Nadmieniłam już, że pierwszy był Berlin,
prawda? Jadąc tam z zamiarem spędzenia kilku dni na bezcelowym łażeniu i
poznawaniu miasta, musiałam znaleźć sobie nocleg. Przez jedną ze stron
namierzyłam Laurę. To dość
dziwne i niesamowite, ale od kiedy zobaczyłam ją stojącą i czekającą na mnie
pod fontanną Neptuna, wiedziałam że się dogadamy. Znacie to uczucie, gdy
patrzycie na kogoś i wiecie, że to jest to? Chodzi o takie wewnętrzne poczucie,
że ta osoba, z jednej strony bardzo od was różna, jest też bardzo podoba. Wiem,
to idiotyczne. W każdym razie już wtedy wiedziałam, że Laura stanie się dla
mnie kimś ważnym.
Tak, z jednej strony jesteśmy do siebie
bardzo podobne: kolor włosów, wzrost, budowa ciała, kontakty z rodziną,
poglądy, podejście do wielu kwestii. To niemal przerażające, że tyle nas łączy.
Z drugiej: ona jest bardziej pewna siebie, czuje się fantastycznie przed
obiektywem, jest szalona i podejrzewam, że ma ADHD. Wszędzie jej pełno. Ale da
się do tego przyzwyczaić. Ponieważ tak jak ja, miała wielki problem z
odnalezieniem odpowiedniej drogi w życiu, postanowiła ruszyć ze mną w trasę.
Rzuciła wszystko w Berlinie i wyjechała, nie oglądając się za siebie. Każda z
nas pchana przez nieco inne powody. Uzupełniając się tak, by w każdej sytuacji
się wspierać i podnosić na duchu. A wierzcie mi, w trasie takich chwil załamania
i zwątpienia jest wiele.
Ale przechodząc dalej... Po kilku
tygodniach trafiłyśmy do Paryża. A tam... Cóż, tam poznałyśmy Jamesa, dwudziestopięcioletniego Anglika.
Znacie taki stereotyp artysty: odklejony od rzeczywistości, wiecznie
natchniony, bujający w obłokach dwadzieścia cztery godziny na dobę, którego
inspiruje nawet kropla na szybie? To jest właśnie James. Idealnie wpisuje się
we wszelkie stereotypy o artystach. W dodatku jest niepoprawnym romantykiem,
szukającym miłości. I muzy. Pech chciał, że muzą stałam się ja i Laura.
Oczywiście ona jest zachwycona z tego powodu, bo James z powodzeniem rozwija
swoją karierę fotografa modowego i wspina się po szczeblach kariery. Ja za
to... Nie byłam taka szczęśliwa. Nie zrozumcie mnie źle, lubię siebie, swoje ciało
i urodę, ale aparat i kamera mnie peszą. Nic na to nie poradzę, że wtedy się
spinam i boję się, że zrobię z siebie debilkę. Brak dystansu? A niech tak
będzie!
James podjął decyzję, że będzie nam
towarzyszył aż do Londynu, zbierając materiał na swoją pierwszą wystawę w Nowym
Jorku. Pokochałam ich. Pomimo ogromnych różnic, uzupełniali to czego mi samej
brakuje. Każdy z nas jest jedyny w swoim rodzaju, dlatego nigdy się nie
nudziliśmy. I nie ocenialiśmy. Robiliśmy to co nam się podoba, bez rzucania oskarżeń
i upomnień.
Podczas mojej podróży nie tylko odnalazłam
siebie, ale spotkałam też ludzi, których teraz, mogę spokojnie nazwać rodziną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)