Następny rozdział: 06.08.2017 Rozdziały pojawiają się co około dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na te kolumny, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie w tym miejscu.
Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Ostrzegam, że niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami. Opowiadanie może zawierać wulgaryzmy, przemoc oraz sceny 18+.
Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś moją twórczość, to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. :) Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Zakazane jest kopiowanie treści.

28 maj 2017

#34 'i got you

Kiedy się obudził, czuł się wypoczęty i odprężony. Po raz pierwszy od bardzo dawna. Spojrzał w bok i zauważył, że Aurora nadal śpi z twarzą wtuloną w poduszkę. Zasnęła w trakcie ich rozmowy, tuż po tym jak doszli do wniosku, że mimo szczerych chęci, te trzy miesiące uświadomiły im, że życie osobno jest już niemożliwe. Christopher chciał ją chronić, ale zafundował sobie bezsenne noce i jeszcze większą pokusę sięgnięcia po narkotyki. Aurora natomiast starała się skupiać na wspinaczce, ale pierwszą rzeczą jaką pomyślała po wejściu na szczyt, było to, że jego też by ten widok zachwycił, więc czas wracać i mu to pokazać. Dziewczyna wyraziła swoje ostre zdanie dotyczące narkotyków, grożąc, że jeśli kiedykolwiek znowu po nie sięgnie, to go skopie, a potem zamknie w domu i każe wszystko wyrzygać, wypuszczając go na wolność, dopiero gdy będzie miała pewność, że jest czysty. Stwierdziła, że nie rozumie po co ludzie po nie sięgają, bo sama trzymała się od nich najdalej jak może (może oprócz tego jednego skręta w Amsterdamie, po którym dostała ataku śmiechu, jednak stwierdziła, że to nie jest warte utraty zdrowia, uzależnienia i pieniędzy, bo takie fazy ma i bez tego), ale właśnie przez to nie ma prawa oceniać, bo nie wie jak to jest, gdy pokusa sprawia, że nie myśli się trzeźwo. Tak, pierwszy krok należy zawsze do człowieka i można to sobie tłumaczyć na wiele sposobów, jednak potem... Potem bywa różnie. Stwierdziła, że nie ma zamiaru rozliczać go za przeszłość i to co wtedy się stało. Ale zagroziła, że jeśli tknie cokolwiek to mu zrobi taki odwyk, że mu się odechce. O każdej, nawet najdrobniejszej myśli na ten temat miał jej mówić, bo jak powiedziała szczerze: Nie stracę cię dla takiego gówna. Podziwiał ją za to wszystko. Wiele kobiet by uciekło, zostawiając go z potencjalnym problemem samego. Ona była gotowa stawić temu czoła.
Chwilę jej się przyglądał, po czym z niechęcią, wstał i poszedł się szykować do pracy. Tak bardzo nie chciał tam iść, że aż go mdliło. Zawsze chciał, żeby ludzie postrzegali go jako silnego i skutecznego. A on tchórzył i chował się za narkotykami. A teraz wpadał w jakąś nerwicę i paranoję. Dziwił się, że Aurora mimo wszystko tu była. Powinna go zostawić, bo patrząc na nią, on był zwykłym tchórzem. 

