Następny rozdział: 06.08.2017 Rozdziały pojawiają się co około dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na te kolumny, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie w tym miejscu.
Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Ostrzegam, że niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami. Opowiadanie może zawierać wulgaryzmy, przemoc oraz sceny 18+.
Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś moją twórczość, to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. :) Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Zakazane jest kopiowanie treści.

26 sty 2017

#23 'the past

Powoli wyszła z namiotu i wyciągnęła mocno ręce, czując jak kości wskakują na swoje miejsce. Nadal nie mogła uwierzyć, że budzi się w takich okolicznościach natury. Otaczały ich góry. Wysokie. Niebo było niebieskie bez ani jednej chmurki, a słońce grzało przyjemnie skórę. Rozejrzała się dookoła z szerokim uśmiechem i chwyciła aparat, który jak zwykle miała przy sobie. Uwieczniła po raz setny Obóz Bazowy i otaczające go Himalaje. Wprawdzie samego Everestu nie było stąd widać, ale Aurorze to co było wystarczało jak na razie w stu procentach.
Jej namiot znajdował się między namiotem Ryana i Milesa, dzięki czemu w razie potrzeby, obaj byli w stanie szybko do niej dotrzeć. Kawałek dalej była mesa, czyli ich jadalnio-świetlica. Ponieważ pierwszego dnia nie czuła się najlepiej, to Ryan zajął się rozkładaniem najważniejszych rzeczy w jej namiocie, resztę mogła ogarnąć jak dojdzie do siebie. Na szczęście ból głowy i nudności szybko ustąpiły i po odpoczynku, była jak nowo narodzona. Teraz spędzili w obozie już kilka dni i dopiero dzisiaj postanowiła zajrzeć do skrzynki pocztowej. Weszła do mesy, w której siedział już Arthur, czterdziestodziewięcioletni szef wyprawy i trzydziestoletnia Christina. Jeden z namiotów wspólnych był wyposażony we wszystkie udogodnienia, włącznie z ogrzewaniem, prądem, a nawet Internetem. Znaleziono bowiem miejsce, w którym były szybkie łącza, więc modem pracował idealnie, dzięki czemu byli w stałym kontakcie ze światem.
Uśmiechnęła się do towarzyszy i zajęła miejsce na skraju stołu. Wstukała adres i hasło, a jej oczom ukazały się nieprzeczytane wiadomości. Część to był oczywiście SPAM, usunęła je od razu, żeby nie przeoczyć czegoś ważnego. I w końcu dojrzała adres mailowy, którego szukała. Chociaż nie spodziewała się wiadomości. Kliknęła w nią i jej oczom ukazało się niewielki zlepek słów.

Wiem, że wejdziesz. 

Nie potrzebowała nic więcej. Dziwne ciepło rozlało się po jej wnętrzu i zobaczyła, że jednak nie wątpi w jej umiejętności. Nie chciała jednak rozpoczynać dłuższych rozmów przez maila. Takie rzeczy trzeba było załatwiać w cztery oczy. Poza tym czas osobno pozwoli zrozumieć, czego od siebie oczekują. Westchnęła głęboko, zastanawiając się czy mimo wszystko nie powinna mu odpisać. Ostatecznie wystukała tylko słowo Dziękuję i wysłała, zanim doszło do niej, że to bezsensowne. Zaraz za tą wiadomością zobaczyła maila od Laury. Otworzyła go pospiesznie.

Przepraszam. Zawiedliśmy Cię. Ryan wspominał jak to przeżyłaś. Wybacz, to chyba był dla nas szok. I złość, że nie powiedziałaś wcześniej. Ale wiesz, że Cię kochamy, prawda? Nawet James już topnieje, zastanawiając się jak sobie radzisz... Bardzo tęsknię i czekam aż wrócisz, żeby wszystko nam opowiedzieć. Przecież to, że zdobędziesz szczyt jest oczywiste. Nigdy w Ciebie nie zwątpimy, nie po tym wszystkim co nas spotkało w Europie. Uważaj na siebie i wracaj do nas jak najszybciej. 
Twoja, L.


