Następny rozdział: 06.08.2017 Rozdziały pojawiają się co około dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na te kolumny, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie w tym miejscu.
Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Ostrzegam, że niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami. Opowiadanie może zawierać wulgaryzmy, przemoc oraz sceny 18+.
Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś moją twórczość, to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. :) Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Zakazane jest kopiowanie treści.

9 sie 2016

#07 'the truth

Niemal pół środy, Aurora spędziła na pakowaniu. Czwartkowy lot miała wcześnie rano i wiedziała, że już od piątej będzie koczować na lotnisku. Druga połowa dnia zleciała jej na rozmyślaniu czy Christopher odbierze zamówienie. Po cichu liczyła, że James powiedział mu, żeby sam się tym zajął, bo ona jest niedorozwiniętą emocjonalnie gimnazjalistką, bojącą się wszystkich dookoła. Jej zachowanie bywało tak irracjonalne, że sama się dziwiła, że nadal normalnie funkcjonuje. 


Cisza jaka panowała w mieszkaniu była dla niej tego dnia nie do zniesienia. Tylko rano przyszedł kurier ze zdjęciami. Poza tym, była zupełnie sama. Niemal przyzwyczaiła się do tego, że ma cały apartament dla siebie i dwóch kotów, które albo spały, albo rozrabiały w salonie. Późnym wieczorem, gdy wszystko czego potrzebowała na najbliższe dni, było w walizce, siadła z talerzem pełnym kanapek na sofie, włączyła telewizor i skupiła się na jakimś beznadziejnym programie, popijając półwytrawne, czerwone wino. Co chwilę zmieniała pozycję, odchylając głowę do tyłu, podkulając nogi, prostując je, kładąc się czy leżąc do góry nogami, z głową zwieszoną w dół sofy, obserwując jak dwa kociaki gonią się, wpadając co chwilę na meble. Ich wariację przerwało donośne pukanie do drzwi, na co się wystraszyły i pochowały. Aurora odstawiła pusty talerz i bez sprawdzania kto to, otworzyła drzwi. Stała chwilę jak wryta, wpatrując się w swojego gościa. 
Podniósł wzrok i popatrzył na jej twarz. Była zaskoczona i chyba lekko zmieszana. Poprawiła włosy, które były lekko różowe i związane w niedbałego koka na czubku jej głowy. Niepewnie objęła się ramionami, jakby chciała zakryć swoją luźną, czarną koszulkę i zwykłe jeansowe szorty. Przygryzła lekko wargę i bez słowa wpuściła go do mieszkania. Kiedy stanął w salonie, weszła do niego i zdjęła małego kociaka z wysokiej półki, na której siedział i miauczał głośno.
— Jak tyś tam wlazł? — spytała malucha, który otarł się swoim noskiem o jej policzek na co uśmiechnęła się szeroko i odstawiła go na ziemię. — Bywają nieznośne... — Tym razem swoje słowa kierowała do Christophera, który nadal się w nią wpatrywał. — Zdjęcia są tam, pod ścianą. — Wskazała ręką i weszła do kuchni, z której wróciła ze szklankami wody i rozpuszczonymi włosami. Coś się zmieniło w jej fryzurze. Oprócz oczywiście koloru, który mienił się obecnie na różowo. Jej długie włosy były mocniej wycieniowane, a na twarz opadała jej długa do policzka grzywka, za którą aktualnie się ukryła. Chciała uniknąć spoglądania w jego stronę. Był zdecydowanie zbyt atrakcyjny, żeby mogła logicznie myśleć. Szczególnie po dwóch kieliszkach wina, które wywołało przyjemny szum w jej głowie. Wręczyła mu jedną ze szklanek, zauważając czek na półce koło zdjęć. — Nie podałam ceny.
— Nie musiałaś — odparł, przeglądając zdjęcia. — Są idealne.
— Ja... Mmm... — powiedziała cicho, stojąc kilka metrów od niego. — Przepraszam za ostatnio. Nie zachowuję się tak...
— Wiem. — Kiedy zobaczył jej pytającą minę dodał: — Rozmawiałem z Jamesem.