Otworzyła oczy, nie czując przyjemnego ciepła przy swoim boku. Kiedy spojrzała na zegarek, zrozumiała że Christopher musiał iść do pracy. Przeciągnęła się i wstała, zauważając że ma na sobie wczorajsze ubrania. Rozsunęła rolety, które skutecznie hamowały światło słoneczne, stwierdzając że dzisiejszy dzień zaserwował iście paskudną pogodę. Chmury przysłoniły całe niebo i lał się z nich intensywnie deszcz. Czuła, że niedługo usłyszy pierwsze pioruny. Nie miała zamiaru na razie ruszać się z tego mieszkania. Przed wyjściem od siebie, zapakowała do torby trochę ubrań, laptopa i aparat, więc mogła pracować z mieszkania Chrisa i ponownie przygotować mu jakiś obiad, bo czuła, że gdyby był sam, nie zjadłby nic. Albo znowu coś zamówił. Wyszła do kuchni, słysząc jak jej żołądek domaga się uzupełnienia. Z radością stwierdziła, że na blacie czekają na nią kanapki z jej ulubionym, dżemem malinowym, a zrobienie świeżej, aromatycznej kawy, nie zajmie dużej niż minutę. Gdy już miała wszystko co potrzebowała, siadła na sofie, odpaliła komputer i konsumując swoje śniadanie, przeglądała maile i wiadomości. Jej wujek zaprosił ją do Kalifornii. Spojrzała na loty w najbliższych dniach i stwierdziła, że może go odwiedzić na weekend, przed tym jak jej rodzice przylecą na kilka dni. Bez głębszego analizowania, kupiła bilet na lot w piątek rano. Wrócić zamierzała w niedzielę.
Potem siedziała dłuższą chwilę, analizując rozmowę z Christopherem. Chciała być przy nim bez względu na wszystko, tego była pewna. On chciał stabilizacji, jednak ona nadal potrzebowała podróży i nie w głowie jej był ślub czy zmiana niektórych swoich przyzwyczajeń. Teraz zaczynała się zastanawiać, czy jest w stanie być i go wspierać cały czas. Dopiero wróciła z Nepalu, zdając sobie sprawę, że za kilka tygodni wróci do swojego dawnego, wyjazdowego rytmu. Nie była pewna czy on będzie w stanie to zaakceptować.

kilka tygodni wcześniej
— ... wiesz jaką mam pracę. Wyjazdy nie powinny cię zaskakiwać — mruknęła, wkładając do torby wyjęte z szafy koszulki. Potem na pięcie się odwróciła w jego stronę. — To nie tak, że wyjeżdżam na nie wiadomo ile. To tylko cztery dni...
— Super. Więc już nie czujesz obowiązku, żeby mi o tym powiedzieć, bo to TYLKO cztery dni? — podkreślił jedno ze słów i oparł się o zamknięte drzwi do jego pokoju.
— Co? Nie. Dowiedziałam się dzisiaj, że mają dla mnie zlecenie, więc cię informuję... O co ci chodzi?! — warknęła, będąc coraz bardziej zirytowaną zachowaniem Christophera. Zupełnie nie rozumiała o co mu chodzi i w czym jest problem.
— O co mi chodzi? O to, że bierzesz każde, cholerne zlecenie. Że coraz trudniej jest się z tobą umówić, a nawet jeśli to zrobię, to nie mam pewności, że coś ci nie wyskoczy... — krzyknął niezadowolony. 
Zmarszczyła brwi. Nadal nie wiedziała jaki jest jego problem. Wpadł do jej mieszkania kilkanaście minut po telefonie, który wykonała, żeby go poinformować, że jutro leci do Nowego Orleanu. Zastał ją podczas pakowania i od razu wylał gorzkie żale. 
— Chris... To dla mnie nowa sytuacja, okey? Ta praca, związek... Nie wiem jak mam to wszystko ze sobą pogodzić... Bycie z kimś nie... było w planach na razie... 
Po chwili zrozumiała co chlapnęła. Zamknęła oczy i zagryzła wargi, przepuszczając przez nie siarczyste przekleństwo. Mężczyzna spojrzał na nią wzrokiem pełnym wściekłości, zawodu i niedowierzania. Nie mogła uwierzyć, że te słowa przez jej usta. Ruszyła w jego stronę, ale on był już za drzwiami i szedł do wyjścia z mieszkania. Krzyczała i prosiła, żeby się zatrzymał, ale był nieugięty, więc gdy usłyszała trzaśnięcie z korytarza, poczuła się jakby oberwała w twarz. 
— Kurwa! — krzyknęła, nie zwracając uwagi na swoich współlokatorów, którzy spokojnie sączyli herbatę w salonie. Wróciła się do sypialni, zabrała torbę z telefonem i czapkę. Przy drzwiach założyła buty i kurtkę i bez słowa wyszła z mieszkania.

