Następny rozdział: 06.08.2017 Rozdziały pojawiają się co około dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na te kolumny, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie w tym miejscu.
Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Ostrzegam, że niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami. Opowiadanie może zawierać wulgaryzmy, przemoc oraz sceny 18+.
Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś moją twórczość, to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. :) Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Zakazane jest kopiowanie treści.

16 sie 2016

#08 'exploration

Drogę do Nowego Jorku spędziła na słuchaniu muzyki i obrabianiu zdjęć. Przyzwyczaiła się do lotów, ale nadal nie potrafiła się w stu procentach rozluźnić. Nowy Jork zbliżał się coraz bardziej. Prawie dwie i pół godziny minęły jej wyjątkowo szybko. Puszczając kolejne utwory coraz bardziej łamała się w związku z propozycją znajomego. Lubiła koncerty, ale znacznie bardziej wolała na nie chodzić jako widz, a nie fotograf, chociaż musiała przyznać, że na tak żywiołowych występach, mogła złapać fantastyczne ujęcia. Kiedy wysiadła z samolotu, wrzuciła torbę na ramię i złapała rączkę walizki. Potrzebowała kąpieli i łóżka. I snu. Bardzo dużo snu.
Do mieszkania dotarła prawie półtorej godziny po opuszczeniu samolotu. Marzyła teraz o spokoju. Dowlokła się do drzwi, które otworzyła zamaszystym ruchem i stanęła jak wryta. W jej salonie było sporo ludzi. Wniosła walizkę, pozostawiając torbę z aparatem na ramieniu, bojąc się, że ktoś może go uszkodzić. Na oko było około trzydziestu ludzi, którzy stali, siedzieli, a w niektórych przypadkach, nawet leżeli. Wsunęła się głębiej, zabierając torbę i chcąc się przedostać do sypialni. Wśród mnóstwa nieznajomych dostrzegła kilka osób które rozpoznawała. Oczywiście James siedział obok Nicholasa i rozmawiali z Christopherem oraz jakimś nieznanym jej facetem. Po drugiej stronie pomieszczenia stała Laura z Patrickiem i rudowłosą dziewczyną. Gdzieś mignęły jej też ciemne włosy siostry Nicholasa. Chociaż spokojnie to mogła nie być ona. Aurorze opadły ręce, zabrała swoje rzeczy i nie zauważona przez nikogo, przemknęła do pokoju, w którym na jej łóżku leżała jakaś para. Skrzywiła się.
— WON! — warknęła nieprzyjaznym tonem, gromiąc ich wzrokiem. — Ile wy kurwa macie lat?! Jak jebane nastolatki! — krzyknęła, patrząc jak para wychodzi. Trzasnęła drzwiami, zostawiając torbę na środku pokoju i znikając za drzwiami łazienki. Kiedy była zmęczona, zmieniała się we wredną i uszczypliwą zołzę. Wzięła długą, relaksującą kąpiel. Dopiero teraz poczuła jak cholernie bolą ją mięśnie. Wracając do sypialni o mało nie dostała zawału. Na łóżku siedział James. — Wystraszyłeś mnie! — rzuciła oskarżycielskim tonem, wyciągając z szafy nieco za dużą koszulkę i zakładając na siebie. Już dawno wyzbyła się wstydu przed nim. Widział ją nagą zbyt wiele razy, żeby teraz się krępowała jego obecnością. Wsunęła na siebie jeszcze jakąś bieliznę i zdjęła ręcznik z głowy. 
— A... Wybacz, zaraz każę im wszystkim wyjść. Cholera, zapomniałem że dzisiaj wracasz... — powiedział chłopak.
— James... Nie musisz kończyć imprezy. 
— Nie przeszkadza ci? 
— Nie. Muszę ogarnąć zdjęcia, bo w poniedziałek powinnam dać pierwszą próbkę. A potem pewnie usnę, bo jestem cholernie zmęczona. 
— Jesteś pewna? Możesz do nas dołączyć...
— Nieee... Wybacz, przez ostatnie dni spałam bardzo niewiele. Nie przeszkadzają mi imprezy, serio... — powiedziała, wyciągając aparat i komputer na łóżko. — Dopóki obcy nie wchodzą do mojego pokoju. Mam założyć zamek na drzwi? — Zaśmiała się głośno. — Ufam wam... Więc następnym razem uprzedź znajomych, że będę bardziej niemiła jeśli przekroczą próg tego pokoju bez mojej wiedzy... Dziś jestem zbyt zmęczona. 
— Oczywiście! Chcesz coś? Woda, herbata, alkohol? — Uniósł kilka razy brwi na co zareagowała śmiechem. 
— Nie, dzięki.
— Hej, nie będziemy długo hałasować. Obiecuję!
Machnęła na niego ręką i ułożyła się wygodnie na łóżku, wprowadzając kartę z aparatu do komputera i zgrywając ostatnią porcję zdjęć, które zrobiła tuż przed wylotem i z samolotu. Oparła się o zagłówek i popatrzyła na sufit. Chwilę rozważała wyjście do salonu. Mogła się przebrać, względnie ogarnąć i wyjść do ludzi. I już miała się podnieść, ale zmęczenie wygrało. Zdecydowała, że integrować może się kiedy indziej, a dzisiaj potrzebuje odpoczynku. Szbko zasnęła z komputerem na kolanach i aparatem przy boku.

