznicowy, do którego trzeba było wnieść termos z gorącą wodą i polewać się zostawioną tam słuchawką, ale wiadomo, że przy takiej pogodzie i opuszczaniu tego miejsca zaraz po myciu, nie chciało się korzystać z tego tak często jak w normalnych warunkach. Pamiętała jak po każdej wspinaczce doceniała takie, wydawało by się, zwykłe rzeczy. Człowiek zaczyna inaczej patrzeć na to co go otacza. Mimo iż lubiła luksus i cieszyła się, że mogła sobie na niego pozwolić, wiedziała, że gdyby miała malutką kawalerkę z ciepłym kocem, kątem do spania i działającą łazienką, wytrzymałaby. 

Następny dzień planowała prawie w całości spędzić na surfowaniu po Internecie i nadrabianiu wszelkich zaległości. Włożyła słuchawki do uszu, a ponieważ tylko w jadalni było ogrzewanie, zajęła jakieś dogodne miejsce, w którym nikt jej nie przeszkadzał i zabrała się za sprawdzanie poczty i stron informacyjnych. Dopiero po dłuższym czasie, poczuła dłoń na ramieniu. Podniosła wzrok i wyciągnęła słuchawki. Ryan zajął miejsce obok niej. Włosy miał rozwiane i pachniał wiatrem. Słyszała jego wycie na zewnątrz, ale nie myślała, że jest tak silny.
— Przepraszam...— mruknął, siadając obok niej.
Nie odezwała się. Westchnął głośno.
— Myślałem, że poprawi ci się nastrój jak usłyszysz jego głos. Zawsze jak dzwonię to Alice mówi, że Chris o ciebie pyta.
— Zostawił mnie, Ryan. Zerwał ze mną, dał do zrozumienia, że nie chce mieć z moją osobą nic wspólnego, a to boli...
— Powiedział to w zdenerwowaniu. 
— Wiem... — Spuściła głowę i popatrzyła na swoje dłonie.
Miała mieszane uczucia. Z jednej strony go rozumiała, z drugiej, jego słowa były bardzo okrutne i wypowiedziane w zupełnie nieodpowiednim momencie, bo ciągle o tym myślała. Wiedziała, że po powrocie będzie musiała to wszystko rozwiązać. Liczyła, że to tego czasu uspokoi się i nie powie kilku rzeczy za dużo. Nie mogła tego znowu zepsuć.
— Jak chcesz być na mnie zła, to bądź po zejściu. Teraz musimy sobie pomagać... — dodał, kładąc jej rękę na ramieniu.
Uśmiechnęła się, dając do zrozumienia, że wszystko jest okey.

Do bazy wrócili trzynastego maja. Kręciło się po niej niewiele osób, bo znaczna część wspinaczy była już na górze, czekając na okno pogodowe. Ich ekipa się cieszyła, bo to oznaczało, że na drodze nie powinno być tłoku. Czternastego odpoczywali, a piętnastego pakowali wszystkie rzeczy. Część już w nocy wyszła w górę. Aurora, Ryan, Arthur i Miles mieli wyjść szesnastego około pierwszej w nocy. Pasowało im to, bo zgrali się wystarczająco, żeby sobie ufać i pomagać w razie potrzeby. Ostatnie godziny przed snem wszyscy spędzili razem w mesie, na sprawdzaniu ekwipunku i dopasowaniu sprzętu. Można było odnieść wrażenie, że są podekscytowani, napędzani adrenaliną i innymi silnymi emocjami. Nikt nie przyznawał się do lęku, ale z całą pewnością wszyscy go odczuwali. Aurora od południa czuła dziwny uścisk w żołądku, jakby zaraz miała zwymiotować. Wiedziała jednak, że to tylko stres i pewnie niedługo przejdzie. Faktycznie, gdy wpadła w szał przygotowań, zupełnie zapomniała o bolącym brzuchu. Przypominało jej się tuż przed snem, gdy była sama w namiocie. 