Kiedy po kilku godzinach wrócił do budynku, w którym mieściło się jego mieszkanie, nadal był wściekły i rozżalony. Nie miał zamiaru przepraszać Aurory. Zależało mu na niej. Zależało mu by to co było między nimi wypaliło, ale zanim wyzna wszystkie swoje sekrety musiał ją lepiej poznać. A jak miał to zrobić, skoro nie mieli kiedy się widywać, bo przyjmowała co chwilę nowe zlecenia. Czasami zachowywała się adekwatnie do wieku i najpierw coś mówiła albo robiła, a potem myślała.
Jadąc windą, przetarł dłońmi zmęczoną twarz, marząc jedynie o wygodnym łóżku i długim śnie. Spojrzał na swój zegarek i uświadomił sobie, że jest już po północy. Zupełnie stracił poczucie czasu, łażąc bez celu po Central Parku, niemal odmrażając sobie palce. Kiedy wyszedł z windy zamarł. Pod ścianą, tuż koło drzwi do jego mieszkania, siedziała Aurora. Miała wyprostowane nogi, głowę odrzuconą do tyłu, a oczy zamknięte. Wyglądała jakby zasnęła w bardzo niewygodnej pozycji. Podszedł do niej i siadł obok. 
— Siedzisz tu od kiedy wyszedłem z twojego mieszkania? — spytał, kiedy poczuł jak się porusza. Popatrzyła na jego profil, bo nawet nie odwrócił głowy w jej stronę.
— Tia... — mruknęła, przecierając dłonią oczy, jakby faktycznie dopiero co się obudziła. Po chwili ułożyła ręce na kolanach i zaczęła skubać swój szalik. — Wybacz, chyba przysnęłam.
— Co tu robisz, A? Jest środek nocy, a ty rano masz lot, nie? — powiedział, podnosząc się z miejsca i otwierając drzwi.
— Nie bądź taki... Przepraszam... Kurwa, wiem że zachowałam się jak ostatnia suka... Nie powinnam tego mówić i... to wszystko nie tak... — powiedziała, stając za nim ze spuszczoną głową. Kiedy wszedł do mieszkania, nie ruszyła się nawet o milimetr.
— Wchodzisz? 
Spojrzała na niego skruszona i ruszyła za nim, zsuwając z siebie płaszcz, w którym było jej zdecydowanie za gorąco. 
— Nie wiem co mnie napadło... Nie chcę, żebyś pomyślał, że my... że to się dla mnie nie liczy... Liczy się... Ale, cholera, to mój pierwszy związek i... no mogę czasem coś spieprzyć... Nie do końca czasami wiem jak się zachować, bo nie spodziewałam się, że spotka mnie takie... coś. — Odwróciła się w jego stronę i popatrzyła prosto w oczy. — Ta praca... Jest dla mnie ważna. Chcę wyrobić sobie markę i... No staram się poukładać to wszystko, żeby za kilka miesięcy móc zwolnić... Rany, pogrążam się jeszcze bardziej? — Przygryzła mocno wargę, widząc jego nieodgadniony wyraz twarzy. Czuła jak naruszona przez mróz skóra pęka, a metaliczny posmak rozlewa się w jej ustach.
Christopher wypuścił w końcu powietrze i opuścił ręce wzdłuż tułowia. 
— Nie, nie pogrążasz się, A. — Przetarł dłońmi twarz. Chciał jej to wytłumaczyć spokojnie, żeby nie było kolejnej kłótni czy niedomówień. — Rozumiem twoją pracę... Ale chciałbym móc się z tobą umówić bez obaw, że nagle odwołasz... Albo zabrać cię gdzieś spontanicznie... Wiem, że pracujesz ciężko na swoją reputację i wierz mi, cholernie mi imponujesz bo jako freelancer jesteś szefem i pracownikiem w jednym, ale... jeśli to, co mamy ma wypalić... Musisz znaleźć jakiś system... Wiem, że nie chcesz myśleć o odległej przyszłości i nie przeszkadza mi to ani trochę, sam nie mam ochoty się nad tym rozwodzić, ale... jest w tobie coś takiego co sprawia, że chciałbym tę przyszłość dzielić z tobą... pomimo iż nie wiemy o sobie wszystkiego... Ale, żeby się poznać, potrzebujemy czasu... 
Popatrzyła na niego, rozumiejąc co ma na myśli. Najwyraźniej, ich związek był już na takim etapie, że powinna go uwzględniać w planowaniu. Przytaknęła i wciągnęła powietrze do płuc. 
— Masz rację. Przepraszam... To dla mnie nowe i ciągle staram się odnaleźć... 
Pokręcił lekko głową i uśmiechnął się pod nosem. Zrozumiała, że chyba wybaczył jej wtopy i błędy, które zrobiła kilka godzin temu.
— Serio, siedziałaś na tym korytarzu przez prawie cztery godziny? — Uśmiechnął się i zbliżył do niej. 
— Tak. Dobrze, że żaden sąsiad nie wracał, bo wyglądałabym jak obłąkana prześladowczyni... Nie dobijałam się też do twoich drzwi. Stwierdziłam, że nawet jeśli jesteś w środku to w końcu się ulitujesz... — Uśmiechnęła się szeroko. 
Pokręcił z politowaniem głową.
— Czasami bywasz niemożliwa — mruknął i przycisnął ją do siebie, zamykając w silnym uścisku.
Bez zawahania wpiła się w jego usta, nie pozwalając mu się odsunąć nawet o milimetr.
— Chyba powinnam cię jeszcze raz... — wymruczała, całując linię jego szczęki i szyję, w tym samym czasie rozpinając guziki koszuli. — Bardzo przeprosić... I nadmienić, że mogę spieprzyć jeszcze nie raz... 
Uśmiechnął się tylko szeroko i bez wysiłku podniósł ją do góry, zmierzając w kierunku sypialni.

