Następny rozdział: 06.08.2017 Rozdziały pojawiają się co około dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na te kolumny, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie w tym miejscu.
Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Ostrzegam, że niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami. Opowiadanie może zawierać wulgaryzmy, przemoc oraz sceny 18+.
Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś moją twórczość, to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. :) Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Zakazane jest kopiowanie treści.

5 mar 2017

#26 'like home

Wiedziała, że ryzykuje, ale chciała zobaczyć Icefall za dnia, więc razem ze swoim osobistym Szerpą, z którym zdążyła się już zaprzyjaźnić, postanowili przejść z Obozu I do Obozu Bazowego za dnia. Chociaż Ryan i Miles nie byli zbyt pozytywnie do tego nastawieni, to pogoda jaka tego dnia panowała, nieco ich przekonała. I takim sposobem Aurora i Tenzing wyszli dzień przed wszystkimi, wcześnie rano. Pomimo większej niż w nocy niepewności i bólu w kolanach, nie żałowała podjętej decyzji. Ten odcinek drogi był zdecydowanie najpiękniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek widziała. Tenzing z zapałem robił zdjęcia, bo dała mu jeden ze swoich aparatów, a Szerpowie po tych wszystkich drabinkach poruszali się pewnie niczym kozice. Kiedy wspinacze powoli stawiali kolejne kroki, oni niemal przebiegali po szczeblach. Więc Tenzing cykał fotki (w tym mnóstwo jej), a ona mogła skupić się na najtrudniejszych etapach. Zresztą później, musiała przyznać że bardzo dobrze mu to wyszło. Sama kilka razy wyjęła drugi aparat i uwieczniła kilka szczególnie ciekawych etapów. Potem jednak w pełni skupiła się na zejściu, które było bardzo czasochłonne. Nagle, nie wiedziała jak to się stało, ale schodząc po drabince, poczuła jak jej noga spada między szczeble. Poleciała w dół, przywierając do metalu i zamykając oczy. Leżała tak chwilę, rozpłaszczona i niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Nie dochodziło do niej wołanie Tenzinga, który stał tuż przy zejściu.
— Spokojnie... — Poczuła jego dłonie na łydkach. — Jesteś już na dole.
Faktycznie, gdy w końcu otworzyła oczy i odwróciła głowę, zobaczyła, że zaledwie dwa stopnie dzieliły ją od końca. Wypuściła powietrze i odetchnęła kilka razy, po czym wyplątała nogę i nie odsuwając się już od drabiny, zeszła na dół.
— Nie boli? — spytał Szerpa, schylając się do jej stopy. Poruszała nią na wszystkie strony i pokręciła przecząco głową. Skinął i ruszył w stronę wyjścia spomiędzy seraków. Jak twierdził, nie zostało im już dużo drogi. 

W Obozie Bazowym podziękowała Tenzingowi za pomoc i opiekę, zapewniając że przez kilka dni nie musi się na niej skupiać. Jej namiot był taki jak zostawiła kilka dni temu. Dwie osoby z ekipy, które się nie wspinały, przywitały ją z szerokim uśmiechem i od razu zaprosiły do mesy na herbatę. W ich "świetlicy" było przyjemnie ciepło, a napój był lepszy niż ten na górze. Myślała o tych smakołykach, które miała pochowane w namiocie, a z których mogła teraz skorzystać. Zabrała jakieś wysokokaloryczne batoniki, kisiel i pewnie jakieś inne rzeczy, które nie powinny się zepsuć, a poprawią jej nastrój. Gdy dotarła na dół poczuła nostalgię, bo Obóz był trochę jak dom: znajomy i dość przytulny. Tu miała to, czego nie ma tam na górze: wygodny materac, ciepło i wszelkie udogodnienia. Od razu zabrała się za ładowanie sprzętu, wyciągnęła chałwę, którą odłożyła na czarną godzinę i zagrzebała się pod koc, który tu na nią czekał. Chwilę po tym pojawiło się rozczarowanie, że najtrudniejsza wspinaczka jeszcze przed nią i tym razem nie wróciła po ataku szczytowym, a po zaledwie aklimatyzacji. Potem przyszedł strach, że po tym incydencie na Icefallu, nie będzie w stanie przejść go jeszcze raz w obawie, że znowu się poślizgnie. Potem nadeszła tęsknota. Tęskniła za Nowym Jorkiem, Krakowem, za bliskimi i normalnością. W dodatku Ryan i Miles mieli wrócić dopiero następnego dnia, więc wszelkie negatywne uczucia musiała zagrzebać w głębi i poczekać, aż będzie się mogła komuś wygadać.