*

Pominęli Obóz I i od razu poszli do drugiego, żeby mieć dodatkowy dzień przerwy. Sam lodospad przeszli szybciej i sprawniej niż ostatnio. Tak jak ostatnio, blask księżyca nieznacznie oświetlał wielkie bryły lodu. To miejsce wyglądało zupełnie inaczej niż kilka dni temu. Seraki poodpadały, kilka drabinek było ustawionych w innych miejscach. Parę razy słyszeli huk, gdy kolejne bryły odpadały i uderzały o lód na ziemi. Parę razy dziewczyna stawała nagle, nasłuchując i starając się określić jak daleko się to wydarzyło. Drżała, ale chwilę później zawsze któryś z chłopaków kładł jej dłoń na ramieniu, dając znać, że jest okey. Doceniała, że jeden z nich zawsze trzymał się blisko niej. Kiedy dotarli do Obozu I, Arthur już czekał z herbatą. Oczywiście, doszedł tam jako pierwszy z ich małej grupy. Zanim słońce wzeszło i zrobiło z tego miejsca saunę, odpoczęli i wyruszyli do Obozu II, który był wyludniony. 
— Dlaczego tu nikogo nie ma? — spytała, gdy w końcu siadła w namiocie i zdjęła ciężkie buty.
Czuła, że na prawej stopie tworzy się pęcherz, który musiała jak najszybciej zakleić, żeby móc dalej iść.
— Pewnie są już na górze, żeby atakować — mruknął Ryan, siadając obok niej. Oddychał głęboko ze zmęczenia. On niósł swoje rzeczy sam, więc był dodatkowo obciążony, a co za tym idzie, bardziej wycieńczony. — Dobrze dla nas. Nie będzie kolejki. — Uśmiechnął się szeroko. — Oby prognozy się sprawdziły i okno pogodowe było faktycznie do dwudziestego piątego. Wtedy jeszcze zdążymy wrócić na sam dół.
— Byłoby idealnie. Kiedy ślub?
— Data jest ustalona na trzeciego czerwca.
— Rany, zdążymy wrócić?! — obruszyła się, wyliczając, że mają tydzień na powrót z Nepalu do Stanów.
— Oby. — Uśmiechnął się, odsłaniając wszystkie zęby. — Inaczej moja przyszła żona mnie zabije jeszcze przed ceremonią.

Udało jej się usnąć, chociaż kilka razy budziła się z powodu bezdechu. Zresztą nie tylko ona, bo Ryan też zrywał się, oddychał kilka razy głęboko i wracał do snu. Ona zachowywała się dokładnie tak samo, do momentu, gdy to wszystko po prostu ustało. Rano obserwowali sznur ludzi, którzy wspinali się z Obozu III do IV. Największa liczba ekip planowała bowiem jutro atakować szczy. To był ten jeden dzień w roku, gdy powstają słynne zdjęcia z podpisem: Kolejka na Everest. Oni mieli jeszcze poczekać i wejść bez tłumu innych ludzi. Wiedzieli, że ryzykują, bo może się okazać, że pogoda im popsuje plany na wspinaczkę, ale zdecydowali się podjąć to ryzyko. 
Ponad to Aurora zabroniła mówić w swoim towarzystwie o wszelkich śmierciach w ostatnich tygodniach, a tych zapewne kilka było, bo widziała, że panowie często szepczą między sobą i milkną gdy podchodzi. Nie chciała wiedzieć. Nie chciała się stresować, a takie informacje tylko wytrąciłyby ją z równowagi. Wolała żyć w nieświadomości. Przynajmniej na razie. W dodatku niezbyt motywująco działały na nią zejścia osób, które szczyt już zdobyły. Oni mieli przed sobą jeszcze długą drogę. 

Jak planowali, po jednym dniu odpoczynku, ruszyli do obozu III. To długa droga, ale w końcu doszli, żeby łyknąć trochę odpoczynku i wystartować do "czwórki". Zaczęło się robić poważnie, bo wszyscy zaczęli wspomagać się tlenem, więc maski zasłaniały ich twarze. Ten odcinek był bardzo wymagający i mozolny. Aurora uświadamiała sobie, że zbliżają się do Strefy Śmierci. Po wyjściu z Obozu znowu była w nieznanym. Dotychczasową drogę pokonała raz. Teraz... Teraz było coraz poważniej, a ona coraz bardziej się bała, chociaż większość mijanych osób się starała uśmiechać i machać do nich, ale podejrzewała, że ta radość to z powodu tego, że już schodzą niżej. Aurora miała swój rytm wchodzenia: kilka kroków, przerwa, oddechy, kilka kroków, przerwa, oddechy... Pomimo wspomagania tlenem, człowiek znacznie szybciej się męczył. Każdy szedł swoim tempem. Arthur był na przedzie, zaraz za nim Miles, Ryan i dopiero ona. Mimo wszystko cały czas miała któregoś w zasięgu wzroku i radia, bo non stop byli ze sobą skomunikowani. 
Szczególnie trudny i męczący był odcinek nazywany Żółtą Wstęgą. Wspinaczka po skałach wymaga sporego wysiłku i gdy w końcu zobaczyła namioty w Obozie IV, była zupełnie wyczerpana i zaczęła sobie zadawać pytanie: Po jaką cholerę tu przyjechałaś?!
Zaczęła poważnie wątpić w swoje zdrowie psychiczne. To nie była jej pierwsza wspinaczka, ale jeszcze nigdy nie czuła się tak jak teraz. Jeszcze nigdy nie wspinała się aż tak wysoko. I gdy zbliżała się do namiotów zrozumiała bardzo ważną rzecz. Wchodziła w strefę śmierci. Tutaj nie było zabawy. Czekało ją trochę odpoczynku i atak szczytowy. Kolejny wyczerpujący etap. Musiała realnie ocenić swoje szansę na wejście. 

