Następny rozdział: 06.08.2017 Rozdziały pojawiają się co około dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na te kolumny, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie w tym miejscu.
Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Ostrzegam, że niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami. Opowiadanie może zawierać wulgaryzmy, przemoc oraz sceny 18+.
Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś moją twórczość, to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. :) Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Zakazane jest kopiowanie treści.

9 kwi 2017

#29 'troubles

dwa dni wcześniej
Podniosła ciężkie powieki i rozejrzała się dookoła. Zupełnie nie pamiętała dojścia do obozu, nie wspominając momentu, gdy usnęła. Teraz, na zewnątrz było widno, a ona otulona była śpiworem. Odwróciła się w stronę Ryana, który siedział w kącie.
— Spałeś? — mruknęła.
— Trochę. Masz herbatę. Musisz się nawodnić i odzyskać siły. — Podał jej kubeczek i uważnie przyjrzał jej twarzy. — Lepiej się czujesz?
— Powiedzmy... — Skrzywiła się mocno i upiła łyk ciepłego napoju. — Dałam pokaz. Wstyd mi, że tak...
— Cicho. Nie twoja wina. Wiało. Nawet ja doszedłem tu ledwo żywy. A ty jesteś znacznie mniejsza, no i byłaś na szczycie. Nie twoja wina... — Uśmiechnął się do niej. 
— Która godzina?
— Dwunasta. 
— Wow. Ile przespałam?
— Doszliśmy tu około dziewiątej wieczorem. Co daje... Piętnaście godzin. 
— Cholera... Nawet nie pamiętam momentu powrotu do obozu... — Oparła czoło o zgięte kolana. — Rany... Do kiedy tu siedzimy?
— Do jutra. A raczej dzisiaj w nocy przekroczymy Icefall. Pogoda znowu ma się unormować... — powiedział, podając jej jedzenie, które wzięła z wdzięcznością. — Dobrze, że uciekliśmy. Na górze było kiepsko. Może i w "trójce" nie było tak tragicznie jak w "czwórce" ale targało namiotami, jakby chciało je wyrwać. Te górne podobno są przysypane... 
— Dobrze, że uciekliśmy... — Uśmiechnęła się blado. 
Miała zapadnięte policzki i oczy. Piętno wspinaczki mocno się nie niej odcisnęło i wyglądała na chorą, chociaż coś w jej oczach utwierdzało go w przekonaniu, że jest bardzo szczęśliwa. Cieszył się, bo nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby coś jej się tu stało. 
— Może wolisz wracać helikopterem?
— Żartujesz?! Weszłam tu na nogach i na nogach zejdę. — Jej szeroki uśmiech utwierdził go w przekonaniu, że mówi poważnie i czuje się znacznie lepiej.
— Nic ci nie jest po leku?
— Dostałam kopa na znaczną część trasy, ale sama końcówka. Serio, nic nie pamiętam. Szłam na oślep.
— Już jest okey... — Poklepał ją po ramieniu. 
— Nie przysporzyłam wam problemów?
— Skąd! Nadal jestem z ciebie cholernie dumny! 
Widziała, że chłopak czymś się przejmuje. Domyślała się, że chodzi o zbliżającą się datę ślubu i strach, że nie zdąży wrócić.
— Hej, damy radę... Wrócimy do Stanów na czas...
Mruknął coś pod nosem, uśmiechnął się i ułożył wygodnie, oświadczając, że idzie spać i ona też powinna.