teraźniejszość
Jej podróż po wspomnieniach przerwał dźwięk telefonu. Bez patrzenia na wyświetlacz odebrała.
— Tak, słucham?
— Domyślam się, że skoro nie wróciłaś na noc, to pogodziłaś się z Christopherem... — mruknął James. Uśmiechnęła się pod nosem.
— Pracujemy nad tym.
— Mam nadzieję, że intensywnie i fizycznie.
— Zboczeniec! — zaśmiała się głośno, żałując, że chłopak nie stoi przed nią. Mogłaby wtedy uderzyć go poduszką.
— Słuchaj... Domyślam się, że jesteś teraz sama... — powiedział niepewnie.
— No jestem. Jeśli masz ochotę, zapraszam. — Uśmiechnęła się pod nosem, przestawiając kolejne zdjęcie.
— Serio? Jeśli jesteś...
— James... Jesteś moim przyjacielem i chociażbym była na drugim końcu świata, siadłabym i cię wysłuchała. Jakie szczęście, że jesteśmy w jednym mieście... Możemy się zobaczyć. Jak nie będziesz tu za pół godziny... Wiem gdzie mieszkasz, Smith... — zagroziła, rozłączając się, zanim miał szansę cokolwiek jeszcze powiedzieć. Od razu zerwała się z miejsca i ogarnęła salon, w którym rozłożone miała zdjęcia, dokumenty i wstępne notatki do reportaży. Ogarnęła siebie, bo oprócz porannego prysznica, zupełnie nic ze sobą nie zrobiła. Jej włosy były jednym wielkim kołtunem, który musiała jakoś rozczesać. Zadzwoniła też ponownie do Jamesa, licząc że ten jest nadal w mieszkaniu i mógłby przywieźć jej rzeczy, które przydadzą jej się w Kalifornii.
Kiedy trzydzieści minut później usłyszała pukanie do drzwi, z uśmiechem pobiegła je otworzyć. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, ile w niej tego dnia energii. Momentalnie rzuciła się na szyję swojego przyjaciela, odbierając mu mowę.
— Aż tak się stęskniłaś za moim marudzeniem? — zaśmiał się, obejmując jej szczupłe ciało.
— Bardzo... — mruknęła, ciągnąc go w stronę salonu. — Mów. Przez telefon brzmiałeś... dziwnie...
— Po prostu chciałem się z tobą zobaczyć, to zbrodnia? — zapytał, sięgając po jedno z ciasteczek, które leżały na spodku.
Uniosła do góry jedną brew, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że nie kupuje jego tłumaczenia. Siadła na fotelu i wtuliła się plecami w materiał. Chłopak wypuścił głośno powietrze i w końcu się rozluźnił. Oparł ręce na sofie.
— Rozmawiałem z Nickiem...
— I? — Wlepiła w niego zatroskane spojrzenie, chcąc wyczytać coś z jego twarzy.
— Pokłóciliśmy się, ale chyba zrozumiał mój punkt widzenia... — wydusił w końcu z siebie.
— No to chyba dobrze, nie? — Sama chwyciła jedno z ciasteczek, ale zamiast je zjeść, zaczęła skubać boki, nieelegancko rozsypując okruszki na drogie obicie fotela i biały dywan. To co dwie sekundy temu wydawało jej się smaczne, teraz jakoś niespecjalnie chciała brać do ust. Nie wiedziała co spowodowało jakieś podświadome zdenerwowanie, ale nie miała ochoty na wypiek, który sama wczoraj przygotowała.
— Czuję się jak skończony dupek. Bo na niego naciskam, a nie staram się zrozumieć... — mruknął. Naprawdę to miał na myśli, widziała to w jego przygarbionej postaci. Wpatrywał się w dywan, jakby chciał policzyć w nim wszystkie wełniane włókna.
— Jesteście ze sobą już ponad rok. On ma ponad trzydzieści lat, to chyba normalne, że chcesz się z nim pokazywać na ulicy, nie tylko jako dwójka znajomych, ale jako para... — Przesiadła się obok niego i położyła mu dłoń na ramieniu. — Musicie to jakoś przepracować i pójść na kompromis...
Sama zrozumiała, że jeśli ma zbudować z Chrisem silny związek, będzie musiała pójść na ustępstwa dotyczące jej pracy. Jeśli faktycznie ma zamiar odejść z firmy ojca, będzie mu potrzebna na miejscu a na setki kilometrów oddalona. Będzie musiała uwzględniać w swoich planach i o wszystkim mu mówić, co jakoś nigdy nie było dla niej proste. Czytając kolejne romansy, miała wrażenie, że kobiety często traciły w związku siebie i stawały się uzależnione za bardzo od swoich facetów. Nie chciała do tego dopuścić i musiała się nauczyć zachowywać równowagę, by nie stać się nieszczęśliwą.
— Umówiliśmy się na wyjście w sobotę. Mam nadzieję, że się z tego nie wycofa. Idziemy wprawdzie wszyscy razem, ale... My idziemy jako para... Oficjalnie. Dotychczas wyglądaliśmy jak dwójka znajomych... Tum razem chcę móc go złapać za rękę, objąć...
— Rozumiem... Będziesz mi musiał wszystko opowiedzieć... — Uśmiechnęła się, opierając policzek o jego ramię.
— Nie idziesz?
— Jadę do Kalifornii. Do wujka... Wiesz... Opowiedzieć mu jak było... On wyłożył kasę na to szaleństwo... — zaśmiała się cicho.
— Doszliście z Chrisem do jakichś wniosków? — Zmienił nagle temat, opierając się wygodnie i ciągnąc ją za sobą.
— Jakichś tak... Ale to na pewno nie koniec...
— Chcę żebyś była szczęśliwa... — powiedział cicho, głaszcząc ją po włosach.
— A ja chcę, żebyśmy wszyscy byli szczęśliwi... — odparła, całując go w policzek.