Nie zauważyła kiedy usnęła, ale gdy jej oczy ponownie się otworzyły, był już wczesny wieczór. Podniosła się z miejsca i na chwilę poszła do mesy, żeby skorzystać z Internetu. Od razu wystukała kilka wiadomości. Jedną wysłała do rodziców, drugą do Toma i wujka, ostatnia powędrowała do Laury.

Aklimatyzowałam się w ostatnich dniach. Siedem tysięcy sto metrów to mój chwilowy, everestowy rekord. Jak na razie czuję się bardzo dobrze, chociaż ból głowy bywa uciążliwy (to tak w razie, gdyby ktoś myślał, że tu na wakacjach jestem). Podwójny Icefall i znowu jestem w Obozie Bazowym. Jeśli pogoda dopisze 16/17 maja chcemy ruszyć na szczyt. Wyobrażasz to sobie? Bo ja chyba nadal nie mogę uwierzyć w to, że tu jestem... To miejsce jest jak sen...

A.

Do wiadomości dołączyła kilka zdjęć i wysłała ją. Przejrzała zdjęcia, stwierdzając że ma naprawdę dużo dobrych ujęć. Słońce w ostatnich dniach ich rozpieszczało, dzięki czemu na górach tworzyły się niesamowite cienie. Chwyciła się za niewielką, doszytą kieszonkę i otworzyła zamek. Wyciągnęła z środka łańcuszek i zacisnęła na nim palce. Potem chwyciła zawieszony na szyi kamień dżi, nazywany tybetańskim koralikiem. Jej wujek kupił go w Katmandu prawie sześć lat temu, gdy wspinał się pierwszy i ostatni raz na Everest. Nie udało mu się, bo przez chorobę wysokościową, musiał zejść z Obozu III. Nic mu się wtedy nie stało, ale do Himalajów nigdy nie wrócił. Za kamień dał kilka tysięcy dolarów, bo nie chciał podróbki, tylko oryginał. Bywał przesądny i wierzył, że prawdziwy dżi go ochroni. Zresztą większość wspinaczy decyduje się na oryginały, bo jak mawiają: na życiu i zdrowiu nie należy oszczędzać. Kamienie te mają ochronić od wszystkiego: nieszczęść, chorób, złych mocy. Najbardziej ceni się te dżi, które mają dziewięć oczek. Jej miał właśnie tyle. Nigdy nie pytała wuja skąd go wytrzasnął, ale nie ukrywała wzruszenia gdy go jej oddał.