W namiocie, w którym miała spać z Milesem i Ryanem, zdecydowała, że nie ma siły, żeby tej samej nocy atakować szczyt. Wiedziała, że nie ma żadnych szans na dojście na górę, bo była zbyt zmęczona. Ocenili ile mieli butli z tlenem i zdecydowali, że zrobią rest i wejdą jutro w nocy. Mogli sobie na to pozwolić. Upewniła się, że Tenzing też może zaczekać. Arthur zdecydował się na atak jeszcze tej samej nocy. Oni czekali na informacje od niego i cały dzień spali, leżeli, patrzyli w ściany namiotu, jedli i pili, szykując się na wieczorne wyjście. Chcieli opuścić obóz koło dziewiątej, więc poprzedzające godziny spędzili na zbieraniu sił. Wisiorek bezpiecznie znajdował się w niewielkiej kieszonce, kamień dżi był ukryty pod kurtką, a wstążeczka od lamy była wpleciona w rzemyk na którym ów kamyk wisiał. Wszelkie drobne prezenty, które miała dla szczególnych osób, były bezpieczne w plecaku.
W końcu koło osiemnastej zaczęli szykować się do wyjścia. Sprawdziła czy ma wszystko czego potrzebuje, czy to co może się przydać po drodze, ma pod ręką. W końcu spojrzała na Ryana, który przyglądał jej się i nic nie robił.
— Co jest? — spytała, razem z Milesem skupiając uwagę na przyjacielu.
— Nie idę. 

4 komentarze:

  1. Musze Ci powiedzieć, że totalnie zaskoczyłaś mnie końcówką! Nie zdziwiłabym się, gdyby to Aurora miała obiekcje przed wejściem i gdyby to ona na końcu się wycofała. No bo to ona jest główną bohaterką i to jej rozterki życiowe najbardziej nas interesują. Ryan jest tylko dodatkiem. Kimś takim, kto od samego początku został pokazany jak ktoś, kto ma jej pomóc wejść na szczyt. I teraz się okazuje, że rezygnuje... Moim zdaniem to naprawdę świetne zagranie. I przede wszystkim zaskakujące, bo tak jak mówiłam, spodziewałabym się tego po każdym, ale nie po nim. Jestem bardzo ciekawa, skąd taka decyzja. Boi się, że nie dotrze na ślub w jednym kawałku? xD A może nagle złapał go stres? Mam nadzieję, że szybko poznamy odpowiedź.
    Pozdrawiam! ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zaskoczyłam.
      Cóż, Ryan był bardzo pomocny i wspierał ją cały czas, więc chciałam, żeby Aurora stanęła twarzą w twarz z ważnym pytaniem dotyczącym jej samej: Czy jest w stanie pokonać ostatni i chyba jeden z najtrudniejszych etapów bez przyjaciela? Czy da radę dojść na szczyt i z niego wrócić?
      Na te pytania odpowiedź pojawi się za nieco ponad tydzień :)

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Też się tego kompletnie nie spodziewałam .. z pozoru silny psychicznie a jednak nie do końca . Ciekawa jestem jaki będzie efekt końcowy tej sytuacji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę cieszy mnie fakt, że czymś tu zaskoczyłam :D
      W takich warunkach decyzja o odpuszczeniu sobie uznawana jest za siłę psychiczną, bo to naprawdę trudne by zrezygnować ze swojego celu i nie ryzykować :)

      Serdecznie zapraszam na rozdział w przyszłym tygodniu!
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

obserwatorzy

SZABLON WYKONANY PRZEZ KAYLO NA BAZIE CZARNEJ REWELACJI, PRZY POMOCY: BLOGGER PORADY. OBSŁUGIWANY PRZEZ BOGGER.