Po raz kolejny po przekroczeniu progu mieszkania, do jego nozdrzy doszedł zapach jedzenia. Zdjął szarą marynarkę i poluzował supeł krawata, wchodząc do kuchni. Aurora stała do niego tyłem, pochłonięta gotowaniem. Nie chciał jej przeszkadzać, bo lubił na nią patrzeć, gdy bujała się do rytmu piosenki, którą puszczała z komputera stojącego na wyspie. Podśpiewywała pod nosem, mieszając coś w garnku.
— Będziesz tam stał i się patrzył? — mruknęła, nie odwracając się w jego stronę.
— Tak.
— Czyli nie masz ochoty zjeść?
— Wytrzymam... — odparł i w kilku krokach znalazł się za nią. Objął ją w talii i pocałował w policzek. — Jak to jest, że wczoraj jak wróciłem to się wystraszyłaś, a dzisiaj wiedziałaś, że tu stoję?
Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się pod nosem. Naprawdę nie miała pojęcia, jak to się stało, że wyczuła jego obecność, bo nie mogła usłyszeć zamykania drzwi wejściowych. Muzyka grała za głośno. Wypuścił powietrze i w końcu się rozluźnił, czując się znacznie lepiej niż kilka minut wcześniej. Miał ochotę na długie wakacje. Planował je sobie zrobić zaraz po zakończeniu tej sprawy. O ile dożyje...
— Daj mi dwie minutki i będzie gotowe... — Uśmiechnęła się szeroko i po raz kolejny zamieszała danie. 
Mężczyzna nie miał jednak zamiaru na nic czekać. Odwrócił ją przodem do siebie. Zaśmiała się cicho, patrząc mu prosto w oczy. Złączył ich wargi w pełnym pasji pocałunku, a ona czuła, jakby robili to po raz pierwszy. Objął ją w talii i oparł o blat, przechylając trochę do tyłu. Jego długi zarost drapał ją w nadal nieco nadwrażliwą skórę, co musiała przyznać, że przypadło jej do gustu. Uśmiechnęła się pod nosem i przyciągnęła go mocniej do siebie, wsuwając dłonie w jego jedwabiste, niemal czarne włosy. To były ponad trzy miesiące. Trzy miesiące, podczas których zrozumiała, że chce, aby to było prawdziwe. Marzyła, by był tym jedynym, bo bez niego nie chce normalnie funkcjonować. Czuła, jak sadza ją na blacie i staje między jej nogami. Sam uśmiechnął się nieznacznie, gdy lekko przygryzła jego wargę. Z jego gardła wydobyło się ciche warknięcie. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo tęskniła za jego dotykiem i pocałunkami. Teraz wszystko zdawało jej się wracać na swoje miejsce. Odsunął się kawałek, żeby popatrzeć jej w oczy i pogłaskać po policzku.
— Zaraz wrócę... — mruknął, całując ją w czubek nosa i wychodząc do sypialni.