kilka tygodni wcześniej
— Nadal nie wiem jak ci dziękować za to wszystko... — powiedziała, wychodząc z restauracji, do której ją zabrał John. Był przystojnym mężczyzną, który pomimo pięćdziesięciu lat miał całkiem siwe włosy. Zresztą miał je od kiedy pamiętała, taka rodzinna przypadłość. Jego niebieskie oczy, identyczne jak u jej ojca, przyglądały jej się uważnie. Mocno zarysowana szczęka zacisnęła się, po czym momentalnie rozluźniła.
— Mała, chociaż tyle mogę. Pamiętaj jednak, że tam wszystko może się stać. Gdyby szybko nie zareagowali, nie wiem czy stałbym teraz w tym miejscu... — powiedział cicho, głębokim głosem. Uśmiechnęła się do niego.
— Wiem, wujku. Nie mam zamiaru ryzykować, ale... po tych wszystkich górach, po tym co się wydarzyło w ostatnich latach, po pokonaniu swoich własnych demonów... Czuję, że to będzie idealne zwieńczenie mojej wspinaczkowej kariery. Zdobyłam McKinley, Mont Blanc, Elbrus, Aconcaguę i Kilimandżaro. Pięć z dziewięciu, nie uważasz, że to niezły wynik? 
Popatrzył na nią, uświadamiając sobie, że Polacy za Koronę Ziemi uznają dziewięć, a nie siedem gór*. Nie mógł uwierzyć, że od kiedy skończyła siedemnaście lat zdobyła pięć szczytów i szykuje się na szósty.
— Myślisz, że z tym skończysz? — mruknął cicho. 
— Chciałabym... Chciałabym, żeby Everest był pożegnaniem ze wspinaczką. Dla tych ludzi dookoła... Ale sam wiesz jak jest. W góry ciągnie. Kto wie, może kiedyś mnie najdzie, żeby zdobyć Carstensz Pyramid, Mount Vinson i Górę Kościuszki. Ale na razie... Marzę, żeby stanąć na Dachu Świata. — Uśmiechnęła się do niego szeroko. — A potem skończyć.
Sięgnął dłonią do kieszonki i wyciągnął niewielki przedmiot. 
— Wyciągnij rękę...
Zrobiła jak kazał.
— Obiecaj, że nie będziesz robić tego za wszelką cenę. Obiecaj, że jak coś będzie nie tak - odpuścisz. Obiecaj, że wrócisz...
— Obiecuję... — Zmarszczyła brwi. Poczuła jak kładzie jej na dłoni zimny kamień.
— Moje dżi. Kupione w Katmandu sześć lat temu. Nie przyniósł mi szczęścia... Albo przyniósł... Bo szybko zobaczyli, ze choruję i mnie znieśli — powiedział cicho. — Niech tobie przyniesie szczęście. 
— Ale...
— Nie kozacz, Mała. Dla mnie to była super przygoda, ale czas z tym skończyć...
Wpatrywała się w twarz wujka, wiedząc co to oznacza. Oficjalnie kończył ze wspinaczką, a jeszcze tak niedawno sam stał na szczycie Ameryki Północnej, po raz kolejny. Łzy napłynęły jej do oczu, czując, że ma w nim pełne wsparcie, co w obecnej chwili znaczyło dla niej więcej niż wszystkie pieniądze, które jej dał.

teraźniejszość
Siedziała zapatrzona w ścianę mesy.
— Jesteś tam jeszcze? — zapytał Tashi - pięćdziesięcioczteroletni oficer łącznikowy, który całą wyprawę spędzał w obozie bazowym (teoretycznie, bo przybył do nich dopiero tuż przed ich wyjściem na aklimatyzację). Uśmiechnęła się do niego i zebrała tablet. — Jak tam na górze? Reszta wraca jutro?
— Tak. Planowali znowu przejść przez Icefall w nocy... — powiedziała, wychodząc z namiotu. Mężczyzna ruszył za nią. Dopiero teraz zorientowała się, że już było ciemno. Odprowadził ją do jej miejsca spania. 
— Czemu nie poczekałaś z nimi?
— Bo chociaż raz chciałam go zobaczyć za dnia. Dobranoc... — Uśmiechnęła się i zniknęła w namiocie. Stwierdziła, że pranie, prysznic i wizytę w punkcie medycznym załatwi w najbliższych dniach, przygotowując się do wyjścia.