Kiedy rano zerwała się z łóżka, przypominając sobie, że jest dzisiaj umówiona, była w szoku, że sprzęt leżał bezpiecznie na półce. Doszła do wniosku, że pewnie James przyszedł i położył to w bezpiecznej odległości, zanim stała się tragedia i wszystko spadło z łóżka. Wpadła do łazienki, wzięła prysznic, wymyła głowę i zrobiła jakiś lekki makijaż, nie siląc się na żadną ekstrawagancję. Kiedy jednak stanęła przed szafą, zrozumiała z jakim musi się zmierzyć wyzwaniem. Wyzwaniem które składało się z mnóstwa sukienek, spodenek, spodni, bluzek, koszul i butów. Jęknęła, nie mając pojęcia co na siebie założyć. Wyjrzała za okno. Słońce i wiatr. Aplikacja pogodowa wskazywała 21 stopni. Zdecydowała się na potargane jeansy, luźny, biały t-shirt i jedwabną apaszkę. Do tego trampki. Bo to przecież nie jest randka. Poza tym musi czuć się komfortowo i wygodnie. A co jest wygodniejsze od trampek i jeansów? Jej przygotowania przerwało pukanie do drzwi.
— Cholera... — przeklęła, biegnąc do salonu. Jej włosy były nadal mokre, a stopa tuż po wyjściu z sypialni zderzyła się w szafką. Boleśnie. Z jej ust wyleciało kolejne siarczyste przekleństwo. — Hej, James. Dzięki za zabrania komputera ze mnie. Mogłabym się obudzić bez sprzętu znając moje nocne zwyczaje! — rzuciła, kuśtykając do przedpokoju.
— Ale to nie ja... — odparł chłopak, jedząc przy wyspie swoje śniadanie. Zmarszczyła brwi i otworzyła drzwi. — Hej... — powiedziała, patrząc na Christophera. Stał oparty o framugę, ubrany w ciemne jeansy i czarny t-shirt. Kiedy otworzyła, zsunął na nos czarne okulary przeciwsłoneczne. Zlustrował ją wzrokiem, który zatrzymał na jej mokrych włosach.
— Zapomniałaś? — zapytał z rozbawieniem.
— Zaspałam! Ja nigdy nie zasypiam! — krzyknęła wracając w głąb mieszkania. — Daj mi... Dziesięć minut!
— Dziesięć minut... Po dziesięciu wychodzę sam!
— W porządku! — wpadła do swojej sypialni, z której wyszła dokładnie dziewięć minut później. — Mam jeszcze czas na śniadanie.
— E-e... — zabrał jej z ręki talerz. — Nowojorski dzień oznacza nowojorskie śniadanie. Więc jeśli nie chcesz umrzeć z głodu, to lepiej chodźmy. 
Wstał i ruszył w stronę drzwi. Zabrała torebkę, w której ukryty miała aparat i poszła za nim.