Przyglądała się jak je risotto przez nią przygotowane. Wpadła na ten pomysł rano, gdy zobaczyła, że ma wszystkie składniki, a to było pierwsze danie jakim kiedykolwiek go uraczyła. Teraz konsumował z zapałem, co oznaczało, że chyba jej wszystko wyszło. Zaczesała włosy za ucho i skupiła się na swojej porcji. Mogła do tego przywyknąć. Widziała ich za kilka lat we wspólnym domu, spędzających razem czas po pracy i cieszących się swoim towarzystwem. Przerażał ją fakt, że zaczynała o tym wszystkim myśleć, podczas gdy dotychczas nawet nie zastanawiała się nad budowaniem z kimś związku, a co dopiero przyszłości i domu. 
— Podoba mi się ta broda... — mruknęła, odsuwając pustą miseczkę. W ostatnich dniach się najadała, nawet jeśli danie zawierało ryż, którego myślała, że już nigdy więcej nie tknie.
— Ty też? — warknął, podnosząc w końcu na nią wzrok.
Uśmiechnęła się szeroko.
— Dogryzają ci? — Droczyła się, opierając się wygodnie i patrząc mu prosto w oczy.
— Trochę...
— Mi się podoba. Zmiany są dobre... — Uśmiechnęła się i nachyliła ponownie. — Jadę jutro do Kalifornii na weekend.
Widziała jak się spiął. Wiedziała, że tak będzie. Ledwo wróciła, ledwo ją odzyskał, a ona znowu chciała zniknąć. Zdenerwowała go, a tak dobrze im szło. Nie liczyła, że do końca życia unikną spięć, ale liczyła, że unikną ich chociaż do końca tygodnia.
— Nie możesz za tydzień? — warknął przez zaciśnięte zęby.
— Mój wujek za sponsorował wyprawę... Muszę mu opowiedzieć jak było... Podziękować... — powiedziała cicho, tym razem nie spuszczając głowy. Nie miała zamiar unikać jego spojrzenia. Był zły, ale na pewno nie wściekły, więc była nadzieja. — Tylko do niedzieli. Potem obiecuję, że nie ruszam się nigdzie przez co najmniej miesiąc...
— Mhm... Jasne... — mruknął i zniknął za drzwiami sypialni.
Opadła plecami na oparcie i wypuściła powietrze. Myślała, że będzie znacznie gorzej.