Od samego rana ogarniała się po powrocie. Najpierw wzięła prysznic i wymyła głowę. Potem zrobiła pranie. Kiedy zauważyła jak wysuszona jest jej skóra i jak odpada, wylała na siebie pół opakowania balsamu. Podczas gdy jej ubrania schły na słońcu, które grzało niemiłosiernie, poszła się przebadać. Saturację miała w normie. Kaszel też nie był niczym nadzwyczajnym, chociaż w tym miejscu nieco się uspokoił. Na wszelki wypadek dostała jednak jakiś lek, który miał go nieco uśmierzyć. Zaopatrzyła się też w kolejną dawkę acardu i sprawdziła czy ma spakowane strzykawki wypełnione dexą, chociaż liczyła, że nie będzie musiała z nich skorzystać. Dostała też leki stopujące konieczność załatwienia niektórych potrzeb fizjologicznych. Przed wyjazdem, od sześciu miesięcy, planowała antykoncepcję, która skutecznie wstrzymywać miała jej miesiączki, aż do powrotu do Stanów. Wydawało jej się, że wszystko co mogła zrobić, żeby ułatwić wejście, zrobiła. Wiele zależało od jej organizmu, skupienia i kondycji.
Przed wyjazdem, czuła się i wyglądała normalnie. Teraz: wypadały i łamały jej się włosy, miała popękane usta i zaczerwienioną skórę twarzy. Cała się sypała, miała zapadnięte policzki, podkrążone oczy i dzisiaj rano dostała krwotoku z nosa. Doprowadziła się do normalnego stanu i dopiero rozpoczęła dzień. Wyglądała na chorą, chociaż po takim wysiłku fizycznym, mimo wszystko, czuła się dobrze. 