Aurorę zapiekły oczy, gdy poczuła napływające do nich łzy. Szybko je otarła wierzchem dłoni. Wiedziała co Laura ma na myśli. W Europie, a dokładniej w Paryżu, została zaatakowana. Przechadzała się późnym wieczorem po jednej z uliczek, gdy nagle rzucił się na nią jakiś facet i zaciągnął w zaułek. Nie ma pojęcia jak udało jej się zwiać. Jak przez mgłę pamiętała, że go kopnęła z całej siły, a potem uderzyła torbą, w której miała ciężki obiektyw, po czym zaczęła uciekać. Nie wiedziała jakim cudem jej aparat nie ucierpiał podczas szamotaniny, ale zaczęła się nad tym zastanawiać dopiero w hotelu, do którego wpadła zgrzana i zdyszana. Płakała pół wieczora w objęciach Laury, nie mogąc wyjść z szoku, po tym wszystkim. Jednak następnego dnia stwierdziła, że takie wydarzenie nie może wpłynąć na resztę podróży i robiła wszystko, żeby o tym zapomnieć. Jakby tego było mało, były w tym mieście w tym samym czasie, gdy miały miejsce zamachy terrorystyczne. Co gorsze tego wieczoru siedziały razem w restauracji przy kanale Saint Martin, więc słyszały strzały i krzyki ludzi z ulicy. Poza tym, gdy jechały do Londynu, wybierając trasę lądową, a nie powietrzną, ich pociąg, został zaatakowany przez ludzi, którzy chcieli się przedostać do Wielkiej Brytanii. Listopad w ich podróży po Europie był dość wyboisty. Nadal trudno było jej uwierzyć w to co ich spotkało. Świat naprawdę robił się coraz bardziej niebezpieczny, a ona uparcie nie chciała sobie nic odmawiać, bo jednak tyle było do zobaczenia i poznania.
Od razu zabrała się za odpisywanie.

To nie Wasza wina. To ja zawaliłam na równej linii. Teraz zastanawiam się po jaką cholerę tak długo trzymałam to w tajemnicy. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Przepraszam. I mam nadzieję, że po moim powrocie uda mi się naprawić co spieprzyłam.
Tymczasem wysyłam kilka zdjęć z trekkingu i z obozu bazowego. Himalaje są piękne. Absolutnie i nieskończenie. Móc się tu budzić to dla mnie niesamowity przywilej. Nawet jeśli nie wejdę na szczyt, sam fakt bycia w tym miejscu to dla mnie nagroda. 

Skruszona, A. 

— I co? Odpoczywasz sobie? Zaczęłaś brać Acard? — zapytał Ryan, zajmując miejsce obok niej. Wyczerniła ekran i popatrzyła na niego z uśmiechem.
— Tak... — odparła. Lek rozrzedza krew, dzięki czemu zmniejsza ryzyko zakrzepów, które mogą być wynikiem mniejszej aktywności podczas restów. Spojrzała na chłopaka, który uważnie jej się przyglądał. — Co jest? — mruknęła.
— Alice mówiła, że napisałaś do Christophera.
— Wow. Jedno słowo! Niech poinformują o tym Waszyngton!
— Nie ironizuj...
— To nic takiego, Ryan. Napisałam przepraszam, bo nie powiedziałam tego przed wyjazdem. A powinnam — warknęła.
— Aurora...
— Nie. Po powrocie z Europy powinnam iść i przeprosić za to świństwo. Mówiłeś, żeby nie zwlekać. A ja co? Gdyby nie te fotki, nadal nic bym mu nie powiedziała. Może wymyśliłabym jakieś kłamstwo, dlaczego znikam na ponad dwa miesiące, a potem wracam w tragicznym stanie... Próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał. Nie dziwię się... — Westchnęła głośno i popatrzyła w sufit mesy. Była na siebie wściekła. Dopóki nie wyjaśni tego wszystkiego, nie wybaczy sobie głupoty i zaślepienia jakie ją ogarnęło.
— To opowiedz mi coś dobrego, A. Teraz nie rozpamiętuj tego co złe, a to co dobre...
— Nasz związek nie był idealny — mruknęła.
— Co masz na myśli?
— No wiesz, nie łaziliśmy i nie kłóciliśmy się dwadzieścia cztery na dobę. Ale... Najpierw zmagałam się z ogromną niepewnością... Co do swojej osoby. Kiedyś ludzie często odchodzili ode mnie. Zostawiali bez słowa. Czułam się jak bezuczuciowy mebel, który można odstawić do piwnicy gdy nadejdzie odpowiedni czas. Nie wierzyłam, że ktoś może być ze mną... Miałam bardzo niskie poczucie własnej wartości. Nie wychodziłam z domu... Wolałam siedzieć sama niż narażać się na kolejny ból. Zresztą imprezy mnie zupełnie nie kręciły. I nagle postanowiłam wyjechać. Sama. I kiedy pojawił się Christopher... Nie rozumiałam dlaczego chce ze mną być... — Spuściła głowę i oparła łokcie na stoliku. — Jestem młodsza, niestabilna... Ciągle wyjeżdżam... A on trwał. Ryan, to mój pierwszy związek w życiu. Zaczęłam wariować. Moja niepewność siebie sprawiała, że nie wierzyłam, że chce ze mną być. Myślałam, że to chwilowa fascynacja... A on znosił wszelkie moje wybuchy.