— Kurwa... — warknęła pod nosem i odeszła w głąb salonu. — Ten człowiek powinien przestać się wpieprzać w moje życie... — Powiedziała to takim tonem, że od razu zrozumiał, że jest wściekła. Przemierzył pomieszczenie szybkim krokiem i stanął za nią.
— Nie wściekaj się na niego. Chciał dobrze.
— Nie mam ochoty wysłuchiwać jak opowiada wszystkim jaka jestem. W dzisiejszych czasach to chyba dość żenujące mieć 23 lata, zero związków, zero pocałunków, nie wspomnę o seksie...
— O tym akurat nie wspominał... 
— KURWA! — krzyknęła, opadając na sofę. — Wybacz. Obcym nie mówi się o takich rzeczach. Powinnam się zamknąć i nic więcej nie mówić. 
— Żyjesz w dziwnym świecie, skoro uważasz to za żenujące. — Skrzywił się i rozsiadł na kanapie, kładąc rękę na oparciu.
— Ja nie uważam tego za żenujące i żałosne, ale ludzie dookoła tak. Nie mam jakiegoś wielkiego z tym problemu. Nie mam zamiaru się puszczać z poczucia beznadziei. — Wstała z miejsca. Nie mógł uwierzyć, że w przeciągu kilku minut tak bardzo zmienił się jej nastrój. Teraz była ewidentnie bardzo wkurzona. Chodziła po pokoju w jedną i drugą stronę. — Za każdym razem, gdy dochodzę do takiego punktu w kontaktach z innymi, że to wychodzi na jaw, słyszę: Och biedactwo! To musi być straszne! — Przedrzeźniała głosy innych osób w sposób godny Oscara. — Nie. Nie jest. Nie trafiłam na odpowiedniego faceta, a z byle kim nie mam zamiaru tego robić. W życiu skrzywdzili mnie ludzie i jestem nieufna. Nie chcę marnować moich uczuć i emocji na niedojrzałego sukinsyna, który znika bez słowa wyjaśnienia. — Skończyła, odwracając się w jego kierunku. — Jeśli ktoś nie wytrzymuje to jego problem. Ja muszę mieć pewność... I... Nie powinnam tego mówić facetowi, którego znam od kilku dni. Wybacz, za dużo alkoholu do kolacji... — dodała, wkładając kieliszek po winie do zmywarki.
Mężczyzna uśmiechnął się i wstał, podchodząc do wyspy i opierając się o nią.
— Takich osób jak ty, niemal nie ma już na tym świecie. — Zaczął, patrząc na tył jej głowy, gdy kończyła upychać rzeczy do urządzenia. — Kobiety same się nie szanują, więc jak my, faceci mamy je szanować? Kiedy idziesz do baru i widzisz laskę, która wije się na środku parkietu jak w tanim klipie, pije na umór i ledwo trzyma się na nogach, a potem sama chce cię zaciągnąć do łóżka, korzystasz. Tak już jesteśmy skonstruowani, że jeśli nie chcemy bawić się w związki, wolimy wykorzystywać chętne kobiety. Ale tu nie ma uczuć. Nawet jeśli facet stara się ją szanować, to nie patrzy na nią jak na potencjalną partnerkę. Cóż... W wypadku związku, nie szuka się partnerki w clubie, ale jeśli miałbym to porównać, to powiedziałbym, że wolimy te które seksownie się poruszają, ale nie pozwalają się dotknąć czy za bardzo zbliżyć...
— Nie wierzę, że odbywamy teraz taka rozmowę... — Odwróciła się w jego kierunku, wycierając dłonie w niewielką ściereczkę. Zaśmiał się głośno.
— Najpierw trzeba się szanować, a potem oczekiwać tego od innych. Muszę wracać do siebie. Ale to nie koniec... Wiem, że jedziesz do Chicago...
— Wiesz co... To dość przerażające, że tyle o mnie wiesz... To ja miałam tu być prześladowcą...
— James... 
— To i tak niepokojące. — Uśmiechnął się do niej szeroko, sprawiając że nogi się pod nią ugięły. — Jadę jutro.
— A wracasz?
— W sobotę wieczorem.
— Świetnie. W niedzielę nic nie planuj. Pokażę ci co nieco w Nowym Jorku.
— Nie spytasz czy mam ochotę? Czas?
— Nie — powiedział z nonszalancją i zabrał się za zbieranie antyram. — Odmowa nie wchodzi w grę. Dzięki za zdjęcia. I do zobaczenia w niedzielę... — skoczył, puszczając jej oczko i wychodząc. Aurora stała wpatrując się w drzwi i nie wiedziała czy jest szczęśliwa, że chce się z nią umówić, czy wkurzona, że narzuca jej swoje zdanie.