beyonce - all night (od 3:00)
Doszli do obozu później niż planowali. Pogoda na górze się popsuła i zamiast wyjść w nocy, Icefell przemierzali za dnia, w bazie pojawiając się po południu. Ryan nadal nie mógł pojąć jak pogoda może się różnić aż tak bardzo, w dwóch obozach. W "jedynce" było wietrznie, tutaj najwyraźniej cały dzień świeciło słońce.  Kiedy zbliżali się do mesy, usłyszeli muzykę. Mimo planu, żeby od razu zakopać się w namiotach, zajrzeli do środka. Najwyraźniej część ekipy, która już była w obozie, urządziła sobie małe przyjęcie. Aurora była na środku i poruszała się do rytmu lecącej piosenki. Miała uśmiech na twarzy i podśpiewywała sobie. Była zrelaksowana i mimo wielu skutków wspinaczki widocznych już na jej twarzy, nadal wyglądała bardzo ładnie. 
True love never has to hide... I'll trade your broken wings for mine... I've seen your scars and kissed your crime... So many people that I know, they're just tryna touch ya... Kiss up and rub up and feel up... Give you some time to prove that I can trust you again... I'm gonna kiss up and rub up and feel up... All night long... Sweet love all night long... All I wanna, ain't no other... We together... I remember... Sweet love all night long... Our love was strong than your pride... Beyond your darkness, I'm your light... If you get deep, you touch my mind... Baptize you tears and dry your eyes...
Przestała na chwilę śpiewać i spojrzała na chłopaków. Uśmiechnęła się szeroko i powoli do nich podeszła. Nie miała na sobie czapki, a włosy musiała dopiero dzisiaj ogarnąć, bo były puszyste i czyste. Przejechała po nich dłonią.
—  Odprężacie się? —  spytał Ryan, gdy w końcu była blisko.
—  Troszeczkę. Nie mieliście wracać w nocy?
— Pogoda była koszmarna. Nie chcieliśmy ryzykować — mruknął, obejmując ją jedną ręką. Wyprowadził ją z mesy i zabrał do swojego namiotu. —  Siadaj.
Wykonała jego polecenie i zajęła miejsce w kącie. 
— Tenzing mówił, że obsunęła ci się noga na drabince. 
— Tak, ale to nic takiego...
— Na pewno? Nie boli cię? Nie masz urazu? — zapytał, siadając w końcu na przeciwko niej. Dotychczas na klęczkach wykładał rzeczy z plecaka, które miał potem wyprać. Pokręciła przecząco głową i na potwierdzenie, ruszyła stopą. Mruknął coś pod nosem i wyciągnął telefon satelitarny.
— Pójdę...
Złapał ją za rękę i posadził na miejscu. Chwilę milczał, czekając aż osoba po drugiej stronie odbierze.
— Hej, Piękna...Wiem, że jest wcześnie, ale wróciłem właśnie do bazy. Och, naprawdę? Na pewno jest prze szczęśliwy, że musi z samego rana jeździć z tobą do organizatorki ślubu. — Popatrzył wymownie na Aurorę, która skuliła się jeszcze bardziej, domyślając z kim jest Alice. Ryan przełączył na tryb głośnomówiący. — Przypomnij mi jeszcze raz, po co my ją zatrudniliśmy? 
— Żebyśmy nie musieli tyle harować. — Zaśmiała się dziewczyna.
— Wolałbym uciec na drugi koniec świata i wziąć ślub pod palmami. — Skrzywił się mocno.
— Za późno. Wiesz, że chcę, żeby nasz ślub był idealny ale skromny równocześnie. Sama nie mam czasu na ogarnianie tego wszystkiego... 
— Wiem, wiem... Mam nadzieję, że Christopher nie pozwoli ci wymyślić nic głupiego.
— Wierzysz w dobry gust mojego brata? — Zadrwiła, na co słychać było w tle, że mężczyzna się oburzył.
— Oczywiście, że tak. Nie wymęcz go, proszę. To nie jego ślub. Jeszcze zdąży się wykończy przy swoim. — Znowu spojrzał na blondynkę, w której oczach malowała się panika. Usłyszała głośny śmiech Alice.
— Powinnam mu to przekazać?
— A przekazuj.
— Dam na głośnik.
Usłyszeli jakieś piknięcie i chwilę później Aurora wychwyciła w tle głęboki głos mężczyzny. Ryan widział jak zareagowała. Jak do jej oczu napłynęły łzy, a dłonie instynktownie objęły ramiona, jakby było jej zimno.
— Chris, mogę na ciebie liczyć, prawda? — powiedział chłopak, nie spuszczając z niej wzroku.
— Jasne. Nie lubię szopek. Jak będzie chciała to zrobić, to zagroziłem, że nie przyjdę. 
— Świetnie! Pilnuj jej tam. Bo jak przesadzi to sam się nie pojawię...
— Zabawne! — rzuciła Alice, udając oburzenie.
— Schodzimy jutro niżej. Podeślę ci parę fotek — powiedział Ryan, wyciągając z kieszonki aparat i przeglądając to co zrobił w ostatnich dniach. 
— To normalne? — obruszyła się.
— Tak, idziemy na kilka dni odpocząć niżej. Na tych wysokościach organizm się tak nie regeneruje. Za jakieś cztery dni wrócimy do bazy, dzień odpoczynku i idziemy na szczyt. Jak dobrze pójdzie, dwudziestego trzeciego atakujemy i schodzimy. Dwudziestego piątego powinno być po wszystkim. Oby tylko pogoda nam dopisała.
Dziewczyna wypuściła głośno powietrze. Aurora wiedziała, że się stresuje. Wiedziała, że się boi. A oni nic nie mogli poradzić z miejsca, w którym się aktualnie znajdowali.
— Hej... Jest okey.
— Ryan... — wtrącił się nagle Christopher. — Jak ona sobie radzi?
Dziewczyna podniosła wzrok. Płakała. Nie spodziewał się, że aż tak zareaguje.
— Bardzo dobrze. Tak jej się tu podoba, że chyba poprosi o azyl i małą chatkę. Ale na poważnie... Radzi sobie świetnie. Jest silna, skupiona, ostrożna i rozsądna.
Mężczyzna westchnął głośno. Nadal było mu ciężko znieść myśl, że najtrudniejszy i najbardziej ryzykowny etap jest przed nią. Wolałby, żeby wróciła już do Nowego Jorku i mogli obgadać parę ważnych spraw.
— Po prostu wróćcie w jednym kawałku — mruknął.
— Tak jest, Szefie! Hej, odezwę się przed wyjściem...
Chwilę po tym jak wypowiedział te słowa, dziewczyna uderzyła go z całej siły w ramię i dźwignęła się z miejsca, żeby wyjść.
— Zrobiłeś to specjalnie?! — powiedziała przez łzy. — Żeby mnie rozwalić? Żebym nie weszła bo się rozstroję psychicznie!? Gratulację, Weasley. Teraz jeszcze zmrożę łzy! Fantastycznie! Genialny pomysł. Nie mogłeś sobie odpuścić i dać mi spokój?! Właśnie odkleiłeś pieprzony plaster, który nakleiłam, żeby chociaż te dwa miesiące się nie zamartwiać. Pominę fakt, że ten człowiek i tak siedzi mi w głowie dwadzieścia cztery na dobę!
Wyszła z namiotu, a on się zorientował, że nadal się nie rozłączył.