kilka tygodni temu
— Więc ty możesz mi robić awantury z zazdrości, a ja tobie nie? — warknął, patrząc jak wchodzi do jego mieszkania.
Dwie godziny wcześniej wpadł na nią pod biurowcem, gdy wracał z lunchu. Stała z jakimś facetem, który dosłownie pożerał ją wzrokiem, a ona uśmiechała się słodko. Aż go wykręciło, gdy zobaczył jak gość kładzie jej dłoń na ramieniu. Chwilę później odszedł, a gdy Christopher w końcu znalazł się obok niej i rzucił komentarz na ten temat, wściekła się, stwierdziła że wyolbrzymia i poszła. Teraz stała opata o ścianę i przyglądała mu się uważnie. Miała na sobie obcisłe niczym druga skóra, czarne spodnie, skórzane botki i czarny dopasowany płaszcz. Rozpięła guziki i odsupłała szary szalik. 
— Nie zrobiłeś mi awantury, tylko chamsko zaznaczyłeś, że nie mam prawa rozmawiać z innymi mężczyznami... — odparła spokojnym tonem. Wiedział, że to cisza przed burzą. 
Poprawiła swoje białe włosy i popatrzyła lodowatymi, niebieskimi oczami, podkreślonymi ciemnym makijażem. Wyglądała pięknie. I gdyby nie fakt, że potrafił zapanować nad swoimi pragnieniami, teraz nie byłoby awantury. A ta wisiała w powietrzu niczym burzowe chmury.
Ledwo wytrzymywała, bo miała ochotę wykrzyczeć wszelkie żale. Była zmęczona, zdenerwowana i jedyne o czym marzyła to odpoczynek. Christopher siedział ubrany w czarne dresowe spodnie i czarny t-shirt. Miał potargane włosy i, jak zwykle, kilkudniowy zarost. Był tak przystojny, że dzisiaj, bez trudu, mógłby wygrać ich małą potyczkę. Tylko, że ona naprawdę nie miała ochoty na spięcia. 
— Masz prawo rozmawiać. Ale krew mnie zalewa jak widzę jak się wdzięczysz do nich, a oni pożerają cię wzrokiem, czy to takie dziwne?
— Ja się muszę mierzyć z twoimi adoratorkami non stop i jakoś nie robię ci awantur każdego dnia. A powinnam... — Uniosła nieco ton, ale nadal starała się być spokojna i opanowana.
— Tak jak ostatnio, co? Jak wpadłaś do mojego biura i wyzwałaś asystentkę mojego ojca od parszywych dziwek? Zresztą niezłe zagranie, z całą pewnością moi rodzice cię w zaakceptują.
— Nie szukam ich aprobaty, Christopher. Oni mnie nie zaakceptują nigdy. Twoja matka uważa mnie za chorą na głowę dzikuskę, która, zapewne, rzuca się na ciebie z powodu twoich pieniędzy, a twój ojciec to... cóż, trudno cokolwiek o nim powiedzieć, bo niewiele się odzywa, jest pod pantoflem twojej matki. Ale straszny z niego dupek, skoro szantażuje własnego syna, tak usłyszałam to i owo dlaczego nie chcesz rzucić tej roboty i dlaczego jesteś taki grzeczny w stosunku do nich i spełniasz wszystkie ich zachcianki. Nie chcesz mi mówić o co chodzi, nie ma sprawy, ale wybacz... — Teraz dało się wyczuć jej zdenerwowanie. Dotychczas atmosfera była gęsta, ale w tym momencie emocje sięgały zenitu i zaraz miały eksplodować. — Ja nie będę się przed nimi korzyć i błagać o akceptację, bo mam swoją godność. To od ciebie zależy czy chcesz to dalej ciągnąć czy nie... — Zakończyła swój monolog.
— Po prostu nie wiesz wszystkiego... — mruknął niezadowolony.
— Jasne. Bo ty mi nie chcesz powiedzieć. Ale wiesz co...
— Czekaj, czekaj... Kiedy to od twoich ulicznych flirtów przeszliśmy do tematu moich rodziców? — Podniósł się z miejsca i w podszedł do niej kawałek, nadal zachowują dystans.  Zmarszczyła brwi. 
— No tak. Jeden problem na raz. To nic nie znaczyło, Chris... Serio, gość mnie zaczepił, bo widział jak robię zdjęcia, zapytał się czy dla kogoś pracuje, albo sama pozuję. Nie twierdzę, że do mnie nie uderzał, a ja chciałam go tylko uprzejmie spławić...
— Uprzejmie spławić, co? — Jeszcze bardziej się do niej zbliżył. Widział, że się w niej gotowało, ale jakimś cudem trzymała nerwy na wodzy. — Nie wyglądało na to.
— Twoja zazdrość jest irracjonalna. 
— Twoja też była! 
— Kurwa... Ta laska. Siedziała. Na twoim. Biurku. Moment, rozchyliła by nogi i mógłbyś sprawdzić, czy miała na sobie tego dnia bieliznę!
— Rany, myślałem, że już wyjaśniliśmy sobie tę kwestię!
Mruknęła coś pod nosem i dźgnęła go palcem w tors.
— Nie flitowałam z nim. Był obleśnym zbokiem, który proponował, uwaga, zrobienie mi fotek, bo jestem, cytuję: cholernie seksi. Odmówiłam, bo marna ze mnie modelka, zdjęcia może mi robić tylko James, a nie jakiś napalony palant z ulicy. Szanuję się. 
Przyjrzał jej się uważnie. 
— Chris, jestem zmęczona. Siedziałam dzisiaj u agenta pół dnia, bo najpierw nie mógł skończyć spotkania, a potem przeglądał każde moje zdjęcie. Chciałam tylko posiedzieć i... odpocząć. Nie mam siły, na kłótnie i awantury.
Pogłaskał ją po ramieniu, a jego wyraz twarzy nieco złagodniał. Widział to zmęczenie. I chociaż wiele spraw jeszcze powinni wyjaśnić, nie chciał jej teraz drażnić. Objął ją i przyciągnął do siebie, zamykając w silnym uścisku. Czuł jak jej ciało powoli się poddaje i spięcie ustępuje. Poprowadził ją na kanapę, po drodze ściągając z niej szalik i płaszcz. Ułożył się wygodnie na sofie i pociągnął ją za sobą, powoli głaszcząc jej ręce i ramiona.
— Wybacz...
— Też bywam zazdrosna. To ja powinnam przepraszać, za ostatni wybuch. Przesadziłam.
— Fakt. Ojciec się wściekł.
Wypuściła głośno powietrze i przymknęła oczy, wsłuchując się w bicie jego serca.
— Ale naprawdę mnie to nie interesuje — powiedział cicho. — Wystarczy, że pracuję w jego firmie. Nie pozwolę, żeby wybierali z kim spędzę swoje życie. — Odgarnął jej z twarzy pasmo włosów. Czuł jak się uśmiecha.
— Wyjaśnisz mi kiedyś dlaczego nie możesz po prostu zostawić tej kancelarii?
— Wyjaśnię. Obiecuję. Ale na razie, odpocznijmy.
— Przepraszam... Czasem zachowuje się jak skończona suka... — powiedziała. Nim się obejrzał jej oddech się unormował, a ona zasnęła.