Kilka tygodni temu
— ... nie wzięli tych zdjęć, bo są kiepskie. Nie oszukujmy się, żaden ze mnie Adams ani Bresson. Nigdy nie będę nawet w części tak dobra jak oni. — Westchnęła głośno i zatrzymała się gwałtownie. — Z całą pewnością ta wystawa to litość.
— Te wszystkie kupione zdjęcia to też z litości? — mruknął mężczyzna, siedząc na fotelu z łokciami opartymi o kolana. Przyglądał jej się.
— Czemu nie? Uznali, że jestem młoda to wesprą moje nieudolne próby bycia artystką. A tak naprawdę chuj ze mnie artystka i tyle! — warknęła i ruszyła w stronę barku, żeby nalać sobie wina.
— Aurora, ile razy mam cię przekonywać, że twoje zdjęcia są fantastyczne?
— Jesteś nieobiektywny. Spotykamy się ze sobą.
— Kupiłem kilka od ciebie, kiedy nie miałem pojęcia kim jesteś. Wtedy też byłem nieobiektywny?
Podniósł się z miejsca i wolnym krokiem do niej podszedł. Spuściła głowę i upiła spory łyk trunku. Skrzywiła się, bo zrozumiała, że zamiast półsłodkiego, wlała sobie wytrawne.
Na to co powiedział nie miała argumentu.
— Twoje zdjęcia są świetnie. Odrzucili je tylko dlatego, że pewnie obecnie nie przygotowują artykułów na temat Hawajów.
— Może...
Poczuła jak obejmuje ją od tyłu i przyciska do swojego ciała. Miał na sobie zwykły czarny t-shirt i ciemne jeansy. Był boso, a jego włosy były uroczo rozczochrane, jakby dopiero wstał. Oparł brodę o czubek jej głowy.
— Nie możesz w siebie wątpić... Zobacz gdzie jesteś i ile osób zabiega o twoje prace... Jeśli ty zwątpisz i nie będziesz w to wszystko wierzyć to inni też to poczują... Rozumiesz?
Kołysał ją lekko, licząc że to ją uspokoi. Oparła się o niego mocniej i przymknęła oczy, czując jak puls zwalnia, a oddech się uspokaja.

teraźniejszość
— Złoty człowiek. Znosił to... Dopiero przy nim nauczyłam się zwalczać tą niepewność... — mruknęła, krzywiąc się przy tym nieznacznie.
— Tak mi się wydaje... Że o to chodzi w miłości. Żeby się wspierać i pomagać walczyć z demonami. Twoim demonem była niepewność siebie... A teraz patrz... Siedzisz w Obozie Bazowym pod Everestem. Chyba nieźle mu poszło... — Uśmiechnął się chłopak i lekko ją pchnął ramieniem.
Dziewczyna uniosła kąciki ust.

kilka tygodni temu
— Uspokój się, do jasnej cholery! Nie bądź zazdrosna! — krzyczał, wychodząc za nią z windy. Trzydzieści minut temu wyprowadził ją za łokieć ze swojego biura i siłą wsadził do samochodu, bo nie chciała z nim jechać do domu i porozmawiać. Zirytowała go jak nigdy. A potem jeszcze milczała całą drogę i nie chciała wysiąść z samochodu. Dopiero gdy wysiadała z windy, zaczęła wylewać swoje żale.
— Nie mów mi co mam robić! — krzyknęła, przechodząc przez drzwi.
— Prosiłem tylko, żebyś nie była zazdrosna, bo nie masz o co! — warknął Christopher, idąc za nią w między czasie rozplątując krawat.
— Nie?! Wchodzę do twojego gabinetu, a tam jakaś lafirynda siedzi na twoim biurku i się do ciebie klei!
— A co miałem zrobić?! Zrzucić ją? Prosiłem żeby odeszła, ale nie chciała.
— To trzeba było samemu odejść! — wysyczała i odwróciła się na pięcie.
— Weszłaś nagle, zobaczyłaś ją na biurku, nie twierdzę, że się do mnie nie przystawiała, ale to się zaczęło tuż przed tym jak otworzyłaś drzwi! — Chciał do niej podejść, ale wyciągnęła do góry rękę, dając mu znać, żeby tego nie robił.
— Jedna suka w twoim życiu to za mało?! Mam się użerać z trzema?! — Wzniosła do góry ręce.
— Nie musisz użerać się z żadną, Aurora! Amanda została spławiona i się nie liczy, Victoria nigdy nie miała szans, a na zaloty asystentki mojego ojca niewiele mogę zrobić. Prosiłem, żeby ją zwolnił, ale jest uparty jak osioł! Podobnie jak ona, bo po kolejnym koszu ona nadal wraca! — Był zdenerwowany, bo nie dość, że w pracy sprawa dawała mu w kość, Martha non stop, mimo odmów, się do niego kleiła, co go wkurzało, to jeszcze zamiast odpoczynku, dostaje awanturę.
— Żałosna... — warknęła blondynka. — Tak się płaszczyć przed facetem i błagać jak desperatka...
— Ona naprawdę nic nie znaczy... — Wypuścił głośno powietrze. Podeszła do niego szybkim krokiem i wpiła się w jego usta.
— Może powinnam zaznaczyć przed nią terytorium, co? — mruknęła, gdy się od niego odsunęła.
— Myślę, że te wyzwiska wystarczająco zaznaczyły, że jesteśmy razem — powiedział cicho. — Uspokoiłaś się?
— Troszkę...
— Lubię jak jesteś zazdrosna, ale nie lubię się z tobą kłócić. Nigdy w nas nie wątp...
— Od czasu do czasu wyrzucenie swoich emocji jest... zdrowe... — wymruczała, ściągając jego krawat i odpinając kolejne guziki czarnej koszuli. — I chyba powinniśmy się teraz pogodzić...
— Dobry pomysł...