* - cały świat uznaje tak zwane "Seven Summits", czyli siedem najwyższych szczytów na każdym kontynencie. Zalicza się do nich: Mount Everest (8848 m) - Azja; Aconcagua (6960 m) - Ameryka Południowa; McKinley (6195 m) - Ameryka Północna; Kilimandżaro (5895 m) - Afryka; Elbrus (5642 m) - Europa; Carstensz Pyramid (4884 m) - Australia i Oceania; Mount Vinson (4897 m) - Antarktyda. Polacy mają wątpliwości, czy Elbrus to jeszcze Europa czy już Azja, dlatego "dla pewności" wspinają się także na Mount Blanc (4810 m). Co do Australii, początkowo za najwyższy tamtejszy szczyt uznawano (i Polacy do tak zwanej "Korony Ziemi" nadal uznają) Górę Kościuszki (2230 m), jednak Reinhold Messnner zakwestionował to, twierdząc, że skoro Australia jest łączona z Oceanią, to najwyższym szczytem jest Carstensz Pyramid (lub: Puncak Jaya), mimo wszystko Polacy zaliczają oba szczyty do Korony.

5 komentarzy:

  1. oo koniec to mnie zaskoczył :o genialnie to napisałaś !! :)) nie mogę się już doczekać co będzie w kolejnych rozdziałach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na Szablonodsiewni pojawiła się notka z Twoim szablonem.

    Serdecznie zapraszam!
    Kaylo

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz absolutnie fantastyczny szablon. Ten nagłówek, a w zasadzie tło, dodaje świetny klimat przy czytaniu. Kawał dobrej roboty!

    Zupełnie nie spodziewałam się, że tak mnie zaskoczysz końcówką :D Niby wszystko idzie dobrze, trzymają się planów, czują nawet nieźle przez co rozdziały należą do dość spokojnych, a tu taki bum! Osobiście uważam, że A. zareagowała trochę za ostro, bo przecież Ryan nic złego nie zrobił. Naskoczyła na niego, jakby to on był źródłem jej wszystkich problemów... Czasem nie rozumiem tej dziewczyny. Co nie zmienia faktu, że ogólnie ten fragment bardzo mi się podobał. Chciałabym zobaczyć minę Ryana, gdy się zorientował, że się nie rozłączył i minę Chrisa, gdy to wszystko usłyszał ;D
    Czekam na kolejny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szablon mnie oczarował gdy zobaczyłam w całości :D Jest jeszcze inna wersja, ale to na czas gdy wrócimy znowu do Nowego Jorku ;)

      Wiem, że reakcja mogła być zbyt ostra, ale znajdują się oni w dość osobliwych warunkach, więc myślę, że to może ją trochę usprawiedliwić :D W końcu jest ponad 5 tys. metrów nad poziomem morza i ciągle stresuje się wspinaczką :D Chyba to ją trochę tłumaczy :D

      Pozdrawiam! :)

      Usuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

obserwatorzy

SZABLON WYKONANY PRZEZ KAYLO NA BAZIE CZARNEJ REWELACJI, PRZY POMOCY: BLOGGER PORADY. OBSŁUGIWANY PRZEZ BOGGER.