teraźniejszość
Mówili im, że przejście Icefallu to idiotyzm i nadmierne ryzyko. Ale tak samo było z zostaniem tam na górze. Wyszli w środku nocy, żeby jak najszybciej przekroczyć lodospad. Wszystko było jednym wielkim ryzykiem, ale nie powinni zostawać na górze. Ich baza na dole była w idealnym położeniu. W przypadku lawiny, byli osłonięci wielkimi głazami, dzięki czemu mieli się gdzie schować. Aurora nabrała nowych sił, ale była napędzana przez strach i niepewność. Widziała to też w oczach pozostałych wspinaczy. Nie szli sami. Większość ekip chciała opuścić Obóz I i II i znaleźć się w bazie. Byli na przedzie i sprawnie opuścili ten lodowy labirynt, będąc na prostej do ich starych namiotów i tych, którzy zostali na dole. Był dwudziesty piąty maja i Ryan poważnie zaczął się martwić, że do trzeciego nie zdążą wrócić do Ameryki. Pogoda, skutecznie utwierdzała go w tym przekonaniu. W namiotach wszyscy padli zmęczeni, tylko on od razu zaczął składać swoje rzeczy do plecaka. 
— Wyruszę pojutrze rano. Powinno mi zejście zająć trzy dni. Trzydziestego, rano wsiądę w samolot do Katmandu. Potem o dziewiątej wieczorem jest jedyny samolot z Katmandu do Dohy, przesiadka i do Nowego Jorku — mówił, gdy Aurora w końcu weszła do jego namiotu. — Wtedy trzydziestego pierwszego będę w Nowym Jorku. I pierwszego będę mógł jechać do Hamptons. 
— Okey. A teraz odpocznij, Ryan. Musisz się zrelaksować. Zdążymy...
Chłopak mruknął coś pod nosem i opadł na karimatę. Na zewnątrz było już ciemno i gwarny zwykle obóz stał się cichy. Wszyscy byli już zmęczeni i czekali na moment, gdy wrócą do domu.
— Zadzwonię do niej jutro... — powiedział cicho, zakrywając oczy rękami.
— Dobry plan. A teraz się prześpij... Wszystko jest zgodnie z planem...
— Mam cholernie złe przeczucia, Aurora...