Kiedy obudził się w środku nocy, czuł że jest sam w łóżku. Nie był pewny, czy Aurora w ogóle przyszła, czy ulotniła się z mieszkania, bo chwilę po tym jak położył się na łóżku, usnął. Był zmęczony i zdenerwowany. Liczył, że spędzą razem weekend, nadrobią ten stracony czas, a tymczasem ją znowu gdzieś ciągnie. Wiedział, że lubiła się włóczyć i podróżować, jakby stale czegoś szukała, ale nie było jej dwa miesiące, więc miał nadzieję, że jednak chociaż na chwilę odpuści. Podniósł się z łóżka, bo przez temperaturę w pokoju, zaschło mu w gardle. Ruszył w stronę kuchni i tuż za drzwiami sypialni zamarł na chwilę.

4 komentarze:

  1. A to ciekawe co on tam zobaczył .. ;D
    Czekam na następny ! ;)) ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. A co on tak znika w tej sypialni podejrzanie? Ej, mam złe przeczucia... Bardzo złe. BARDZO.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po tym fragmencie z przeszłości doszłam do wniosku, że oni się ciągle za coś przepraszają :D Może dlatego, że to początki związku i nie są jeszcze dopasowani, więc cały czas mówią coś nie tak. Aczkolwiek śmiać mi się chce, gdy po raz kolejny czytam, że ktoś kogoś przepraszał :D
    Końcówka rozdziału naprawdę intrygująca... Może nie stało się nic złego, a może ma to jakiś związek z tą mafią? Nie mam dobrych przeczuć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Baccarat and Rules for Three To Four Players - FEBCASINO
    Four Players can be found at 바카라 the tables of a 샌즈카지노 casino table. All rules are based on each player's 바카라 사이트 bid (one player to the dealer).

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

obserwatorzy

SZABLON WYKONANY PRZEZ KAYLO NA BAZIE CZARNEJ REWELACJI, PRZY POMOCY: BLOGGER PORADY. OBSŁUGIWANY PRZEZ BOGGER.