Kochała powroty i nienawidziła pożegnań. Były na świecie takie miasta, które ją urzekły do tego stopnia, że mogłaby tam mieszkać. Problem polegał na tym, że miałaby dylemat, które wybrać. Dlatego tak bardzo doceniała podróże i możliwość powrotów. Zawsze gdy wyjeżdżała, mówiła 'Do zobaczenia'. San Francisco, Nowy Orlean, Anchorage, Los Angeles, Honolulu, Chicago i Nowy Jork były jej ulubionymi miastami w Stanach. Bardzo się cieszyła na nadchodzące trzy dni, które miała spędzić w jednym z nich. Uwielbiała architekturę największe miasta w stanie Illinois. Proste, szklane drapacze chmur, liczne ogrody na dachach budynków, rzeka przepływająca przez sam środek miasta. Aurora to pokochała. 
Teraz, kiedy wysiadła z samolotu, cieszyła się na każdą chwilę, którą będzie mogła tu spędzić. Doceniała, że nauczyła się spacerować po mieście w samotności. Kiedyś miała z tym problem. Teraz, nie wyobrażała sobie chodzić i fotografować ze zbyt dużą ilością osób dookoła siebie. To ją rozpraszało.
Najpierw kilka godzin realizowała zadanie jakie postawił przed nią zleceniodawca: musiała obfotografować w oryginalny sposób bardziej i mniej znane punkty miasta. Potem zjadła obiad w Coalfire a po południe spędziła na długim, powolnym spacerze wzdłuż rzeki. Wieczorem zatrzymała się w The J. Parker, restauracji na dachu jednego z budynków, gdzie zamówiła kieliszek wina i siedziała przez ponad godzinę, obserwując miasto z góry. Delektowała się widokiem zachodzącego słońca i zapalających się świateł wielkiej metropolii. Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że jej telefon uparcie dzwoni. Odebrała, chociaż niechętnie.
— Sterling, zapomniałaś jak odbiera się telefon? — Usłyszała głęboki, męski głos, który wywoływał dreszcze za każdym razem, gdy rozmawiała z jego właścicielem.
— Wybacz Tom. Wpatruję się w urocze Chicago — odparła, upijając łyk wina i zwracając uwagę na coraz większy tłok na tarasie. — Poczekaj chwilę. Muszę stąd wyjść bo ledwo cię słyszę. — Skończyła trunek i ruszyła do wyjścia, płacąc barmanowi i opuszczając coraz bardziej zatłoczoną knajpę. Wsunęła dłoń do kieszeni. — Okey... Teraz mogę rozmawiać.
— Występujemy w Nowym Jorku. Nadal chcesz uzupełnić swoje zbiory fotograficzne? — Zaśmiała się głośno, doceniając że mężczyzna pamięta. Niewielki wypad był jej małą tajemnicą. Zerwała się Jamesowi i Laurze, żeby wrócić do Polski na festiwal i dzięki niewielkiej pomocy jej wujka, robić zdjęcia podczas koncertu Major Lazer. Przyjaciołom powiedziała, że musi na kilka dni wrócić do domu i do dzisiaj miała wyrzuty sumienia, że ich okłamała. Żadne z nich nie wiedziało, że jej wujek w Stanach współpracuje z muzykami. Zawsze milczała na ten temat. Kiedy o tym wspominała miała wrażenie, że się chwali, a tego nie chciała. Nie wykorzystywała tego faktu. Po protu dał jej namiary na ludzi związanych z zespołem, a ona załatwiła całą resztę. O dziwo, bo zawsze była niemal chorobliwie nieśmiała.
— Wolałabym przyjść i się pobawić, a nie pracować.
— Możesz podzielić czas: trochę zabawy i trochę pracy... Gramy razem z Sonnym... Wpadnij. Słyszałem o wystawie. Mogłabyś urozmaicić ją o fotki z występu... — Wiedziała, że się uśmiecha. Ich współpraca ostatnio skończyła się tym, że w podziękowaniu za pozwolenie na robienie zdjęć (które potem liczyła, że wykorzysta na wystawach), oddała ich sporą część na rzecz zespołu. Za darmo. 
— Ty podstępny wężu! Bierzesz mnie pod włos.
— Hej! To obustronna korzyść! Sterling, nie daj się prosić...
— Kiedy?
— Przyszły piątek. Gramy w Madison Square Garden. Przyjdziesz?
—Rozważę wszystkie za i przeciw i się zobaczy...
— Jak nie przyjdziesz to cię znajdę! — krzyknął mężczyzna groźnym głosem.
— Nie potrafisz być ani groźny, ani poważny. Idź się rozerwać, Pentz i nie zawracaj mi głowy!
— Jak ja uwielbiam kiedy wymawiasz moje nazwisko... — Zaśmiała się wprost do słuchawki.
— Zabawny jesteś. — Pokręciła z politowaniem głową.
— Do zobaczenia w piątek! — rzucił, zanim zdążyła zakończyć rozmowę i zaprotestować. Chwilę wpatrywała się w ekran, poważnie rozważając propozycję.