Obudziły ją donośne głosy i uderzenia w namiot. Ledwo się z niego wyczołgała, została potrącona przez jakiegoś faceta. Krzyknęła z wyrzutem i rozejrzała się dookoła. W końcu, jej wzrok padł na Icefall. Dotychczas uważała, że osoby, które mówią: całe życie przemknęło mi przed oczami, trochę przesadzają. Wierzyła, że to tylko takie wrażenie, bo przecież to niemożliwe. Frazes powtarzany w kółko, który tak naprawdę nie ma miejsca. A jednak. Gdy uświadomiła sobie, że biała ściana porusza się bardzo szybko w ich kierunku i nie jest wyjątkowo gęstą mgłą, miała znaczną część swojego życia przed oczami. Szczególnie tą, gdzie miała coś na sumieniu i nie zdążyła się rozliczyć za błędy. Teraz, bała się że umrze. Że lawina pogrzebie ją razem z innymi. Że nie przytuli rodziców. Że nie podziękuje przyjaciołom. Że nie powie Chrisowi co czuje. Ale nie mogła się ruszyć. Stała jak sparaliżowana, patrząc jak ta ściana gna w jej kierunku. Dopiero teraz zorientowała się, że grunt pod jej stopami się trzęsie. Nie mogła uwierzyć, ze spała tak mocno, że tego nie poczuła. 
— Kurwa... — Usłyszała koło ucha i poczuła szarpnięcie. — Skul się, rękami osłoń głowę, twarz ukryj w dole, zrób niewielką przestrzeń, żeby móc oddychać.
— Nie powinniśmy uciekać? — powiedziała, spoglądając na Milesa pustym wzrokiem, jakby jej umysł się zupełnie wyłączył. 
— Skarbie, nie ma na to czasu. — Rozejrzał się dookoła. — Tutaj... 
Wykonała jego polecenie, po chwili rozumiejąc co się dzieje.
— Gdzie Ryan? 
— Nie widziałem go. Na pewno jest z resztą koło mesy. Spokojnie. Nie ma go w namiocie.
— Zginiemy? — załkała cicho, kuląc się i czekając na ostateczne uderzenie śniegu.
— Mam nadzieję, że nie — mruknął z brutalną szczerością.
Widziała ludzi, kulących się za namiotami. Widziała strach w oczach wszystkich dookoła. Widziała pędzącą w ich stronę tumany śniegu i lodu. A potem nagle nie widziała zupełnie nic.

Obóz był zniszczony. Namioty przygniotły kilogramy białego, zbitego śniegu. Ludzie, którzy byli na zewnątrz, starali się odnaleźć wszystkich towarzyszy, odkopując tych, którzy znaleźli się pod śniegiem. Widziała szok i niedowierzanie. Ból i desperację. Stała po środku swojej bazy i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Ludzie wołali, chodzili. A ona w osłupieniu stała i patrzyła na to wszystko. I nagle go zobaczyła. Szedł, potrącając kolejnych wspinaczy. Szedł do niej. Był zdeterminowany, widziała to w jego oczach. I nagle upadł. Zmarszczyła brwi, ale to spowodowało, że w końcu się ruszyła z miejsca. Podbiegła do niego i uklęknęła. 
— Chris... — wydukała, patrząc jak walczy o każdy oddech i trzyma się za serce. — Niech mi ktoś pomoże! — krzyknęła, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. Klęczała przy nim, patrząc jak się męczy i powoli umiera. Krzyczała, błagała, płakała, ale nikt nawet na nich nie spojrzał. Odchodził. Nawet nie wiedziała co on tu robi. — Chris, nie zamykaj oczu... Proszę... Po coś tu przyjechałeś, musimy porozmawiać...
— Ja... — Próbował coś powiedzieć, ale wyraźnie miał problem. Był za wysoko. Dopadała go choroba wysokościowa. 
Płakała. Czuła jak łzy lecą po jej policzkach i momentalnie zamarzają. Było jej tak zimno. Dookoła niej było tak ciemno. Nikt jej nie chciał pomóc. A facet, którego kocha, umierał w jej ramionach.

4 komentarze:

  1. Nie wiem dlaczego, ale mam jakieś dziwne przeczucie , że ktoś nie wróci cały z tej wyprawy ;/ rozdział jak zwykle wciągający ;)) już się nie mogę doczekać kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział Ci się podobał i mam nadzieję, że kolejny Cię nie rozczaruje :)

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Chris? Jak to? Jak on się tam znalazł? Z początku czułam małą dezorientację, bo zupełnie nie wiedziałam, czemu A. wypowiedziała to imię. Wydawało mi się, że to Ryan upada, a A. mówi o Chrisie tak... z przyzwyczajenia;D Ale wygląda na to, że to naprawdę Chris pojawił się w obozie. Zastanawia mnie jakim cudem zrobił to tak szybko i przede wszystkim czy z tego wyjdzie. Podejrzewam, że tak ale nigdy nic nie wiadomo. No i nadal martwię się o Ryana...

    Czekam na kolejny! ;*
    I powiem jeszcze, że bardzo podobały mi się emocje, które wzbudzałaś w tym rozdziale ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję, że wszystko się wyjaśni w następnym rozdziale. Zostawiamy już góry i wracamy do Nowego Jorku, mam nadzieję, że nadal uda mi się dobrze przedstawić emocje bohaterów :)

      Pozdrawiam :)

      Usuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

obserwatorzy

SZABLON WYKONANY PRZEZ KAYLO NA BAZIE CZARNEJ REWELACJI, PRZY POMOCY: BLOGGER PORADY. OBSŁUGIWANY PRZEZ BOGGER.