teraźniejszość
Wyszła z namiotu na chwilę. Spojrzała na oświetloną bazę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Było pięknie. Słońce zniknęło już za szczytami, ale nadal widać było poświatę. A ponieważ jeszcze nie chciało jej się spać, postanowiła chwilę poobserwować to miejsce, gdy powoli układa się do snu. Jak zwykle zrobiła parę zdjęć i schowała aparat do niewielkiej kieszonki kurtki. Cieszyła się, że podjęła decyzję o wyjeździe. Być tutaj było czymś nierealnym. Żyć wśród tych wszystkich ludzi, którzy kochali góry, kochali się wspinać i pochodzili z różnych zakątków świata, było niczym podróż przez wszystkie kontynenty i kraje. Jednego dnia można było posiedzieć z wyprawą z Indii, innego z Australijczykami. Następnego wybrać się do obozu Brytyjczyków. Była częścią tego organizmu i mimo chowającego się z tyłu głowy strachu, bardzo się z tego cieszyła.

***

Dzień dobry. Nieczęsto piszę bezpośrednie wiadomości, ale mam kilka informacji :)
Po pierwsze: mam nadzieję, że kolejny rozdział przypadł Wam do gustu. Teraz rozdziały będą nieco rzadziej. Dziękuję też za ponad 10 tys. wyświetleń ;)
Po drugie: zawiesiłam tymczasowo opowiadanie - shadow of you.

1 komentarz:

  1. Cześć! ;) Wracam powoli do blogowego świata i zabieram się do nadrabiania zaległości;)

    Standardowo zacznę od moich uwag :D Hah, kiedyś mnie stąd wywalisz!
    Czytając ten fragment z zamachami terrorystycznymi i facetem, który napadł A odniosłam wrażenie, że wielka szkoda, że nie opisałaś tego jakoś dokładniej. I nie mam tu na myśli dłuższego opisu wspomnień dziewczyny, tylko przedstawienie tej sytuacji, jako coś, co dzieje się teraz. Tego typu fragmenty są świetnym przyspieszaczem akcji! Czymś, co sprawia, że czytelnik z niepokojem czeka na dalszy ciąg wydarzeń. Gdy pojawiają się tylko jako wspomnienie, to nie wywołują żadnych emocji, bo już wiemy, że się nic nie stało, bohaterka nie ucierpiała itp. Dlatego żałuję, że nie przedstawiłaś nam tego bardziej wyraźnie, bo to mógłby być świetny pomysł na cały rozdział. A nawet dwa :D

    Skoro Acard to nazwa leku, to powinnaś go napisać z dużej litery ;)
    Ale bardzo dobrze, że napisałaś o nim w dialogu. W końcu podczas takich wypraw trzeba myśleć o wielu kwestiach i dobrze, że pokazujesz to poprzez takie szczegóły. Małe, ale jakże istotne!

    Ogólnie rozdział bardzo mi się podobał. Super, że pojawiły się takie wstawki z przeszłości! Teraz widzę, że Chris się na nią czasem wściekał (a nie tylko głaskał po główce, jak myślałam), że ona nie jest idealna i że czasem zachowuje się wybuchowo. Są teraz trochę bardziej ludzcy w moim odczuciu. Także jak najbardziej na plus <3 ;)

    Lece dalej ;)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

obserwatorzy

SZABLON WYKONANY PRZEZ KAYLO NA BAZIE CZARNEJ REWELACJI, PRZY POMOCY: BLOGGER PORADY. OBSŁUGIWANY PRZEZ BOGGER.