Najpierw zjedli typowe tutejsze śniadanie: bajgle. Do tego popijali kawę, spacerując po Central Parku. Christopher stwierdził, że muszą skorzystać z ładnej pogody, bo w południe zapowiadali deszcze. 
— ... więc jesteś jedynaczką...
— Nie licząc kota. Moja mama ma na jego punkcie świra. Zresztą ja też... — powiedziała dopijając kawę i wyrzucając kubeczek do kosza na śmieci.
— Ok, więc jesteś ty, kot i rodzice. 
— Mmmm...
— Skończyłaś studia.
— Pierwszy stopień. 
— Nie fotografia.
— Nie. Dziennikarstwo. Fotografii się nie uczyłam. Może oprócz jakichś książek. Zwyczajnie się udało. 
— Z takimi zdjęciami, nie dziwię się... — powiedział, sam wyrzucając swój kubeczek i obserwując jak dziewczyna skupia na czymś wzrok, po czym wyciąga aparat i naciska przycisk. Po chwili odbiegła od niego na chwilę, zatrzymując się przy starszej parze siedzącej na ławce i rozmawiając z nimi chwilę. Kobieta uśmiechnęła się i napisała coś na podsuniętej przez Aurorę kartce. Po kilku minutach dziewczyna podbiegła do niego z powrotem.
— Wybacz. Muszę mieć pozwolenie by publikować, a z tego co widzę to wyszło całkiem nieźle... — powiedziała, oglądając zdjęcie na niewielkim ekraniku.. 
— Spokojnie, nie przeszkadza mi to... — Uśmiechnął się do niej szeroko. — Okey... Kolejny punkt wycieczki! — Pociągnął ją za rękę, w stronę wyjścia z parku i samochodu, który tam zostawili.

Następnie Christopher zabrał ją do jednej z galerii sztuki, w której akurat była wystawa fotograficzna. Aurora chłonęła każde zdjęcie, jego kolory, kompozycję, światło, z zapałem opowiadając o szczegółach. Po zakończeniu oglądania wstąpili do Junior's na kultowy nowojorski sernik. Dziewczyna zjadła swoją porcję, wywołując śmiech towarzysza.
— Jeszcze nikt, kto był ze mną w tym miejscu, nie zjadł tej porcji w całości nie błagając o gorzką herbatę. 
— Przyznaję, że czuję się teraz przesłodzona. Ale wiesz co... Muszę zrobić sernik z przepisu mojej babci. Wy, Amerykanie, macie serniki, które nie smakują serem! 
— Co? Chyba sobie żartujesz, nasze serniki są przepyszne!
— One są dobre, Chrstopher, ale robicie je na serach kremowych. Te robione na twarogach... Och, to jest mistrzostwo świata! Nie umiem piec jak babcia, ale z jej przepisem może uda mi się chociaż trochę pokazać ci jak sernik powinien smakować. 
— Ho ho ho, przystopuj pani Polko, chcesz mnie kulinarnie edukować? Mieszkam w Nowym Jorku, mam tu wszystko.
— Okey, więc byłeś kiedyś w Łomżyniance? — powiedziała, perfekcyjnie wypowiadając nazwę restauracji. Mężczyzna uniósł do góry brew. — Zakładam, że miejsce gdzie jemy masz wybrane, więc następnym razem, zabieram cię tam. A jak już się zakochasz, to może... MOŻE, sama coś przygotuję.
— Już dla mnie gotowałaś.
— To był przypadek. Poza tym... Polskie dania gotuję tylko dla wybranych... — powiedziała wstając z miejsca i idąc do wyjścia z niewielkiej kawiarenki. Chwilę wpatrywał się w jej bujające się biodra i odrzucone na plecy włosy. Przy samych drzwiach odwróciła się w jego kierunku, rzucając długie spojrzenie, spod lekko przymrużonych powiek. Podniósł się i podszedł do niej.
— Czekaj, czekaj... Czy to ty jesteś tą nieśmiałą dziewczyną, która nie ma doświadczenia z facetami? — zapytał stając tuż obok niej.
— Może... — uśmiechnęła się zalotnie i wyszła na ulicę.
— Całkiem nieźle... 
Zaśmiała się głośno odchodząc od niego kawałek.
— To gdzie teraz, Panie Przewodniku? — odwróciła się znowu zarzucając włosami i ukrywając w nich usta. Popłynęli na Ellis Island. Na promie oparła się o barierki i zapatrzyła na krajobraz miasta, które się od nich oddalało. Nie mogła zrozumieć, dlaczego po prawie dwóch miesiącach mieszkania tu, jeszcze nie była w tym miejscu. Wiatr rozwiewał jej włosy i smagał twarz. Christoper stał obok niej i obserwował ją.
— Przestań... — powiedziała, nie odrywając wzroku od krajobrazu. 
— Nie.
— Ale tu nie ma nic fascynującego.
— Wręcz przeciwnie...
Odwróciła wzrok w jego kierunku. Przygryzła lekko wargę i zmarszczyła nos, na którym miała liliowe, lustrzane aviatory. 
— Dziękuję. A wracając do naszej rozmowy... Moi rodzice nie wymagali ode mnie cudów. Zawsze pozwalali mi wybrać... Tylko jak skończyłam studia, wszyscy pytali co dalej. A ja nie wiedziałam. Oczekiwali, że zrobię magisterkę ale... nie wiedziałam co. Nie chciałam marnować dwóch lat na coś, czego nie wykorzystam. Chciałam.... Jeździć, robić zdjęcia, pisać... Być wolną artystką... Nikt nie wierzył, że mi się uda.
— Dlaczego?
— Trudno się przebić, wybić... Poza tym... Jestem przywiązana do domu. Nikt nie wierzył, że potrafię żyć z dala od rodziny zbyt długo. Wszystkiego się bałam. Nie ufałam ludziom. Jestem hipochondrykiem. Wszyscy myśleli, że nie jestem w stanie być niezależna i odpowiedzialna... Zresztą nie dałam im ku temu powodów, więc co się dziwić. Podczas studiów, każdy weekend spędzałam w domu...
— Każdy ma jakiś powód... Nie wierzę, że byłaś taka od urodzenia, nie zachowywałabyś się tak jak teraz. — Kiedy uniosła pytająco brwi zabrał się za wyjaśnianie. — Osoby nieśmiałe i wycofane od dziecka, kiedy dorastają też takie są. Szczególnie przy pierwszym kontakcie. Ty taka nie byłaś. A teraz rozmawiasz ze mną o wszystkim.
— Kiedy byłam nastolatką wiele osób mnie skrzywdziło. Zaufałam im a one mnie zdradziły, zostawiły, zniknęły, jak zwał tak zwał. Wiele razy. Teraz... Bałam się, że każdy mnie skrzywdzi. Dlatego wolę spędzać czas sama. Mniej ludzi równa się mniejsza szansa na krzywdę. Walczę z tym! — Od razu się usprawiedliwiła, podnosząc ręce do góry, jakby celował do niej z pistoletu. — I staram się jak mogę...
— Widzę. 
— Aleee... Jestem introwertykiem. Nie lubię przebywać z ludźmi cały czas. Potrzebuję mieć swoją przestrzeń... Nic na to nie poradzę, że jestem outsiderem...
— Och popieram. Przebywanie z ludźmi dwadzieścia cztery na dobę jest niezdrowe.
— Prawda?! To znaczy wiesz... Muszę... Dziękuję... — powiedziała, gdy pomógł jej wyjść z promu. — Dziennie pobyć sama ze sobą. Po prostu. Praca, czytanie, oglądanie, słuchanie. Cokolwiek. Ja i pusty pokój. I nie rozumiem na przykład par, które są ze sobą cały czas. Praca, wakacje, posiłki, spanie, wyjazdy służbowe, wiadomości, telefony non stop! To...
— Chore. Znam to... Nie ma kiedy zatęsknić i się oderwać... 
— Świetnie, że są na tym świecie ludzie, którzy się jeszcze ze mną zgadzają! — wzniosła ręce do nieba.