5 komentarzy:

  1. Wreszcie udało mi się przeczytać! Na miejscu Aurory też nie wiedziałabym czy się cieszyć czy denerwować po spotkaniu z Chrisem. Dobrze ją rozumiem, jeżeli chodzi o podejście do związków. Aurorze zazdroszczę też umiejętności spędzania czasu w samotności, mi ciężko jest się przezwyciężyć żeby zwiedzać, spacerować czy choćby iść do kina w samotności i nie czuć się głupio.
    A teraz trochę technicznie.
    W zdaniu "(...) mienił się obecnie na różoqo." chyba wkradła się literówka.
    "W największym mieście w stanie Illinois kochała architekturę." Jestem w stanie zrozumieć kontekst, ale to zdanie brzmi bardzo dziwnie. Nie kochała przecież architektury (ogólnie) tylko gdy przebywała w Chicago. Może lepiej by było np. uwielbiała architekturę tego miasta?
    Zaraz potem jest "Aurora to pokochała." Powtórzenie.
    "Ich współpraca kończyła się tym, że kilka fotografii trafiało do zespołu." Tu muszę przyznać, że nie zrozumiałam. Współpracowali więcej niż raz i za każdym kupowali od niej fotografie?
    Poza tym rozdziały wychodzą coraz ciekawsze. Chris jest coraz bardziej intrygujący, Aurora zresztą też. Życzę dużo weny do dalszego pisania!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, dzięki za zwrócenie uwagi! Już poprawiłam te wpadki. Czasami nie zwracam uwagi na takie rzeczy, a już dawno utwierdziłam się w przekonaniu, że poprawianie swoich tekstów jest najtrudniejsze, bo się nie dostrzega pomyłek :D Także dziękuję za zwrócenie na to uwagi :)

      Usuń
    2. Mam ten sam problem. Czytając swoje teksty wiesz co chciałaś napisać i takie błędy umykają, choćby nie wiem ile razy poprawiać.

      Usuń
  2. Heja! Trochę czasu mnie tu nie było. Chciałabym to zmienić i pojawiać się u ciebie systematycznie, ale nie jestem pewna, czy mi to wyjdzie, zważywszy na to, że właśnie rozpoczęłam ostatni rok szkolny w liceum i muszę się wziąć w garść do matury.
    Kurcze, jakie ona wiedzie bajkowe życie... siedzi sobie w restauracji na szczycie jakiegoś wieżowca w Stanach, popija winko. To jest takie odległe... chciałabym tak. Chris jest fajowy, jeju!
    Przy okazji zapraszam cię na moje nowe opowiadanko! Trzymaj się ciepło :)
    https://brat-i-siostra.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ból matury, chociaż teraz, z perspektywy czasu wydaje mi się to wyjątkowo odległe, biorąc pod uwagę że skończyłam licencjat i siedzę właśnie w dole z napisem: CO DALEJ.
      Tak, Aurora ma bajkowe życie (na razie). Życie o którym nieprzerwanie marzę i tylko dzięki pisaniu mogę je realizować. Ale od tego pisanie jest :)
      Chętnie zajrzę na Twoje nowe opowiadanie, szczególnie że sama mam jakieś płodne twórczo miesiące i sama zaczęłam pisać coś nowego :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

obserwatorzy

SZABLON WYKONANY PRZEZ KAYLO NA BAZIE CZARNEJ REWELACJI, PRZY POMOCY: BLOGGER PORADY. OBSŁUGIWANY PRZEZ BOGGER.