— ... powiedziała, że to nie ma sensu i zniknęła. Podejrzewam, że próbuje zrobić karierę modelki... — zakończył Christopher, wrzucając do ust winogrono. Siedzieli w The View - obrotowej restauracji na 48 piętrze Hotelu Marriott Marquis przy Times Square. Chociaż Aurora protestowała, że tam jest drogo, to prawnik uparł się, że taki widok jest tylko w tym miejscu. 
— Tak po prostu?
— Tak.
— Po sześciu latach związku, tuż przed ślubem? 
— Mhmm...
— Suka! — powiedziała oburzona, na co jej rozmówca wybuchnął głośnym śmiechem. — Czyli jeśli dobrze liczę... Miałeś... 26 lat jak się związaliście.
— Zgadza się. 
— Nieźle.
— Było minęło. Teraz to nie ma znaczenia... Nie obchodzi mnie co robi, z kim i gdzie.
— A potem?
— A potem... Jak już się ogarnąłem, to... no cóż. Ujmę to tak: nie byłem w stałym związku. 
— Nie chcę znać szczegółów. — Uśmiechnęła się, ale nie zmieszana, ale bardziej rozbawiona całą sytuacją. — Dziękuję za szczerość.
— Cóż, ty zdradziłaś mi swoją przeszłość w tym temacie... — powiedział, upijając łyk wody ze szklanki.
— Bo jestem paplą! Powinnam się wtedy zamknąć. Normalnie nie gadam tyle o sobie i swoim życiu. Ledwo cię znam.
— Teraz znasz mnie zdecydowanie lepiej.
— Zgadza się. Chociaż... Nadal nie wiem jaki jest twój ulubiony kolor.
— Nie mam! Jestem facetem, nie przykładam do tego takiej wagi. — Zgromiła go wzrokiem. — Nie wiem... Czarny. I granatowy. Preferuję ciemne kolory...
— Okey... Mamy ze sobą coś wspólnego. — Popatrzyła mu prosto w oczy.
— Lubię też szary... — odparł po chwili, uśmiechając się łobuzersko.
— Oho! Masz niezłą gadkę! Przyznaj, laski padają do twych stóp, co?
— Nie takie jak ty. 
— Takie jak ja? Jestem gorsza? — Uniosła do góry głowę i popatrzyła na niego spod przymrużonych powiek.
— Wręcz przeciwnie. — Nachylił się w jej stronę. 
—Kurwa, prawie działa... Mów tak dalej, a może ci się uda! — Wybuchnął śmiechem, widząc jej szeroki uśmiech i niewielkie dołeczki w policzkach. Odchylił się na krzesełku, przyglądając jej twarzy. Nie tego się spodziewał. Myślał, że będzie wycofana i zamknięta, że nie pozwoli sobie na rozluźnienie. A tymczasem ona świetnie się bawiła i najwyraźniej zaprosiła go do kręgu bliskich osób, z którymi lubi spędzać czas. Jej oczy błyszczały, a uśmiech nie schodził z jej ust. Nie takiej osoby się spodziewał.

2 komentarze:

  1. Najpierw napiszę, że rozdział bardzo mi się podobał w sensie fabularnym. Fajnie, że Aurora się otworzyła, opowiedziała trochę o swojej przeszłości. Christopher chyba jest zaskoczony jej zachowaniem. To dobrze, facet nie powinien się nudzić :) Aurorze mogę polecić jeden świetny przepis na sernik, Chris na pewno byłby zachwycony.
    A teraz trochę pomarudzę o błędach.
    "puszczajac w słuchawkach" - Nie brzmi to zbyt dobrze. Wiem, że potocznie tak się mówi, ale jednak muzykę puszcza się nie bezpośrednio w słuchawkach, a w jakimś urządzeniu. http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/puszczamy-muzyke;8172.html
    "(...) zabrała swoje rzeczy, i nie będąc zauważoną przez nikogo" - Po pierwsze przecinek w tym miejscu zupełnie niepotrzebny. Po drugie lepiej by brzmiało "nie zauważona przez nikogo".
    "Mam założyć klucz na drzwi?" - Zakłada się zamek w drzwiach, nie klucz.
    "Zasnęła w sekundę..." - Myślała, myślała, aż nagle zasnęła. To raczej nieprawdopodobne. Rozumiem, że była zmęczona, ale to nie działa tak, że w pewnym momencie ma się ochotę wstać i iść do ludzi, a sekundę potem śpi.
    "(...) w bezpiecznej odległości od jej ciała" - Zabrzmiało jakby była co najmniej martwa, a nie tylko spała.
    "Nowojorski dzień, oznacza nowojorskie śniadanie" - Przecinek niepotrzebny. Zaraz po tym piszesz:
    "Najpierw zjedli typowe nowojorskie śniadanie..." - Powtórzenie bardzo rzuca się w oczy, bo i słowo charakterystyczne.
    "Nie fotografia." - To nie powinno być pytanie?
    "Może oprócz jakiś książek." - Powinno być jakichś. http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/jakis-i-jakichs;9023.html
    "Dziewczyna zjadła swoją porcję w całości..." - A zaraz potem Christopher mówi do niej: "(...)nie zjadł tej porcji w całości..."
    "(...) chociaż trochę, pokazać ci..." - Przecinek tutaj nie potrzebny, psuje sens zdania.
    "Cóż, ty zdradziłaś mi swoją przyszłość w tym temacie..." - Chyba chodziło o przeszłość.
    "Masz niezłą gadkę, to przyznaję..." - Ona najpierw przyznaje, a potem pyta? Chyba powinno być "przyznaj".
    Zauważyłam też, że w tym rozdziale bardzo nadużywasz "po prostu".
    Przepraszam, że się tak rozpisałam, mam nadzieję, że choć troszkę pomogłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, dziękuję! Czasami podziwiam się za robienie tak banalnych i idiotycznych błędów :D

      Usuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

obserwatorzy

SZABLON WYKONANY PRZEZ KAYLO NA BAZIE CZARNEJ REWELACJI, PRZY POMOCY: BLOGGER PORADY. OBSŁUGIWANY PRZEZ BOGGER.